12. W sercu gĂłr 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

bronić, jednak przyjemność, jaką czerpała z tej piesz-
czoty, była tak wielka, że szybko zapomniała o rozsąd-
ku i wstydzie. Rozluzniła się i poddała całkowicie.
Gdyby jej nie obejmował, prawdopodobnie nie mogła-
by utrzymać się na nogach. Drżącymi palcami obe-
jmowała go za szyję, nie odpychała jednak, lecz tuliła
do siebie coraz mocniej.
Coltrain obawiał się, że jeszcze chwila i nie zapanu-
je nad sobą. Wypełniająca go rozkosz była tak wielka,
że aż bolesna. Przełamując wewnętrzny opór, przestał
ją całować. Odsunął się na bezpieczną odległość,
z której nie czuł kuszącego ciepła i zapachu jej ciała.
Na twarzy miał wypieki, a oczy lśniły mu dzikim
blaskiem, gdy wpatrywał się w jej nieprzytomne
zrenice. Ona zaś nie do końca wiedziała, co się z nią
dzieje. Czuła na sobie jego zapach, miała nabrzmiałe
wargi, a przez jej gardło nie mógł się przecisnąć żaden
dzwięk.
Jak przez mgłę widziała, że Coltrain wyciąga ręce
i ostrożnie rozsuwa poły jej szlafroka. Bardzo chciał
zobaczyć jej piersi, które przed chwilą tak czule
całował. Były takie piękne: kształtne, jędrne i zaróżo-
wione jak pąk Uoży. Delikatnie obwiódł dłonią ich
Diana Palmer 141
krągłą linię, z przyjemnością obserwując, jak Lou
z rozkoszy mruży oczy.
 Gdybym zechciał  odezwał się głębokim, spo-
kojnym głosem  mógłbym cię mieć tu i teraz, ot,
choćby na kuchennym stole. I ty mi mówisz, że
wyjeżdżasz za dwa tygodnie!
Oprzytomniała. Zatrzepotała powiekami jak wy-
rwana ze snu. Zdumiona, spojrzała na rozchylony
szlafrok i dłoń, która gładziła jej piersi. Coltrain
próbuje ją uwieść! Ogląda ją...!
Spłoszona odskoczyła do tyłu. Nerwowo chwyciła
poły szlafroka i po krótkiej szamotaninie zasłoniła
piersi. Czerwona jak burak zaczęła się cofać, patrząc
mu oskarżycielsko w oczy.
Coltrain nie ruszył się z miejsca. Jedynie oparł się
o kuchenny blat. Nawet gdyby chciała, nie mogłaby
nie zauważyć, jak bardzo jest podniecony. Speszyło ją
to do tego stopnia, że wbrew sobie zaczerwieniła się
jeszcze mocniej. Co ja wyprawiam?  pomyślała
przerażona. Dlaczego mu na to pozwalam?
 Kipisz oburzeniem  zauważył.  Lubię, jak się
czerwienisz, kiedy na ciebie patrzÄ™.
 Wyjdz, proszę  wykrztusiła.
 Nie mógłbym  odparł uprzejmie.  Ubierz się
w coś wygodnego, najlepiej włóż spodnie i buty do
konnej jazdy. Zabieram cię na przejażdżkę.
 Nigdzie z tobą nie pójdę!
 Chcesz pójść ze mną do łóżka  sprecyzował,
uśmiechającsię lekko.  Ja też mam na to wielką ochotę,
ale osiodłałem już konie. Czekają na nas w stajni.
142 SERCE Z RUBINU
Poprawiła szlafrok, krzywiąc się, gdy delikatna
satyna otarła się o jej podrażnione piersi.
 Boli?  zapytał miękko.  Przepraszam, trochę
się zagalopowałem.
 Doktorze...!  prychnęła, owijając się ciaśniej
różowym materiałem.
 >ow mi Rudy  poprawił ją  albo po imieniu,
jeśli wolisz. Lou, dobrze ci radzę, idz się ubrać 
mruknął, mierząc ją pałającym spojrzeniem.  Uprze-
dzam, że wciąż jestem strasznie napalony, a faceci
bywają wtedy okropnie podstępni.
 Mam parę spraw do załatwienia...
 Albo jazda konna, albo...  rzucił złowrogo, ro-
biÄ…c krok w jej stronÄ™.
Nie czekając, aż spełni tę grozbę, obróciła się na
pięcie i pobiegła do sypialni. Nie mogła uwierzyć, że
to wszystko dzieje się naprawdę. Wcześniej Coltrain
wspomniał o zaręczynach. Nie, to niemożliwe. Chyba
zaczyna tracić rozum. Tak, to na pewno to. Perspek-
tywa rychłego wyjazdu wpędziła ją w taki stres, że
zaczęła mieć halucynacje.
Gdy ona się ubierała, Coltrain zebrał ze stołu
naczynia, a kiedy wróciła do kuchni ubrana w wygod-
ną kurtkę i uczesana w koński ogon przewiązany
niebieskÄ… wstążkÄ…, úsmiechnÄ…Å‚ siÄ™ i powiedziaÅ‚:
 WyglÄ…dasz jak prawdziwa kowbojka.
Spojrzała na niego niepewnie, wciąż jeszcze mocno
speszona niedawnÄ… chwilÄ… zapomnienia. Jednak po
nim nie było widać żadnego skrępowania. Postanowi-
Diana Palmer 143
ła, że podobnie jak on, będzie zachowywała się tak,
jakby nic się nie stało. Na początek zaryzykowała
nieśmiały uśmiech.
 Dzięki za słowa uznania, ale nie wiem, czy nie
chwalisz mnie trochę na wyrost. Uprzedzam, że bar-
dzo dawno nie jezdziłam konno.
 Poradzisz sobie. Będę miał na ciebie oko.
Kiedy wychodzili, przepuścił ją w drzwiach. Za-
czekał aż zamknie dom, a potem zaprosił do swojego
jaguara i zawiózł na ranczo.
Choć o tej porze roku drzewa nie miały już liści, las
i tak był przepiękny. Konie szły stępa, kołysząc się
rytmicznie. Bijące od nich ciepło i miarowy ruch
pomagały jej się nieco odprężyć, choć w obecności
Coltraina było o to naprawdę trudno. Jadąc obok nie-
go, przez cały czas myślała tylko o tym, że ma go na
wyciągnięcie ręki i że on nawet na końskim grzbiecie
prezentuje siÄ™ wyjÄ…tkowo atrakcyjnie. W szarym stet-
sonie zsuniętym na czoło był tak zabójczo przystojny,
że z wrażenia aż dostawała gęsiej skórki.
 Podoba ci siÄ™?  zagadnÄ…Å‚ jÄ… przyjaznie.
 Bardzo! Już zapomniałam, jakie to przyjemne.
 Czasem mam tej przyjemności aż za wiele  wy-
znał.  Wprawdzie ranczo nie jest duże, ale mam tu
pięćdziesiąt sztuk rasowego bydła. Sam nie dałbym
sobie ze wszystkim rady, więc zatrudniam dwóch
pomocników.
 Dlaczego hodujesz bydło?  zainteresowała się.
 Sam nie wiem. Marzyłem o tym od dziecka.
144 SERCE Z RUBINU
Dziadek miał starą krowę, która dawała mleko. Pamię-
tam, że próbowałem na niej jezdzić.  Roześmiał się.
 Nikt by nie zliczył, ile razy spadłem.
 A babcia?
 Babcia? Wspaniale gotowała.  Rozpromienił
się.  Jej ciasta były słynne w całym hrabstwie. Kiedy
ojciec zszedł na złą drogę, dziadkowie się załamali.
Najbardziej przeżywali to, że mnie demoralizował
 ?owił, kręcąc głową.  Kiedy dzieciak robi coś
złego, wszyscy zwalają winę na tych, którzy go
wychowywali. Moi dziadkowie byli bardzo porzÄ…d-
nymi ludzmi. Tyle że bardzo biednymi. W tamtych
czasach... Teraz zresztą też mamy wielu biedaków.
Lou dawno już zauważyła, że Coltrain wyjątkowo
troszczy się o swoich mniej zamożnych pacjentów.
Zawsze znajdował dla nich czas, udzielał im konsul-
tacji, służył radą. Czasem podpowiadał, gdzie powinni
szukać pomocy. Przed Bożym Narodzeniem pierwszy
wspierał miejscowe organizacje dobroczynne, a cza-
sem z własnych funduszy kupował prezenty dla dzieci
z biednych rodzin. Był dobrym człowiekiem i, między [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • showthemusic.xlx.pl
  • © 2009 Silni rzÄ…dzÄ…, sÅ‚abych rzuca siÄ™ na pożarcie, ci poÅ›redni gdzieÅ› tam przemykajÄ… niezauważeni jak pierd-cichacz. - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates