[ Pobierz całość w formacie PDF ]

wiem jeszcze, co zobaczyłem, nie, wiem, czego chcę, i może nigdy się nie
dowiem. Wystarczy ci taka odpowiedz?
- Musi.
ROZDZIAA DZIEWITY
Lee stała na skałach nad kanionem i patrzyła na rozległy pejzaż w
dole. Zamyśliła się.
Byli kochankami zaledwie od kilku dni, a zdawało się, że Hunter
wie o niej wszystko, zna wszystkie jej mocne i słabe strony. Ona
poznawała go powoli, krok po kroku, za każdym nowym odkryciem
jednakowo zdumiona, że przyszło tak łatwo i naturalnie, jakby jego
prawda tkwiła w niej od zawsze. Być może intensywność doznań wynikała
z tego, że wszystko działo się tak błyskawicznie. Lee uwierzyłaby może w
tę teorię, gdyby nie to, że wspólnie spędzone godziny zdawały się wy-
kraczać poza granice czasu.
Za dwa dni opuści kanion, opuści mężczyznę i stanie na powrót tą
Lee Radcliffe, którą formowała przez całe lata. Wróci do zwykłego rytmu,
znowu będzie pisała artykuły i pięła się po kolejnych szczeblach kariery.
Jaki miała wybór? Zmrużyła oczy w popołudniowym słońcu. Jej
życie w Los Angeles miało kierunek, sens i cel; chciała odnieść sukces,
dowieść samej sobie, że to, co dawno temu założyła, może się udać. Cel
może w tej chwili, tutaj, w kanionie, mało ważny. Tutaj wystarczyło po
prostu być, oddychać, ale przecież nie tu miała się toczyć jej codzienność.
Nawet gdyby Hunter ją poprosił, nawet gdyby sama tego chciała, nie
potrafiłaby przecież wieść takiej pozbawionej planu, dezorganizowanej
egzystencji. Cel. Jaki tu miałaby cel? Nie może wiecznie marzyć przy
obozowym ognisku.
Tylko dwa dni. Zamknęła oczy, mówiąc sobie, że wszystko, co się tu
zdarzyło, wszystko, czego tu doświadczyła i co zobaczyła, na zawsze
pozostanie odciśnięte w jej pamięci. Dlaczego zostało już tak niewiele
czasu? Dlaczego?
- Trzymaj. - Hunter podszedł do niej z lornetką w ręku. - Powinnaś
widzieć tak daleko, jak się da.
Wzięła od niego lornetkę z nieznacznym uśmiechem. Wszystko, co
mówił, miało zawsze kilka znaczeń. Obraz kanionu przybliżył się, stał się
bardziej osobisty. Widziała bystry nurt wody w strumieniu zbyt odległym,
by mogła słyszeć jego odgłos. Dlaczego nigdy wcześniej nie dostrzegła, że
każdy liść może być niepowtarzalny, inny? Widziała ludzi kręcących się
wokół swoich namiotów, widziała turystów, którzy przyjechali tu na
jednodniową wycieczkę. Opuściła lornetkę. Bała się, że będą zbyt jej
przeszkadzali swoją obecnością.
- Przyjedziesz tu znowu w przyszłym roku?
- Chciała go sobie wyobrazić w tym miejscu, zapamiętać na tle
bezkresnego pejzażu.
- Jeśli będę mógł.
- Tu się nic nie zmieni - szepnęła. Wróci tu za pięć, dziesięć lat i
strumień będzie tak samo wił się po dnie kanionu, skały będą trwać w
tym samym miejscu. Tylko że ona nigdy tu nie wróci. Z trudem otrząsnęła
się z melancholijnej zadumy i uśmiechnęła do Huntera.
- Pora na lunch.
- Tu na górze za gorąco, żeby jeść, zejdziemy na dół i poszukamy
jakiegoś zacienionego miejsca.
- Dobrze. Gdzieś nad strumieniem. - Spojrzała w prawo. - Zejdzmy
tędy, Hunter. Jeszcze tam nie byliśmy.
Wahał się przez moment.
- Chodzmy. - Wziął ją za rękę i ruszyli wybraną przez nią ścieżką.
Droga w dół zawsze jest łatwiejsza niż w górę. Tego też się nauczyła
w ciągu minionych dni. Hunter choć trzymał ją za rękę, ale nie prowadził
jej. Po prostu szedł swoim szlakiem. Tak jak pójdzie swoim szlakiem za
czterdzieści osiem godzin.
- Po powrocie do domu siądziesz do nowej książki?
Pytania, pomyślał. Nie znał nikogo, kto dysponowałabym takim
zapasem pytań.
- Tak.
- Czy boisz się czasami, że... wyczerpią ci się pomysły?
- Bezustannie.
Lee zatrzymała się zaintrygowana.
- Naprawdę? - Nie przypuszczała, że Hunter może się czegoś bać. -
Myślałam, że im większy sukces, tym człowiek bardziej wierzy w siebie,
jest pewniejszy własnych możliwości.
- Sukces to nienasycone bóstwo. Za każdym razem, kiedy siadam
nad czystą kartką, zastanawiam się, jak dobrnę do końca powieści.
- I jak ci się udaje? Hunter wznowił marsz.
- Snuję własną opowieść. Po prostu, choć to rozpaczliwie
skomplikowane.
Jak on, pomyślała. Też jest prosty i skomplikowany.
Schodzili coraz niżej. W pewnej chwili miała wrażenie, że dobiegł ją
szum silnika jakiegoś samochodu, dzwięk, którego nie słyszała od wielu
dni. Weszli między drzewa. Dziwne, myślała. Surowe, potężne skały za
plecami, a tu, w dole, cienisty, otulający człowieka las.
Zobaczyła kilka kwiatów. Zerwała trzy, resztę zostawiając dla kogoś
innego. Nie przyjechała tu przecież zbierać kwiatków - przypomniała
sobie własne słowa.
Hunter odwrócił się ku niej, kiedy wtykała ostatni we włosy.
Pożądanie, przemożne i raptowne, zaparło mu dech w piersiach. Lenore.
Mógł zrozumieć, dlaczego mężczyzna z wiersza Poe boleje do utraty zmy-
słów nad śmiercią Lenore.
- Jesteś jeszcze ładniejsza. Niemożliwie piękna. - Dotknął palcem jej
policzka. Czy on też będzie wariował z tęsknoty?
W oczach Huntera było coś, co sprawiło, że Lee nie odpowiedziała
uśmiechem. Znowu czytał w jej myślach, szukał czegoś... Nawet jeśli
wiedziała, czego, nie była pewna, czy potrafi mu to dać. Położyła dłonie
na jego ramionach i lekko go pocałowała.
Hunter przygarnął ją do siebie, oparł głowę na jej brodzie.
- Chcę się z tobą kochać - powiedział cicho. - W blasku słońca i w
cieniu drzew. Wieczorem, kiedy zapadnie zmierzch. I o świcie, gdy
wyglądasz tak ładnie.
- O północy, kiedy księżyc wysoko - dopowiedziała. - Wtedy
wszystko jest możliwe.
- Zawsze wszystko jest możliwe. - Pocałował ją w jeden policzek, w
drugi. - Trzeba tylko wierzyć.
Zaśmiała się trochę smutno.
- Prawie uwierzyłam. I kolana się pode mną ugięły. Chwycił ją na
ręce.
- Teraz lepiej?
Czy jeszcze kiedyś będzie się czuła tak wolna jak teraz? Zarzuciła
mu ręce na szyję i pocałowała, wkładając w ten pocałunek całe swoje
uczucie.
- Tak. Jeśli nie postawisz mnie zaraz na ziemia będziesz musiał
zanieść mnie do obozowiska.
- Czy to znaczy, że nie jesteś głodna?
- Wątpię, żebyś miał w torbie coś poza suszonymi owocami i
pestkami słonecznika. Co to za lunch?
- Zostało jeszcze kilka karmelków.
- Zjedzmy je.
Hunter puścił ją bezceremonialnie.
- Okazuje się, że nic nie wyzwala w kobiecie tak wielkich żądz jak
jedzenie.
- Tylko czekolada - zaoponowała Lee. - Możesz zjeść moją porcję
pestek.
- Są zdrowe. - Hunter wyjął z torby zapakowany] w folię lunch.
- Poprzestanę na rodzynkach - oznajmiła Lee bez entuzjazmu. - Za
pestki dziękuję.
Hunter ze wzruszeniem ramion włożył kilka do ust.
- Nie wytrzymasz do kolacji.
- Od dwóch tygodni nie wytrzymuję do kolacji. Może pestki,
rodzynki i suszone morele są zdrowe, ale nigdy nie zastąpią porządnego
kawałka mięsa - wreszcie] znalazła karmelki w torbie - albo czekolady.
- Hedonistka.
- Absolutnie. - Jej oczy śmiały się wesoło. - Lubię jedwabne bluzki, [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • showthemusic.xlx.pl
  • © 2009 Silni rządzą, słabych rzuca się na pożarcie, ci pośredni gdzieś tam przemykają niezauważeni jak pierd-cichacz. - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates