[ Pobierz całość w formacie PDF ]

się plątał.  Nigdy nie dałeś za wygraną. Przez cały czas pokładałeś we mnie
wiarę.
 Ależ skąd  odparł.
Obrzuciłem go szybkim spojrzeniem, lecz potrząsnął głową.
 Musiałem wierzyć wynikom moich obliczeń.  Uśmiechnął się lekko
i niemal z żalem.  A moje obliczenia nie dawały ci prawie żadnej nadziei. Nawet
w punkcie węzłowym na przyjęciu dla uczczenia Donala Graeme a na Freilandii
prawdopodobieństwo tego, że się uratujesz, wydawało się zbyt małe, by warto je
było brać pod uwagę. Nawet gdy wyleczyliśmy cię z ran na Marze, obliczenia nie
dawały ci żadnej nadziei.
 Ale. . . nie opuściłeś mnie. . .  wyjąkałem, wpatrując się w niego.
 To nie ja. Nikt z nas. Tylko Liza  odrzekł.  Ona nigdy cię nie odstąpiła,
od pierwszej wizyty w gabinecie Marka Torre. Powiedziała nam, że poczuła coś. . .
coś w rodzaju iskry przechodzącej od ciebie. . . gdy rozmawiałeś z nią podczas
zwiedzania, nim jeszcze trafiliście do Punktu Przejścia. Wierzyła w ciebie nawet
wtedy, gdy ją odtrąciłeś w punkcie węzłowym Graeme a, kiedy zaś wzięliśmy
cię na Marę, by cię wyleczyć, nalegała, by uczestniczyć w tym procesie, tak że
mieliśmy okazję przywiązać ją do ciebie emocjonalnie.
 Przywiązać ją?  Te słowa były dla mnie niezrozumiałe.
 Podczas tego samego procesu, w którym doprowadziliśmy cię do stanu
pierwotnego, zablokowaliśmy na twej osobie jej zaangażowanie emocjonalne. To-
208
bie to nie robiło różnicy, ją zaś wiązało z tobą nieodwołalnie. Teraz, gdyby cię
straciła, cierpiałaby tak samo albo jeszcze bardziej, niż Ian Graeme cierpi z po-
wodu utraty swego brata blizniaka i lustrzanego odbicia.
Zatrzymał się i obserwował mnie, stojąc w miejscu. Lecz ja nadal błądziłem
po omacku.
 W dalszym ciągu. . . nie rozumiem  rzekłem.  Mówisz, że to, co z nią
uczyniliście, nie miało dla mnie znaczenia. Jaki zatem pożytek. . .
 %7ładen, tak dalece, jak byliśmy w stanie wówczas obliczyć i wyinterpreto-
wać, aż do tej pory. Jeżeli ona była przywiązana do ciebie, to oczywiście również
i ty byłeś do niej przywiązany. Ale było to tak, jak gdyby drozda śpiewającego
przywiązać do palca olbrzyma, tak jak bezwładność względna twojego oddziały-
wania na wzorzec wygląda w porównaniu do jej bezwładności. Wyłącznie Liza
sądziła, że przyniesie to jakiś pożytek.
Odwrócił się.
 Do zobaczenia, Tam  powiedział.
Poprzez wciąż rzedniejącą mgiełkę widziałem, jak samotnie kroczy w kierun-
ku kościoła, skąd dobiegł mnie pojedynczy głos mówcy, obwieszczającego wła-
śnie numer hymnu, którym kończyło się nabożeństwo.
Zostawił mnie w stanie całkowitego osłupienia. Ale wnet roześmiałem się
w głos, gdyż w owej chwili zdałem sobie sprawę, że jestem mądrzejszy od niego.
Wszystkie jego obliczenia razem wzięte nie były w stanie odkryć, dlaczego fakt,
iż Liza przywiązała się do mnie, mógł mnie uratować. I uratował.
Gdyż poczułem teraz przypływ mej własnej ogromnej miłości do niej i zda-
łem sobie sprawę, że przez cały czas moja samotna jazń odwzajemniała Lizie jej
miłość, tyle że za nic nie przyznałaby się do tego przed sobą. I dla tej to właśnie
miłości pragnąłem żyć. Olbrzym może bez żadnego wysiłku zabrać ze sobą, do-
kąd chce, drozda śpiewającego, nie zwracając ani krztyny uwagi na poruszenia
drobniutkich skrzydełek. Lecz jeśli obchodzi go los stworzenia, do którego został
przywiązany, tam gdzie nie mogła zawrócić go z drogi siła, może zawrócić go
miłość.
A zatem po wiążącej nas ze sobą niewidzialnej nici wiara Lizy pobiegła po-
łączyć się z moją wiarą, a ja nie mogłem dopuścić, by moja wiara wygasła, nie
chcąc wygasić zarazem i jej wiary. Z jakiegoż innego powodu musiałem stawić
się na jej wezwanie, kiedy to doszło do zamachu na Marka Torre? Nawet wów-
czas gotów byłem nadłożyć drogi, by bodaj kompromisem połączyć swoją i jej
ścieżkę.
Gdyż jak to teraz zobaczyłem, wskazówka kompasu mojego życia w jed-
nej chwili obróciła się o sto osiemdziesiąt stopni i, widziane w nowym świetle,
wszystko stało się nagle proste, jasne i zrozumiałe. Nic w moim życiu nie ulegało
zmianie, ani mój głód, ani moja ambicja, ani energia, oprócz tego, że zostałem
obrócony w przeciwną stronę. Ponownie wybuchnąłem głośnym śmiechem, zdu-
209
miony prostotą tego, co się wydarzyło, jako że teraz widziałem już wyraznie, że
jeden cel był zwykłym przeciwieństwem drugiego:
NISZCZY : BUDOWA
BUDOWA  jasna i prosta odpowiedz, do której tęskniłem tyle lat, by
wreszcie zadać kłam czczym poglądom Mathiasa. Do tego właśnie zostałem zro-
dzony, tego, co zawarte było w Partenonie i w Encyklopedii, i we wszystkich
synach człowieczych.
Tak jak wszyscy  nawet Mathias  jeśli nie zbłądzą na manowce, przysze- [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • showthemusic.xlx.pl
  • © 2009 Silni rządzą, słabych rzuca się na pożarcie, ci pośredni gdzieś tam przemykają niezauważeni jak pierd-cichacz. - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates