[ Pobierz całość w formacie PDF ]
li milczenia, która obojgu wydała się wiecznością.
- Oczywiście. Przecież nie klęczę przed tobą z upodoba-
nia doaktorstwa i francuskiej farsy.
- Och, Dan! - Kiedyrzuciła mu się na szyję, oboje stracili
równowagę i upadli na dywan. Była szczęśliwa. I absolutnie
pewna, że Dan mówi prawdę. Powiedział, że ją kocha, i wszy-
stoinne przestałosię liczyć. Wierzyła mu bezgranicznie.
- Czytwoja odpowiedz brzmi: tak?
- Tak, tak, tak! Kochamcię, kocham, kocham! - Każde
słowoprzypieczętowała pocałunkiem.
- Naprawdę? - Przyciągnął ją do,siebie i wziął wramiona.
- Naprawdę. - Zaczęła wiercić się i mruczeć z zadowole-
nia, czując, jak szybkoreaguje jego ciało.
janessa+anula
us
o
l
a
d
-
n
a
c
s
148
- Nieróbtego. Chcę ztobą porozmawiać.
- Ależ, Dan... myślenie nie jest tym, co robisz najlepiej,
a ja, jako spec od reklamy, wiem, że ludzie powinni wyko-
rzystywać przede wszystkimswojenajwiększezalety.
- Otymteż myślałem.
- Tak? - Dotknęła językiemjego ucha. - Ja ciągle o tym
myślę... Tojakaś choroba.
- Ja też! - Roześmiał się cicho. - Ale teraz myślałem
otwojej pracy.
- Niepodobaci się mojapraca?
- Nieotochodzi. Tomoja pracą mi się niepodoba. Mało
brakowało, a zginęlibyśmyprzez nią oboje. Mamtegodosyć,
marzy mi się normalne życie. Pragnę wracać codziennie do
domu, całować dzieci na dobranoc, a może nawet mieć psa.
Chcę mieć siłydotego, żebykochać się zeswoją żoną każdej
nocy.
- Brzmi to wspaniale. Ale jaki ma to związek z moją
pracą?
- Ja... Widzisz, gdybyś zechciała porzucić firmę Welton
andMitchell, moglibyśmyodkupić odEda tutejszą gazetę. Ja
bymodpowiadał za teksty, a tyzajęłabyś się reklamą.
- Fantastycznypomysł! Przeniosłamsię doNowegoJorku
tylko dlatego, że nie miałamtu pracy, ale Levington to cu-
downe miejsce na założenie rodziny. Poza tymjestempewna,
że jako wolny strzelec dostanę od swojej firmy tyle zleceń,
ile zechcę i... - Przerwała, słysząc, że ktoś otwiera drzwi
wejściowe. Na widok ciotki Hannah oraz jej dwóch znajo-
mych chciała wyrwać się odruchowo z objęć Dana, ale po-
czuła jegostanowczy opór.
- Wmoich czasach, młody człowieku - ciotka Hannah
spojrzała na nich, nie ukrywając zgorszenia - dżentelmeni
janessa+anula
us
o
l
a
d
-
n
a
c
s
149
mieli owielewięcej wyobrazni i nie wykorzystywali podłogi
frontowegoholu podczas romantycznych spotkań.
- Zdarzałosię, Hannah - zaprotestowała jedna z jej przy-
jaciółek. -Pamiętasz Oscara Evertona...
- Dajmy pokój staremu Oscarowi, Jessie - przerwała jej
stanowczoHannah.
- To nie jego wina, ciociu - powiedziała Cassie. - Dan
poprosił mnie o rękę, ja mu się rzuciłam na szyję i razem
upadliśmy.
- Atymówisz, żemłodzi mężczyzni niepotrafią być roman-
tyczni! - wykrzyknęła Chloe, druga przyjaciółka Hannah.
- Myliłamsię, zwracamhonor, młodyczłowieku. Ale czy
niewiecie przypadkiem, skąd jechała karetka i samochód po-
licyjny, które minęliśmypodrodze?
- Z naszego domu, ciociu - odpowiedziała Cassie po
chwili wahania.
- Mój Boże! - krzyknęła Jessie. - Czyktoś umarł?
- Nie. Zabrali rannegopana Smitha.
- Co mu się Stało? - Hannah lekko zbladła. - Chyba mu
nic nie zrobiliście...?,
- Nie, niemy. MadameRowiński zadała mucios wgłowę.
- Dlaczego miałabyto robić?! - zapytała Hannah, zanim
jej przyjaciółki otworzyły usta.
- Z mojego powodu - powiedział Dan. - Przyjechała tu
wyłącznie poto, żebymnie zabić.
- Litości!- Chloe, przerażona, złożyłaręcejakdomodlitwy.
- Wynajął ją gangster, któremu Dan bardzo zaszkodził
swoimi artykułami.
- Otowłaśnieidea równouprawnienia kobiet doprowadzona
doabsurdu! - powiedziała zniesmakiemHannah. - Czytozna-
czy, żemożemysię spodziewać następnegozamachu?
janessa+anula
us
o
l
a
d
-
n
a
c
s
150
- Nie - zapewnił ją gorliwieDan. - Udałomi się wreszcie
dodzwonić do mojego wydawcy, który powiedział, że Buczek
został zastrzelonydziś popołudniuwjakiejś restauracji. Jego
spadkobiercyniesązainteresowani moją osobą.
- Jak mówi Pismo Zwięte? - spytała tryumfalnie Jessie.
- Kto mieczemwojuje, ten od miecza ginie".
- Poza tymDan kupuje od Eda gazetę, zamieszkamy
wLevington, a ty będziesz mogła liczyć na moją pomoc
wprowadzeniupensjonatu- ogłosiła uroczyścieCassie.
- Cieszę się, oczywiście... - wykrztusiła z trudemHan-
nah - że wracasz do domu, ale... postanowiłamwłaśnie za-
mknąć pensjonat.
- Nieudałonamsię uratować przedrozbiórką domuwLe-
vington .- Jessie przyszła jej z pomocą- więc ustaliłyśmy we
trzy, żeja i ChloewynajmiemypokojewdomuHannah. Bę-
dzie namwszystkimrazniej, a Hannah przestanie mieć
wkońcu kłopotyfinansowe.
- Jeżeli chodzi o podatki, ja z Cassie chętnie byśmy ci
pomogli... -zaproponował Dan.
- Dziękuję, kochani, ale tłumaczyłammojej bratanicy, że
wolę być niezależna. Będziecie płacili swoje podatki, kiedy
ja umrę, a dombędzie należał do was. Chodzcie - zwróciła
się do przyjaciółek - dajmy młodymnarzeczonymwytchnąć
po takimstrasznymdniu... i nacieszyć się sobą. Zaparzymy
wkuchni kawę.
- Aha! Byłabymzapomniała! Wpadłamdzisiaj doMoiry,
która gorąco mnie przepraszała za to, że nie znalazła nikogo
odpowiedniegodoroli ducha.
- Ale jeżeli to nie ona przysłała namJonasa... - Cassie
czuła, że blednie - tokto? Kimonjest?
- Niewiem, kochanie. Możeusłyszał odkogoś otej pra-
janessa+anula
us
o
l
a
d
-
n
a
c
s
151
cy... Nie wiem. Wkażdymrazie, kiedy się zjawi, powiedz,
że nie potrzebujemy już nikogo do straszenia, ale jeśli lubi
pracę wogrodzie...
- Wspaniale! - Jonas sprawiał wrażenie bardzo szczęśli-
wegoducha.
- Wspaniale! - potwierdziła radośnie Millicent. - Sam
widzisz, Jonasie, że kiedy się postarasz, nie ma dla ciebie
rzeczyniemożliwych. Nawet na świętymPiotrzezrobiłeś wra-
żenie. - Przysunęła się nieśmiałodojegoboku.
Jonas objął ją wmocnowtalii i przygarnął jeszczebliżej.
- Popatrz. Wniebiechcieli odciebietylkojednegodobre-
go uczynku, a ty ocaliłeś trzy życia, sprawiłeś, że grozna
przestępczyni stanie przed sądem, i połączyłeś dwoje stwo-
rzonych dla siebie ludzi. - Wzruszona Millicent pogładziła
Jonasa popoliczku.
- To wszystko dla ciebie, mój skarbie - wyznał Jonas,
pewny, że choćbydla tej jednej chwili wartobyłosię trudzić.
koniec
janessa+anula
us
o
l
a
d
-
n
a
c
s
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
© 2009 Silni rządzą, słabych rzuca się na pożarcie, ci pośredni gdzieś tam przemykają niezauważeni jak pierd-cichacz. - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates