[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Nagle całą komnatę rozjaśniły smugi wielobarwnych błyskawic, wystrzelone przez
niewidzialnego dla innych wroga i pomknęły w stronę Litzenreicha. Przy pomocy swej różdżki
odtrącał je, jak szermierz parujący ciosy klingą. A potem z powrotem stanął na nogi, przechodząc
do ataku i strugi energii wystrzeliły z jego różdżki.
Przebywanie w sąsiedztwie Litzenreicha było grozniejsze niż towarzystwo Ustnara, więc
Konrad pozostawił maga, by dalej sam prowadził swój pojedynek. Razem z Guidem ruszyli do
następnej sali umarłych, a potem do kolejnej i dalej. Każda komnata, przez którą przechodzili,
była krokiem w przeszłość w ich wędrówce przez stulecia.
Aż wreszcie dotarli do ostatniego sanktuarium. Sali poświęconej samemu Sigmarowi.
Rozdział piętnasty
O Sigmarze Młotodzierżcy opowiadano więcej legend niż o jakimkolwiek innym cesarzu,
a jednak poświęcona mu sala była niemal pusta. Sigmar założył Cesarstwo. Zciany sanktuarium
pokryte były poświęconymi mu, licznymi fryzami, ale wszystkie obrazy i rzezby wykonano
długo po panowaniu Sigmara. Pierwszy cesarz żył dwa i pół tysiąca lat temu i nie wiedziano go
od chwili, gdy wyruszył w swoją ostatnią podróż na Przełęcz Czarnego Ognia, aby oddać
Ghalmaraz krasnoludom. W każdym razie nie widział go żaden przedstawiciel ludzkiej rasy. Na
cokole, gdzie powinny spoczywać jego doczesne szczątki, leżała czarna, aksamitna poduszka, a
na niej jedyna znana relikwia z okresu jego panowania. Była to rękojeść sztyletu, który Sigmar
miał przy sobie w czasie bitwy na Przełęczy Czarnego Ognia.
Konrad zatrzymał się. Tutaj droga się kończyła, ponieważ ta komnata była ostatnia i
znajdowały się w niej tylko jedne drzwi. Rozejrzał się wokoło, zdając sobie sprawę, że to, co go
czeka, jest właśnie tutaj. Popatrzył do góry, widząc za witrażem zniekształconego Morrslieba. W
każdej komnacie nekropolii księżyc tkwił dokładnie w tej samej pozycji. Normalnie przesuwał
się przez nocne niebo o wiele szybciej. Ale dzisiejszej nocy zamarł nieruchomo. Czas
rzeczywiście przestał istnieć. Czasu nie było - i czas był wszystkim.
Spojrzał na Guida, który odpowiedział mu spojrzeniem. Pirat zmarszczył brwi i podniósł
dłoń do ust. Otworzył usta, jakby chciał coś powiedzieć i Konrad zobaczył, jak język pirata
porusza się - i nagle uświadomił sobie, że to nie może być język. Brązowy, pokryty futrem&
Z ust Guida wyłoniła się głowa szczura!
Jeden policzek pirata napęczniał i pękł, a przez ciało przedarł się zakrwawiony pysk
następnego szczura. Lewe oko zniknęło i z oczodołu wyłonił się trzeci gryzoń - jego ostre zęby
wpiły się w gałkę oczną.
Całe ciało Guida trzęsło się i dygotało, a potem nagle rozpadło się na kawałki, gdy całe
stado zakrwawionych szczurów wydobyło się z jego brzucha, piersi, ramion i nóg. Był pożerany
od wewnątrz, a jego ludzki kształt podtrzymywał jedynie szkielet.
Konrad patrzył z przerażeniem, jak ubranie Guida i kordelas padają na ziemię. Piszcząca
horda szczurów rozproszyła się po komnacie, znikając w dziurach w ścianach.
Rzeczywiście, była to skaveńska magia. Gwardia cesarska mogła stać się wyznawcami
Slaanesha, ale to słudzy Rogatego Boga zwabili Konrada do samego centrum Pałacu
Cesarskiego.
Trzymając mocno nowy miecz, Konrad przypomniał sobie, że spaczeń w klindze został
zabrany szczuroludziom, którzy zaatakowali go na Wysokim Moście. Czy skaveni ci byli
świadomą ofiarą, mającą zwabić go w górę Reiku? A gdy płynął do Altdorfu, właśnie
skonstruowany przez skavenów Guido dopilnował, aby udało mu się uciec z pirackiego okrętu?
A teraz Konrad ponownie był sam, co często zdarzało się w jego życiu. Miał sucho w
ustach, serce dudniło mu w piersi, dłonie miał suche.
Został wciągnięty w pułapkę. Jedyną drogą ucieczki była ta, którą przyszedł. Odwrócił się
- i zobaczył pędzącego w jego stronę zdeformowanego stwora. Pojawił się i zniknął, jakby nigdy
nie istniał.
Potwór miał przezroczyste ciało i był jednym z najbardziej prymitywnych mutantów, z
jakimi Konrad się zetknął - kuśtykał niezgrabnie, miał pozlepiane szare futro, kły sterczące z
psiego pyska i pazury na palcach nóg i łap. Uzbrojony był w zardzewiały miecz.
Bestia wydawała się znajoma, ale Konrad nie wiedział, skąd ją zna. Podniósł miecz i
zadał szybki cios w kark mutanta, starając się ściąć mu głowę. Miecz przeszedł na wylot, nie
napotykając żadnego oporu. Zjawa zaczęła się jednak rozpływać, ale natychmiast na jej miejsce
pojawił się następny zwierzołak.
Ten z kolei był wielki, z odwróconą głową, ubrany w kawałki spatynowanej zbroi.
Wymachiwał toporem wyrastającym z przegubu prawej ręki. Tego Konrad rozpoznał. Była to
bestia, którą Konrad zabił w dniu zniszczenia jego wioski, obdarł ze skóry i przebrał w nią.
Próbował zabić stwora ponownie, wbijając mu miecz w pierś, ale mutant już się rozwiewał i
natychmiast pojawił się następny potwór - tym razem skaven.
W tej samej chwili Konrad przypomniał sobie, kiedy po raz pierwszy widział poprzednie
monstrum. Był to zwierzołak, zabity przez niego, gdy atakował Elyssę. Wtedy, w czasie ich
pierwszego spotkania, ocalił dziewczynie życie.
Ciął na odlew skavena, który również rozpłynął się w powietrzu, ustępując miejsca
stworowi sprawiającemu wrażenie na wpół owada i na wpół człowieka. Miał ludzkie nogi i ciało
mrówki z czterema górnymi kończynami, wyrastającymi z czarnego odwłoku. Podobnie jak całą
reszta, insektoid był dawną ofiarą Konrada. Zabił stwora strzałą z łuku podczas ataku na wioskę.
Kolejny duch, jak wszyscy dotychczasowi przeciwnicy. Odniósł wrażenie, że atakują go widma
wszystkich zwierzołaków, jakie padły z jego ręki - za każdym razem, gdy zadawał cios,
przeciwnik znikał, a na jego miejsce pojawiał się następny. Konrad czuł, że słabnie.
Gdy zmaterializowała się kolejna bestia - tym razem nad jego głową, spróbował unieść
miecz, ale miał wrażenie, że broń jest zbyt ciężka. Tym razem jego przeciwnikiem okazał się
jeden z latających stworów, na którego Konrad natknął się powracając z Wilkiem do zniszczonej
wioski. Potwór był bardziej materialny niż poprzednie, ale mimo to miecz Konrada nie był w
stanie go zranić. Podobnie jak w poprzednich przypadkach, klinga przeszła bez oporu przez
pokrytą łuskami skórę i niematerialne ciało.
I nagle Konrad zauważył, że jego broń także staje się przezroczysta - podobnie jak jego
ręka! Wydało mu się, że rękaw kurtki zniknął, zniknęła też skóra. Widział żyły, którymi płynęła
krew, ścięgna do tej pory przykryte mięśniami. A potem rozwiały się również one, pozostawiając
jedynie zbielałe kości, które także zniknęły, jakby pochłonęły je tysiąclecia.
Jego energia wysączała się przez miecz, przepływała w stwory, które usiłował zniszczyć.
Zamiast tego - one go zabijały. Stawały się coraz silniejsze i bardziej materialne, a jego siły
życiowe nikły. Konrad zdawał się ginąć, a jego ciało stawało się niewidzialne.
Cofnął się, nie chcąc posługiwać się mieczem, ponieważ zorientował się, w jaki sposób
go osłabiano. Pył spaczeniowy pochodził od skavenów i właśnie spaczeń wysysał jego siły
życiowe. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • showthemusic.xlx.pl
  • © 2009 Silni rządzą, słabych rzuca się na pożarcie, ci pośredni gdzieś tam przemykają niezauważeni jak pierd-cichacz. - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates