[ Pobierz całość w formacie PDF ]

żebra.
- Przywiąż plecak. Przywiąż pas do łodzi! - zawołał Kimi.
Tuck znalazł w plecaku zwój nylonowego sznurka i składany nóż, po czym przywiązał
siebie i plecak do przedniego siedzenia. Zauważył, że przestrzeń pod ławką wypełnia gęsty
styropian. Teoretycznie łódz była niezatapialna. To dobrze - ktoś znajdzie ich zmaltretowane,
nadgryzione przez rekiny ciała. Rzucił kawałek sznurka Kimiemu, który przewiązał się nim w
pasie.
Jakby ktoś uruchomił silnik odrzutowy, wiatr w jednej chwili przyśpieszył z dziesięciu do
sześćdziesięciu węzłów, z każdą falą wlewając do łodzi masy wody i zagłuszając dzwięk silnika.
Kimi wykrzyknął jakieś polecenie, ale słowa porwał wiatr. Do Tucka dotarło tylko jedno:
- Wybierać!
Gdy zjeżdżali w dół fali, skorzystał z okazji, by się rozejrzeć po łodzi w poszukiwaniu
naczynia, ale znalazł tylko baniak z pitną wodą. Wyjął z kieszeni składany nóż i odciął górną część
baniaka. Wylał słodką wodę, potem, opierając się nogami o wewnętrzną stronę rufy, a plecami o
siedzenie, zaczął wybierać wodę spomiędzy swoich nóg, za każdym razem zagarniając całe cztery
litry i wylewając je na wiatr. Robił to w takim tempie, jakby walczył o życie, i już po minucie
wszystko go bolało, ale i tak nie był w stanie wyprzedzić sztormu. Aódz stale nabierała wody.
Ośmielił się zerknąć na Kimiego i zobaczył, że nawigator znalazł puszkę po kawie, zaparł
się między siedzenie a zbiornik paliwa i jedną ręką wybierał wodę, a drugą sterował. Chusta opadła
mu na szyję i powiewała za nim razem z blond peruką. Silnik był ustawiony na pełną moc i Kimi
starał się sterować w poprzek fal. Gdyby któraś uderzyła ich z boku, zaczęliby się obracać, aż w
końcu sztorm by ich pochłonął.
Tuck zwolnił tempo i nabrał spokojnego, stałego rytmu. Zaczęło padać, krople deszczu
siekły niemal poziomo, a gdy znalezli się na grzbiecie kolejnej fali, Tuck zauważył, że połowa
nieba zniknęła. Byli dopiero na skraju sztormu. Nawigator na niego krzyczał. Morze, niebo i łódz
roztapiały się w czerni. W jednej chwili mrużył oczy przed słoną wodą i patrzył na obsydianową
ścianę przed dziobem, by w następnej wszystko stało się czarne. Najpierw totalne przeciążenie
sensoryczne, a potem sensoryczna deprywacja. Rozejrzał się, szukając gwiazd, księżyca, światła
albo cienia, ale wokół nie było nic z wyjątkiem wiatru, wody, zimna i bólu. Zadrżał i miał ochotę
zwinąć się na dziobie w pozycji embrionalnej, by czekać na śmierć. Krzyk nawigatora pozwolił mu
zorientować się w rzeczywistości.
- Potrzebujemy światła!
Tuck wziął się w garść, po czym pogrzebał w przemoczonym plecaku i wyłowił dwie
wodoodporne latarki. Bądz błogosławiony Jake u Skye u.
Nacisnął uszczelnione włączniki.
Zwiatło. Wystarczające, by zobaczyć, że Kimi kieruje ich równolegle do złowieszczej
ściany wody. Zaleje ich. Nawigator przekręcił silnik na bok i zwiększył moc. Aódz skręciła w
ostatniej chwili, napotkała nadciągającą falę i ją pokonała. Tucker złapał się łodzi tak, jak nowo
narodzona małpka chwyta się matki.
Tuck przywiązał latarki do kabestanu na dziobie, jedną kierując w przód, a drugą na łódz, po
czym znowu zaczął wybierać wodę.
Monstrualna fala urosła na wysokość dziesięciu metrów i przewaliła się nad nimi. Tuck
zamrugał, by się pozbyć soli i oczu, i zobaczył, że w łodzi jest trzydziestocentymetrowa warstwa
wody. Kolejna fala tej wielkości zdławi silnik. A bez silnika będą zgubieni. Wybieranie wody nie
wystarczało.
Zginiemy, pomyślał.
Potem hałas sztormu umilkł.
- Nie, nie zginiesz - rozległ się głos - jebany dupku. - Huk wichru i krzyki nawigatora
zniknęły. Był tylko ten głos. - W plecaku masz brezent. Nakryj nim łódz, żeby nie obierała już
wody. A potem idz na rufę i wylewaj.
Teraz Tuck miał w umyśle jakiś obraz tego, co ma robić. Od zewnątrz nadburcia znajdowały
się otworki, pozwalające zamocować sznur przy krawędzi brezentu.
- Zrozumiałeś, asie?
Tuck widział brezent i wiedział, że da radę.
- Dzięki - powiedział. Nie zastanawiał się, skąd dochodził głos. Skinął głową. Znowu
otoczył go ryk sztormu.
Pięć minut pózniej łódz była przykryta i, co za tym szło, nie tak mocno zanurzona. Tuck
usiadł obok nawigatora i wybierał wodę.
- Steruj! - wrzasnął Kimi.
Tucker chwycił rumpel, a nawigator go puścił i próbował rozmasować dłoń, która zmieniła
się w odrętwiałą pięść.
Pilot poprowadził łódz pod olbrzymią falę i nagle kadłub znalazł się w powietrzu. Bez oporu
na śrubie silnik zawył i Tuck zdusił gaz, by nie eksplodował. Dziób skierował się ku niebu i Kimi
złapał się burty w ostatniej chwili, by za nią nie wypaść. Opadli z hukiem i silnik omal nie poszedł
pod wodę. Motor zakaszlał. Tuck otworzył przepustnicę, by przywrócić mu życie.
Już wspinali się na kolejną falę, bardziej stromą od poprzedniej. Jeśli podmuch wiatru złapie
ich na górze, to wywróci łódz. Tuck przypomniał sobie nagle pewną surferską sztuczkę z młodości.
Nie było możliwości, by dalej zmagali się z wiatrem i z falami. W połowie wodnej ściany podkręcił
gaz i przesunął motor w bok. Silnik zakrztusił się, jakby wypluwał kulkę sierści, a potem ryknął,
pchając ich naprzód po fali. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • showthemusic.xlx.pl
  • © 2009 Silni rządzą, słabych rzuca się na pożarcie, ci pośredni gdzieś tam przemykają niezauważeni jak pierd-cichacz. - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates