2==05==Calamity Janes Woods Sherryl SZCZĘŚLIWA GWIAZDA 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Czemu to dla ciebie takie ważne? - zapytał, widząc, iż
jest naprawdÄ™ zdesperowana.
- Muszę udowodnić samej sobie, że potrafię to robić -
odparła. - Muszę wiedzieć, czy się do tego nadaję. Jeżeli
teraz zrezygnujÄ™, nikt już nigdy wiÄ™cej nie powierzy mi swo­
jego konia.
Tych samych argumentów użył Grady, kiedy próbował
wyperswadować mu pomysł sprzedaży Hebana. Pewnie miał
rację, podobnie jak Lauren, ale to nie umniejszało jego
strachu.
- Ja bym to zrobiÅ‚ - powiedziaÅ‚. - Wiem, jaka jesteÅ› do­
bra. Oboje to wiemy.
- Wobec tego pozwól mi doprowadzić misję do końca.
Wade zmagał się przez długą chwilę sam ze sobą, próbo-
waÅ‚ przemóc lÄ™ki, lecz ulegÅ‚ dopiero spojrzeniu Lauren. Mó­
wiło ono, że zamierza walczyć o swoją szansę, a jeśli jej nie
dostanie, po prostu odejdzie. Tego zaÅ› Wade wolaÅ‚ nie ryzy­
kować.
- Możesz trenować go tylko wtedy, kiedy będę w pobliżu
- powiedział w końcu.
- Dobrze.
- Jeżeli powiem, że wystarczy, nie będziesz się ze mną
kłócić - dodał.
- Będzie, jak sobie życzysz.
Było to wyrazne ustępstwo, jednak musiał zadać sobie
pytanie, jak długo Lauren będzie taka uległa.
- W porządku. Powiem Grady'emu, że zatrzymujemy
Hebana.
Lauren rzuciÅ‚a mu siÄ™ w ramiona i obsypaÅ‚a go pocaÅ‚unka­
mi. Na moment zapomniał o bożym świecie. Potem przyszła
chwila refleksji. Nagle zaczął się obawiać, że co noc będzie
musiał się modlić, by decyzja ta nie okazała się największym
błędem w jego życiu.
Lauren triumfowaÅ‚a w duchu, lecz staraÅ‚a siÄ™ nie okazy­
wać tego po sobie.
- Mieliśmy pójść do Karen - przypomniała. - Mówiła, że
ma dla nas jakąś wiadomość.
- Chyba to może poczekać do rana - stwierdził Wade,
który chciał jak najszybciej znalezć się z Lauren w łóżku.
Lauren także na to liczyła, nie zamierzała jednak ustąpić.
- Nie, nie. My także mamy dla niej wiadomość. Musisz
powiedzieć Grady'emu o swojej decyzji w sprawie Hebana
- nalegała, bojąc się, że Wade mógłby się do rana rozmyślić.
- Wobec tego, chodzmy - powiedział, wstając.
Gdy weszli do kuchni, Karen powitała ich promiennym
uśmiechem. Obok niej stał Grady, z oszołomioną miną.
- Mów, co to za wiadomość? - odezwała się Lauren.
- Będziemy mieli dziecko! - wypaliła Karen.
- O Boże, to cudownie! - Lauren podbiegÅ‚a do przyja­
ciółki, żeby ją uściskać.
- Moje gratulacje! - Wade podszedł i uścisnął rękę Gra-
dy'emu, który nadal sprawiał wrażenie, jakby był w szoku.
Lauren także podeszÅ‚a i pocaÅ‚owaÅ‚a Grady'ego w poli­
czek.
- Nie powinien to być dla ciebie aż taki wstrząs. Chyba
wiesz, skąd biorą się dzieci? Poza tym widziałam, jak ciągle
wymykaliście się na górę, żeby zostać sam na sam.
Grady patrzył na nią przez chwilę, a potem znów spojrzał
na żonę.
- Dziecko? JesteÅ› pewna?
Karen pokiwała z uśmiechem głową.
- Byłam dziś u lekarza, który to potwierdził. Jeżeli teraz
nie podejdziesz i mnie nie pocałujesz, dzwonię do twojego
dziadka. On tylko czeka na tę wiadomość.
- Czeka? Dobre sobie! Prześladuje mnie od dnia ślubu
- prychnÄ…Å‚ Grady. ChwyciÅ‚ żonÄ™ w pasie i zakrÄ™ciÅ‚ niÄ… w ko­
ło, a potem posadził na krześle i z niepokojem spytał: - To
nie był chyba najlepszy pomysł? Nic ci nie trzeba? Może
przynieść ci coÅ› do picia? Albo do jedzenia? A może powin­
naś odpocząć?
- Jeżeli moje życie ma tak wyglÄ…dać przez nastÄ™pne sie­
dem miesiÄ™cy, wyprowadzam siÄ™ - oÅ›wiadczyÅ‚a z przeraże­
niem Karen.
- Poczekaj, Grady musi przyzwyczaić siÄ™ do nowej sytua­
cji - pocieszyła ją Lauren. - Prawda? - zwróciła się do Gra-
dy'ego.
Karen potrząsnęła głową.
- Dlaczego nasi mężczyzni muszą być tak piekielnie nad-
opiekuÅ„czy? Przecież nie jesteÅ›my maÅ‚ymi, bezbronnymi ko­
bietkami.
- Mnie o to pytasz? - Lauren wymownie spojrzała na
Wade'a.
- To nie to samo - zaprotestował Wade. - Posiadanie
dziecka to rzecz naturalna. Nie jest to tak przerażające
jak widok ukochanej kobiety pod kopytami spłoszonego
konia.
Zapadła cisza. Lauren osłupiała, a gdy doszła wreszcie do
siebie, zapytała:
- Czy dpbrze słyszałam? Powiedziałeś, że mnie kochasz?
- Tak wÅ‚aÅ›nie powiedziaÅ‚ - potwierdziÅ‚a Karen. - SÅ‚ysza­
łam na własne uszy.
- Ja też - dorzucił Grady, wyraznie rozbawiony.
- Ja nie - zaczął Wade i urwał, a potem dorzucił: - Niech
ci będzie. Kocham cię.
Lauren uśmiechnęła się promiennie.
- Co za uroczy sposób, żeby mi to zakomunikować. Je­
stem pod wrażeniem.
- Mogę to jeszcze cofnąć - burknął Wade.
- Spróbuj tylko. I tak ci nie uwierzę. Klamka zapadła.
- Oczywiście nie znamy jeszcze twojego zdania na ten
temat, Lauren - wtrącił się Grady.
- Tak, tak - dorzucił Wade. - Chcielibyśmy usłyszeć, co
o tym sÄ…dzisz.
- Czy mówimy o miłości jako takiej? - zapytała, patrząc
z uśmiechem na jego przygnębioną minę.
- O jakiejkolwiek.
- Czy o tym, co czujÄ™ konkretnie do ciebie? - dokoÅ„­
czyła.
- Może wolelibyście przedyskutować to w cztery oczy?
- zaproponował Grady. - Tak czy inaczej, my idziemy na
górę. Mamy z Karen parę pilnych spraw do omówienia.
- To właśnie przez te pilne sprawy do omówienia Karen
spodziewa się teraz dziecka - roześmiała się Lauren. - Poza
tym kiedy już rozwiążemy z Wade'em tę drobną kwestię, kto
kogo kocha, chciałabym wznieść toast za zdrowie przyszłych
rodziców.
Już zamierzała powiedzieć Wade'owi, co do niego czuję,
kiedy zadzwonił telefon. Karen zdecydowała się podnieść
słuchawkę.
- Tak, właśnie tu jest - powiedziała, po czym zwróciła się
do Lauren. - To Jason.
Wade zastygÅ‚ bez ruchu. Nie mogÄ…c znieść jego spo­
jrzenia, Lauren wyszła na dwór, by porozmawiać ze swoim
agentem.
- Jason, ile razy mam ci powtarzać, że moje  nie" jest
nieodwołalne? - zapytała, nie kryjąc irytacji.
- Nie mogÄ™ dopuÅ›cić do tego, żebyÅ› popeÅ‚niÅ‚a tak niewy­
baczalny bÅ‚Ä…d - tÅ‚umaczyÅ‚ Jason. - Obawiam siÄ™, że za mie­
siąc czy rok zaczniesz gorzko żałować swojej decyzji.
Przez ażurowe drzwi Lauren spojrzała na Wade'a. Siedział
sztywno wyprostowany, z twarzÄ… jak wyciosanÄ… z granitu.
Karen i Grady usiłowali wciągnąć go do rozmowy, ale on ich
nie słuchał, tylko patrzył w jej kierunku.
- Nie bÄ™dÄ™ niczego żaÅ‚ować - zapewniÅ‚a Jasona. - Abso­
lutnie niczego. Gdyby coś się zmieniło, dam ci znać. Na razie
skreśl mnie z listy swoich klientów.
- Jeżeli spełnię twoje życzenie, nie mogę ci obiecać, że
jeszcze kiedykolwiek będę w stanie coś dla ciebie zrobić.
Sama wiesz, że w tej branży zmiany zachodzą błyskawicznie.
Publiczność szybko zapomina.
- Jeżeli jestem choć w połowie tak dobra, jak twierdzisz,
tak szybko mnie nie zapomni - zauważyła.
- Czyli twoja decyzja jest ostateczna?
- Zdaje mi się, że od tygodni próbuję ci to wytłumaczyć.
Jason westchnÄ…Å‚.
- No cóż, sama tego chciałaś. Gdybyś zmieniła zdanie,
daj mi znać.
- Na pewno nie zmieniÄ™ zdania - powiedziaÅ‚a z prze­
konaniem. Teraz była już pewna, że bez względu na to, jak
ułoży jej się z Wade'em, jej dom jest tutaj, w Wyoming.
Nagle Hollywood wydaÅ‚o jej siÄ™ oddalone o tysiÄ…ce kilome­
trów i całe wieki.
Rozłączyła się i wróciła do kuchni. Usiadła, uśmiechnięta,
obok Wade'a, lecz on nie odwzajemnił jej uśmiechu.
- Lauren - zaczÄ…Å‚ Grady - miaÅ‚aÅ› nam wÅ‚aÅ›nie powie­
dzieć... auu! - Spojrzał z wyrzutem na żonę. - Przecież to [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • showthemusic.xlx.pl
  • © 2009 Silni rzÄ…dzÄ…, sÅ‚abych rzuca siÄ™ na pożarcie, ci poÅ›redni gdzieÅ› tam przemykajÄ… niezauważeni jak pierd-cichacz. - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates