[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Czemu to dla ciebie takie ważne? - zapytał, widząc, iż
jest naprawdÄ™ zdesperowana.
- Muszę udowodnić samej sobie, że potrafię to robić -
odparła. - Muszę wiedzieć, czy się do tego nadaję. Jeżeli
teraz zrezygnuję, nikt już nigdy więcej nie powierzy mi swo
jego konia.
Tych samych argumentów użył Grady, kiedy próbował
wyperswadować mu pomysł sprzedaży Hebana. Pewnie miał
rację, podobnie jak Lauren, ale to nie umniejszało jego
strachu.
- Ja bym to zrobił - powiedział. - Wiem, jaka jesteś do
bra. Oboje to wiemy.
- Wobec tego pozwól mi doprowadzić misję do końca.
Wade zmagał się przez długą chwilę sam ze sobą, próbo-
wał przemóc lęki, lecz uległ dopiero spojrzeniu Lauren. Mó
wiło ono, że zamierza walczyć o swoją szansę, a jeśli jej nie
dostanie, po prostu odejdzie. Tego zaś Wade wolał nie ryzy
kować.
- Możesz trenować go tylko wtedy, kiedy będę w pobliżu
- powiedział w końcu.
- Dobrze.
- Jeżeli powiem, że wystarczy, nie będziesz się ze mną
kłócić - dodał.
- Będzie, jak sobie życzysz.
Było to wyrazne ustępstwo, jednak musiał zadać sobie
pytanie, jak długo Lauren będzie taka uległa.
- W porządku. Powiem Grady'emu, że zatrzymujemy
Hebana.
Lauren rzuciła mu się w ramiona i obsypała go pocałunka
mi. Na moment zapomniał o bożym świecie. Potem przyszła
chwila refleksji. Nagle zaczął się obawiać, że co noc będzie
musiał się modlić, by decyzja ta nie okazała się największym
błędem w jego życiu.
Lauren triumfowała w duchu, lecz starała się nie okazy
wać tego po sobie.
- Mieliśmy pójść do Karen - przypomniała. - Mówiła, że
ma dla nas jakąś wiadomość.
- Chyba to może poczekać do rana - stwierdził Wade,
który chciał jak najszybciej znalezć się z Lauren w łóżku.
Lauren także na to liczyła, nie zamierzała jednak ustąpić.
- Nie, nie. My także mamy dla niej wiadomość. Musisz
powiedzieć Grady'emu o swojej decyzji w sprawie Hebana
- nalegała, bojąc się, że Wade mógłby się do rana rozmyślić.
- Wobec tego, chodzmy - powiedział, wstając.
Gdy weszli do kuchni, Karen powitała ich promiennym
uśmiechem. Obok niej stał Grady, z oszołomioną miną.
- Mów, co to za wiadomość? - odezwała się Lauren.
- Będziemy mieli dziecko! - wypaliła Karen.
- O Boże, to cudownie! - Lauren podbiegła do przyja
ciółki, żeby ją uściskać.
- Moje gratulacje! - Wade podszedł i uścisnął rękę Gra-
dy'emu, który nadal sprawiał wrażenie, jakby był w szoku.
Lauren także podeszła i pocałowała Grady'ego w poli
czek.
- Nie powinien to być dla ciebie aż taki wstrząs. Chyba
wiesz, skąd biorą się dzieci? Poza tym widziałam, jak ciągle
wymykaliście się na górę, żeby zostać sam na sam.
Grady patrzył na nią przez chwilę, a potem znów spojrzał
na żonę.
- Dziecko? JesteÅ› pewna?
Karen pokiwała z uśmiechem głową.
- Byłam dziś u lekarza, który to potwierdził. Jeżeli teraz
nie podejdziesz i mnie nie pocałujesz, dzwonię do twojego
dziadka. On tylko czeka na tę wiadomość.
- Czeka? Dobre sobie! Prześladuje mnie od dnia ślubu
- prychnął Grady. Chwycił żonę w pasie i zakręcił nią w ko
ło, a potem posadził na krześle i z niepokojem spytał: - To
nie był chyba najlepszy pomysł? Nic ci nie trzeba? Może
przynieść ci coś do picia? Albo do jedzenia? A może powin
naś odpocząć?
- Jeżeli moje życie ma tak wyglądać przez następne sie
dem miesięcy, wyprowadzam się - oświadczyła z przeraże
niem Karen.
- Poczekaj, Grady musi przyzwyczaić się do nowej sytua
cji - pocieszyła ją Lauren. - Prawda? - zwróciła się do Gra-
dy'ego.
Karen potrząsnęła głową.
- Dlaczego nasi mężczyzni muszą być tak piekielnie nad-
opiekuńczy? Przecież nie jesteśmy małymi, bezbronnymi ko
bietkami.
- Mnie o to pytasz? - Lauren wymownie spojrzała na
Wade'a.
- To nie to samo - zaprotestował Wade. - Posiadanie
dziecka to rzecz naturalna. Nie jest to tak przerażające
jak widok ukochanej kobiety pod kopytami spłoszonego
konia.
Zapadła cisza. Lauren osłupiała, a gdy doszła wreszcie do
siebie, zapytała:
- Czy dpbrze słyszałam? Powiedziałeś, że mnie kochasz?
- Tak właśnie powiedział - potwierdziła Karen. - Słysza
łam na własne uszy.
- Ja też - dorzucił Grady, wyraznie rozbawiony.
- Ja nie - zaczął Wade i urwał, a potem dorzucił: - Niech
ci będzie. Kocham cię.
Lauren uśmiechnęła się promiennie.
- Co za uroczy sposób, żeby mi to zakomunikować. Je
stem pod wrażeniem.
- Mogę to jeszcze cofnąć - burknął Wade.
- Spróbuj tylko. I tak ci nie uwierzę. Klamka zapadła.
- Oczywiście nie znamy jeszcze twojego zdania na ten
temat, Lauren - wtrącił się Grady.
- Tak, tak - dorzucił Wade. - Chcielibyśmy usłyszeć, co
o tym sÄ…dzisz.
- Czy mówimy o miłości jako takiej? - zapytała, patrząc
z uśmiechem na jego przygnębioną minę.
- O jakiejkolwiek.
- Czy o tym, co czuję konkretnie do ciebie? - dokoń
czyła.
- Może wolelibyście przedyskutować to w cztery oczy?
- zaproponował Grady. - Tak czy inaczej, my idziemy na
górę. Mamy z Karen parę pilnych spraw do omówienia.
- To właśnie przez te pilne sprawy do omówienia Karen
spodziewa się teraz dziecka - roześmiała się Lauren. - Poza
tym kiedy już rozwiążemy z Wade'em tę drobną kwestię, kto
kogo kocha, chciałabym wznieść toast za zdrowie przyszłych
rodziców.
Już zamierzała powiedzieć Wade'owi, co do niego czuję,
kiedy zadzwonił telefon. Karen zdecydowała się podnieść
słuchawkę.
- Tak, właśnie tu jest - powiedziała, po czym zwróciła się
do Lauren. - To Jason.
Wade zastygł bez ruchu. Nie mogąc znieść jego spo
jrzenia, Lauren wyszła na dwór, by porozmawiać ze swoim
agentem.
- Jason, ile razy mam ci powtarzać, że moje nie" jest
nieodwołalne? - zapytała, nie kryjąc irytacji.
- Nie mogę dopuścić do tego, żebyś popełniła tak niewy
baczalny błąd - tłumaczył Jason. - Obawiam się, że za mie
siąc czy rok zaczniesz gorzko żałować swojej decyzji.
Przez ażurowe drzwi Lauren spojrzała na Wade'a. Siedział
sztywno wyprostowany, z twarzÄ… jak wyciosanÄ… z granitu.
Karen i Grady usiłowali wciągnąć go do rozmowy, ale on ich
nie słuchał, tylko patrzył w jej kierunku.
- Nie będę niczego żałować - zapewniła Jasona. - Abso
lutnie niczego. Gdyby coś się zmieniło, dam ci znać. Na razie
skreśl mnie z listy swoich klientów.
- Jeżeli spełnię twoje życzenie, nie mogę ci obiecać, że
jeszcze kiedykolwiek będę w stanie coś dla ciebie zrobić.
Sama wiesz, że w tej branży zmiany zachodzą błyskawicznie.
Publiczność szybko zapomina.
- Jeżeli jestem choć w połowie tak dobra, jak twierdzisz,
tak szybko mnie nie zapomni - zauważyła.
- Czyli twoja decyzja jest ostateczna?
- Zdaje mi się, że od tygodni próbuję ci to wytłumaczyć.
Jason westchnÄ…Å‚.
- No cóż, sama tego chciałaś. Gdybyś zmieniła zdanie,
daj mi znać.
- Na pewno nie zmienię zdania - powiedziała z prze
konaniem. Teraz była już pewna, że bez względu na to, jak
ułoży jej się z Wade'em, jej dom jest tutaj, w Wyoming.
Nagle Hollywood wydało jej się oddalone o tysiące kilome
trów i całe wieki.
Rozłączyła się i wróciła do kuchni. Usiadła, uśmiechnięta,
obok Wade'a, lecz on nie odwzajemnił jej uśmiechu.
- Lauren - zaczął Grady - miałaś nam właśnie powie
dzieć... auu! - Spojrzał z wyrzutem na żonę. - Przecież to
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
© 2009 Silni rzÄ…dzÄ…, sÅ‚abych rzuca siÄ™ na pożarcie, ci poÅ›redni gdzieÅ› tam przemykajÄ… niezauważeni jak pierd-cichacz. - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates