[ Pobierz całość w formacie PDF ]
niego podobny, choć już mocno posiwiały mężczyzna.
Miał te same ciemne oczy i tę samą wydatną szczękę,
a pod eleganckim szarym garniturem prężyły mu się wę
zły mięśni. To musiał być ojciec Willa.
Zauważyła też, że mimo podobieństwa różnili się od
siebie. W oczach Willa malowała się nieprzebrana gorycz.
Z posępną i nieprzeniknioną miną obserwował ruchy ojca.
W pewnej chwili pan Crockett podniósł się z fotela, stanął
tyłem do syna i otworzył drzwi ciężkiego stalowego sejfu.
Kate była bliska płaczu. Crockett rzucił na biurko cięż
ki płócienny worek i pchnął go w stronę Willa. Ten bez
słowa odliczył siedemset dolarów w nowych, błyszczą
cych dwudziestodolarówkach.
Zaraz, zaraz, pomyślała Kate. Siedemset dolarów?
Przecież to nie wystarczy dla nas dwojga. Jej bilet do Ir
landii kosztował prawie sześćset.
Ojciec powiedział coś do Willa i ponownie pchnął wo
rek w jego kierunku. Will uparcie pokręcił głową, wsunął
odliczoną sumę do wyświechtanej skórzanej sakiewki Lia-
ma Denningtona i schował ją do kieszeni.
Kate rozumiała, jak wiele kosztowało go spotkanie
z ojcem. Zapomniał o swojej dumie i o wartościach, które
wyznawał. Niczym żebrak przyszedł po prośbie. Teraz nie
mogła zrobić nic innego, jak tylko przyjąć ten dar serca
i wrócić do Irlandii.
Chciała uwolnić go od siebie.
Przecież jej nie chciał. I tyle, jeśli chodzi o miłość.
Coldwell Crockett znów odwrócił się plecami, żeby
zamknąć sejf. Kate przez jedną krótką chwilę widziała
grymas cierpienia malujÄ…cy siÄ™ na twarzy Willa.
Otarła łzy z oczu i patrzyła dalej. Bankier wyciągnął
wypielęgnowaną dłoń do syna. Will zawahał się. Wreszcie
zdawkowo uścisnął rękę ojca i wymruczał kilka słów po
dziękowania. A może zapewniał, że na pewno spłaci po
życzkę co do ostatniego centa?
Kate nie mogła powstrzymać płaczu. Prawie nic już nie
widziała. Zdawała sobie tylko sprawę, że musi jak naj
szybciej wrócić do gospody. Zanim pobiegła na ulicę, zo
baczyła jeszcze kątem oka, że po wyjściu syna Coldwell
Crockett ciężko opadł na fotel i ukrył twarz w dłoniach.
- Nie ma lampy? - zapytał Will, wchodząc do maleń
kiej izby w gospodzie. Nie było go prawie dwie godziny.
Przez ten czas słońce już dawno zaszło za horyzontem.
- Nie. - Kate podciągnęła nogi na wąskie łóżko, żeby
mu zrobić trochę miejsca. - Nawet nie dali świecy.
- Wniosek z tego, że w San Francisco trzydzieści do
larów za pokój nie jest zbyt wygórowaną sumą - mruknął
Will.
ZdjÄ…Å‚ kurtkÄ™ i z kieszeni koszuli wyjÄ…Å‚ sakiewkÄ™ z pie
niędzmi. Zdecydowanym ruchem położył ją na stole ra-
zem z biletem na podróż do Irlandii. Kupił go po drodze
z banku.
Kate w milczeniu popatrzyła na bilet.
- Statek wypływa jutro wraz z wieczornym odpły
wem. Rozmawiałem z kapitanem i załatwiłem wszystkie
formalności. Możesz wejść na pokład już rano.
Zdziwiło go, że nie zapytała, jak zdobył bilet i pienią
dze. Prawdę mówiąc, nic nie powiedziała.
W sumie powinien być zadowolony, że wszystko mu
się udało. Przecież spełnił swój obowiązek. A jednak nie
potrafił się cieszyć.
- Jadłaś już kolację? - spytał, wskazując na suszone
śledzie leżące na stole. Rybie łuski pobłyskiwały we wpa
dającym przez nieosłonięte okno migotliwym blasku uli
cznej latarni.
- Nie jestem głodna.
On też nie był.
- W takim razie chyba lepiej będzie, jak pójdziemy
spać.
ZdjÄ…Å‚ buty i wyciÄ…gnÄ…Å‚ siÄ™ na cienkim kocu rozpostar
tym na twardej podłodze.
Kiedy usłyszał, że Kate zaczęła się rozbierać, grzecznie
przewrócił się na drugi bok. Westchnęła ciężko. Od trzech
dni już nie leżała w prawdziwym łóżku. Ostatnim razem
nie była sama. Will spał przy niej. Czuła wtedy jego za
pach i ciepło bijące od ciała. Była całkiem bezpieczna,
spokojna, zrelaksowana... po prostu szczęśliwa. Nie miała
kłopotów z zaśnięciem.
Will przymknął oczy, wspominając smak jej pocałun
ków, miękkość skóry i wyraz jej oczu w chwili, kiedy
w miłosnym uniesieniu wykrzyczała na głos jego imię.
Godzinę pózniej, kiedy poruszył się i odwrócił głowę,
miał wrażenie, że wciąż przebywa w krainie sennych ma
rzeń. Kate patrzyła na niego znad krawędzi łóżka. Podu
szkę miała spiętrzoną wysoko pod głową, żeby go
wyraznie widzieć.
Nie, to nie był sen.
Pod plecami czuł zimną i twardą podłogę. Kate przy
glądała mu się niemal błagalnym wzrokiem. Bez słowa
odchyliła kołdrę w niemym zaproszeniu.
Nie potrzebował żadnej innej zachęty.
ROZDZIAA DWUDZIESTY
Wiedział, że zle postępuje. Wiedział, że za żadne skar
by świata nie powinien wykorzystywać jej chwilowej sła
bości.
W ciągu ostatniego tygodnia Kate przeżyła więcej niż
niejedna inna kobieta przez całe życie. Will wmawiał so
bie w duchu, że tylko dlatego zgodził się z nią położyć,
by dać jej trochę wytchnienia po ostatnich emocjach. Po
trzebowała ciepła i opieki, a nie seksu.
Nagle poczuł dotyk jej ust. Pocałunek zdradzał, że Kate
nie chodzi wyłącznie o opiekę. Oplotła go rękami w pasie
i splotła nogi z jego nogami.
Westchnęła z ulgą, kiedy ostrożnie zaczął ją całować.
Tym razem pieścił ją powoli, z namysłem. W niczym to
nie przypominało dzikiej i nieokiełznanej furii ich pierw
szej nocy.
Kate była ciepła, miękka i oczekująca. Will wciąż je
szcze nie potrafił pozbyć się skrupułów. Spod oka zerknął
na jej twarz, skąpaną w srebrzystym księżycowym blasku,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
© 2009 Silni rzÄ…dzÄ…, sÅ‚abych rzuca siÄ™ na pożarcie, ci poÅ›redni gdzieÅ› tam przemykajÄ… niezauważeni jak pierd-cichacz. - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates