[ Pobierz całość w formacie PDF ]
uśmierzające ból i zapobiegające powstawaniu siniaków.
- Czuję się dobrze - odparła. - Wszystko w porządku. Głęboki, mocny sen, to wszystko czego
mi trzeba. Potrząsnął głową.
- Ostrzegam panią, że jeśli nie zażyje pani teraz odpowiednich środków, aby zlikwidować
stan zapalny, będzie to bolało i dokuczało przez wiele dni. Chcę pani pomóc. Potrafię
przynieść pani ulgę. Ale musi pani udać się ze mną. Proszę.
65
Niechętnie usiadła na łóżku, przykrywając piersi kołdrą.
- Nie mam żadnych ubrań - powiedziała - poza tym, co tu dostałam.
Wskazała na mały stos bielizny i skóry leżący na podłodze przy łóżku. Dr Hazel ledwo rzucił
na to okiem. Nie zareagował. Spodziewała się, że zauważył co tam leżało. Nie była w stanie
nalegać, żeby przyjrzał się temu dokładniej. Osiągnęłaby tylko tyle, że znowu zacząłby ją
namawiać na wezwanie policji.
- W szafie wisi podomka - zauważył.
- Nie, nic takiego tam nie ma - powiedziała.
Podszedł do szafy i otworzył drzwi. Sięgnął do środka. Josephine usłyszała dzwięk
wieszaków przesuwanych po szynie. Dr Hazel wyciągnął krótki, jasnozielony szlafroczek.
- Nie było go tam wcześniej - powiedziała Josephine.
Nie odpowiedział. Po prostu stał tam, trzymając okrycie w ręku. Josephine wydała kolejne
westchnienie. Skoro tak się o nią troszczył, to mógł podejść i podać jej ten szlafrok. Ale była
zbyt zmęczona, żeby przejmować się tym.
Naga, wyślizgnęła się z łóżka i przeszła przez pokój, aby odebrać od niego okrycie.
Mężczyzna zdjął szlafrok z wieszaka i przytrzymał go, żeby mogła wsunąć ramiona w
rękawy. Josephine naciągnęła go, okryła się nim szczelnie i przewiązała paskiem. Był bardzo
krótki, ale wygodny i miły.
- Nie sądzę, żeby znalazła się tam również para kapci, prawda? - zapytała.
Znowu otworzył drzwi szafy i zachęcił ją gestem do zajrzenia do środka.
W szafie znajdowało się jej ubranie: wszystko, co zabrała jej pielęgniarka: biała bluzeczka i
spódnica, wiszące równo na wieszakach. Również stanik i majteczki. Leżały na dole, ładnie
złożone. Wyjęła je i rozłożyła. Były wyprane i wyprasowane.
Odwróciła się i spojrzała na dr Hazla, trzymając bieliznę w ręku.
- Czy chcesz się w to ubrać? - zapytał ją. - Nie ma potrzeby, ale oczywiście, jeśli poczujesz
się przez to lepiej...
Josephine potrząsnęła głową i schowała ubranie z powrotem do szafy.
- Nie widzę nigdzie moich sandałów - powiedziała.
- Przykro mi - odparł. - Jutro rano zapytam o nie Jackie.
Jedyne, czego Josephine pragnęła to pójść spać, a rano złapać pierwszy pociąg i pojechać do
domu. Ale doktor był niewzruszony. Nie chciał nawet słyszeć o tym, żeby pozostawić ją bez
udzielenia pomocy lekarskiej.
- Zejdziemy na dół do ambulatorium - powiedział. - Poszukam czegoś, co złagodzi ból.
ROZDZIAA 11
Stąpając boso po miękkim dywanie i przyciskając zielony szlafrok do ciała, Josephine wyszła
z pokoju i poszła za doktorem. Zwiatło na korytarzu było przyćmione, zredukowane do
minimum. Nie skierowali się do głównych schodów, wybrali inną drogę, prowadzącą do
drzwi w końcu korytarza. Dr Hazel otworzył je i poświecił latarką. Josephine ujrzała wąskie,
kamienne schodki, które prowadziły gdzieś w dół, w ciemność.
Spojrzała na niego pytająco.
- Obawiam się, że światło nie działa - powiedział przyciskając przełącznik umieszczony na
ścianie. Westchnął cicho.
- Coraz bardziej mi się to nie podoba. Wszystko dosłownie wymyka się tu z rąk podczas
mojej nieobecności. Zatelefonuję do pani Taylor o siódmej, proszę mi wierzyć, pani Morrow.
Wyciągnął rękę, żeby pomóc jej zejść.
- W porządku - powiedziała - dam sobie radę. Dr Hazel wskazywał drogę latarką.
- Kawałek dalej będzie już światło - stwierdził.
Nie pytała, skąd to wie. Trzymała się tuż za nim. Czuła lodowaty chłód kamieni pod stopami.
66
Schodząc w dół, minęli jedną ciemną kondygnację, skręcili za róg, następnie drugą i trzecią.
Kamienne ściany były zimne i wilgotne.
Josephine coraz mniej się to wszystko podobało.
- Czy ambulatorium znajduje się w piwnicy?
- Tak - odpowiedział nie zatrzymując się ani nie obracając.
- Wiele lekarstw musi być przechowywanych w chłodzie, chyba pani wie.
- Tak sądzę - powiedziała. Zaczęła się ociągać.
- Proszę dalej, pani Morrow - powiedział nie obracając się.
- Jestem zmęczona - powiedziała. - Myślę, że lepiej będzie, gdy wrócę do łóżka.
Dopiero wtedy dr Hazel obrócił się i uśmiechnął do niej. W świetle latarki jego twarz
wyglądało złowieszczo.
- Nie, pani Morrow - powiedział. - Nie wróci pani. Pójdzie pani ze mną.
Josephine odwróciła się i zaczęła wspinać po schodach.
Natychmiast znalazł się tuż za jej plecami i przytrzymał ją za łokieć. Mówił łagodnie, prosto
do jej ucha:
- Nie, pani Morrow. Jest pani teraz w Estwych i musi mnie pani słuchać. W Estwych - dodał -
obowiązuje posłuszeństwo.
Więc jednak to była prawda. Wszystko było prawdą. I dr Hazel też był w to zamieszany.
Położył jej dłoń na karku i obrócił głowę w jej kierunku.
- Wszystkiego się nauczysz - obiecał jej.
I pocałował ją w usta.
Walczyła, ale trzymał ją mocno. Jego ciepłe wargi poruszały się po jej ustach z olbrzymią
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
© 2009 Silni rządzą, słabych rzuca się na pożarcie, ci pośredni gdzieś tam przemykają niezauważeni jak pierd-cichacz. - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates