[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Pastor siedział zamyślony. Być może wyrządził Hannah wielką krzywdę.
Pozwolił się zwieść gadaniu Ingyara, nie zrozumiał, że lensman to człowiek
chory. Oczywiście nie mógł zaakceptować tego, że Hannah spodziewa się
dziecka, nie mając męża, lecz powinien się wstrzymać z oceną tej sprawy,
dopóki nie usłyszy jakiegoś wyjaśnienia. Ta kobieta przy niejednej okazji
wykazała się siłą i odwagą. Musiał przyznać, że czuje wobec niej pewien
szacunek i podziw. Nagle uświadomił sobie coś jeszcze: podczas każdego
nabożeństwa, na które przychodzili służący Hannah, Mari i Simen,
kościelna skarbonka okazywała się wyjątkowo pełna. Ze też nie pomyślał o
tym wcześniej! Teraz wszystko stało się takie oczywiste. Hannah
Rudningen dawała na ofiarę bez zbędnego rozgłosu.
Pastor poczerwieniał na twarzy i nagle musiał otrzeć pot z czoła.
Zasmucony patrzył na bladą twarz Hannah na poduszce i znów skierował do
Boga żarliwą modlitwę.
RS
146
Psiarz podniósł głowę, ale nie puszczał dłoni Hannah, kiedy jej ciało
zadrżało w skurczu. O mój Boże, pomyślała Mari, czyżby dziecko miało się
urodzić już teraz? To się nie może dobrze skończyć! Przerażona wpatrywała
się w brzuch Hannah, widziała ruchy pod skórą. Ciało Hannah napięło się w
łuk, zadrżało, a potem w przerażający sposób uspokoiło. Powtórzyło się to
kilka razy. Mari nie była pewna, czy to skurcze porodowe, czy może raczej
Hannah się budzi. Tak czy owak, gwałtowne ruchy świadczyły o tym, że
jeszcze żyje.
Psiarz przez cały czas patrzył na Hannah, nie puszczając jej ręki. Po
chwili skurcze minęły, a wtedy powieki na kredowobiałej twarzy zadrżały.
Dopiero wówczas Psiarz puścił dłoń Hannah i lekko pogładził ją po czole.
Pastor wstał, a Mari też zrobiła krok w stronę łóżka.
- Hannah, słyszysz mnie?
Nie było żadnej odpowiedzi, tylko lekkie drganie pozbawionej
wszelkiego koloru twarzy. Potem Hannah znów znieruchomiała. Pastor i
Mari pytająco popatrzyli na Psiarza, ale on zamknął oczy i ponownie ujął
dłoń gospodyni.
I znów czas się wlókł niemiłosiernie. Lampa rzucała dziwne cienie na
ściany alkierza. Pies pod ścianą tkwił nieruchomo, wpatrzony w swego
pana.
Wreszcie Mari podeszła do łóżka i stwierdziła, że Hannah przestała
krwawić.
Nagle na podwórzu zadudniły kopyta i zaraz w drzwiach stanął Simen.
Za nim przyszła Stina, akuszerka. Mari odetchnęła z ulgą i zaraz odsunęła
się na bok.
- Bardzo proszę, aby wszyscy stąd wyszli. Mari, potrzebna mi będzie
gorąca woda i czyste płótno.
Okrągła kobieta ze zniszczoną skórzaną torbą natychmiast wzięła się do
roboty. Przyzwyczajona do pouczania bezradnych ojców, wydawała
polecenia, wcale nie myśląc o tym, że to nie jest zwykły poród. Ale i tak
wszyscy obecni cieszyli się, że ktoś przejął odpowiedzialność. Z wyjątkiem
Psiarza.
- Jeszcze trochę za wcześnie - powiedział cicho, nie puszczając dłoni
Hannah.
Akuszerka zaskoczona popatrzyła na dobrze znanego we wsi mężczyznę,
ale nie ustąpiła.
- Jeśli ja mam w czymkolwiek tu pomóc, to muszę pracować w spokoju.
Nie mogę obnażać kobiety na oczach obcego mężczyzny.
RS
147
Podwinęła rękawy, szykując się do badania Hannah. Zerknęła na
zakrwawione ściereczki, które Mari zostawiła na podłodze, i zrozumiała, że
kobieta straciła wiele krwi. Wsunęła ręce pod spódnicę Hannah, surowo
spoglądając na Psiarza.
A ten nie patrzył na Stinę, ale powoli puszczał dłoń Hannah. Bez słowa
wstał i wyszedł z alkierza. Jeszcze tu nie skończył, czuł to po sobie. Chętnie
nie odstępowałby chorej, lecz w końcu usadowił się na schodach. Pies
zwinął się w kłębek u stóp swego pana, kładąc łeb na jego bucie.
Tak siedzieli, wsłuchując się w odgłosy nocy pod wielką górą. Wiatru się
nie czuło, tylko z lasu od czasu do czasu dochodził jakiś dzwięk. Rzeka
Heimsila płynęła spokojnie o tej porze roku, jednak słaby plusk wody i tak
docierał do dworu.
- Wejdz do środka i zjedz coś ciepłego. To Mari uchyliła drzwi.
- Dziękuję, ale trochę jeszcze tu posiedzę.
Psiarz mówił mało, za to z życzliwością. Chciał po prostu zostać sam ze
swoimi myślami i uczuciami. Musiał wykorzystać całą swoją moc, by
nawiązać więz z kruchym życiem tam za drzwiami. Z życiem, które się
kończyło.
Akuszerka Stina obmyła Hannah z krwi. Dziecko leżało nienormalnie
spokojnie pod napiętą skórą i doświadczona kobieta miała wątpliwości, czy
jeszcze żyje. Sama Hannah oddychała słabo, tak słabo, że prawie się tego
nie zauważało. A Stina nie mogła zrobić nic więcej poza słuchaniem i
dotykaniem. Doświadczonymi ruchami pracowała delikatnie i szybko.
Hannah się nie otwierała. Tyle przynajmniej było pewne, wydawało się
też, że dziecko leży w takiej pozycji, jak powinno. Ale się nie poruszało...
Teraz pomóc mógł jedynie lekarz.
Zanim zdążyła pomyśleć o tym do końca, Hannah gwałtownie się
poruszyła i zadrżała, a brzuch mocno się napiął. Nagłe całe łóżko zalało się
krwią i chociaż akuszerka nie narobiła krzyku, to w panice pomyślała tylko,
że Hannah w takim stanie nie zdoła urodzić martwego płodu.
- Pomocy - szepnęła bezgłośnie. - Nie możemy stracić i matki, i dziecka.
Nic więcej nie zdążyła zrobić, bo zaraz drzwi do alkierza otworzyły się i
do środka wszedł Psiarz. O nic nie pytając ani nawet nie poświęcając Stinie
jednego spojrzenia, położył obie dłonie na gołym brzuchu Hannah. Nie
zwracał uwagi na jej nagość. Niejedną kobietę już tak widział.
Stina nie bardzo wiedziała, jak się zachować, lecz w końcu zajęła się
wycieraniem krwi i postanowiła nie przeszkadzać mężczyznie, chociaż z
zakłopotaniem patrzyła na wielkie dłonie dotykające obnażonego ciała
Hannah. Szorstkie ogorzałe męskie ręce na delikatnej białej skórze kobiety.
RS
148
Jedna w najwyższym punkcie brzucha, druga tam, skąd wypływała krew.
Czy on doprawdy musi jej dotykać, by to zrobić? Słyszała już tyle historii
mówiących, że ten człowiek potrafi tamować krew samym tylko
spojrzeniem. Bała się jednak cokolwiek powiedzieć.
Na zewnątrz budził się dzień. Rozpalająca się smuga na wschodzie
powoli przeganiała ostatnie resztki nocnych ciemności, gdy obdarta postać
chwiejnym krokiem przemknęła przez podwórze w wiosce. Włosy miał ten
człowiek mokre i nieuczesane, kurtkę w strzępach, a nogawki spodni
wysmarowane błotem i ziemią. Oczy mężczyzny patrzyły przed siebie jak
oślepione, ale znał drogę i wreszcie dotarł do drzwi. Tego ranka skierował
się wprost do spichlerza, którego używał jako aresztu. Niewiele osób tam
trafiało, lecz teraz chodziło o niego samego. Wiedział, że ma mało czasu.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
© 2009 Silni rządzą, słabych rzuca się na pożarcie, ci pośredni gdzieś tam przemykają niezauważeni jak pierd-cichacz. - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates