[ Pobierz całość w formacie PDF ]
z tropu.
- Wcale nie pytam cię o zdanie - wymamrotał. - Poza
tym nie wolno ci na mnie patrzeć, gdy będziemy to robić.
- Nie przyszło mi nawet do głowy, żeby się na ciebie
gapić - wtrąciła pojednawczym tonem.
- Zabraniam ci rozpowiadać, że jestem twój. Wcale do
ciebie nie należę. Nie będę własnością żadnej kobiety.
- Dawson, co ty opowiadasz? Taka myśl nawet nie
powstała mi w głowie!
- Powiedziałaś, że jestem twój. Nie traktuj mnie jak
psa. Słyszałaś?
- Tak, doskonale cię rozumiem. - Z uśmiechem słu
chała perorującego męża, który próbował mówić jasno
i wyraznie. Daremnie. Przestała się złościć. Cierpienie
i uczucie zawodu, które nie odstępowały jej przez całe
popłudnie, zniknęły, gdy mąż szczerze wyznał, czego się
obawia. Po raz pierwszy miała do czynienia z człowie
kiem z krwi i kości.
- Nie jestem twoją własnością - powtórzył. Było mu
gorąco. Odgarnął potargane włosy. Powinien włączyć kli
matyzację, ale nie mógł znalezć odpowiedniego urządze
nia. Na domiar złego wpadł na stół i nabił sobie guza.
Omal nie przewrócił lampy. Aparat telefoniczny wypadł
z niepewnych rÄ…k.
- Dawson? - zawołała do słuchawki zaniepokojona
hałasem rozmówczyni.
Usłyszała na pół zrozumiałe przekleństwa i chrobot
świadczący o tym, że Dawson usiłuje podnieść aparat.
- Wpadłem na stół. Nie waż się ze mnie śmiać.
128 SERCE Z LODU
- Och, jakżebym mogła! - zapewniła go skwapliwie.
- Nie mogę znalezć klimatyzatora. Na pewno jest w tym
pokoju. Gdzie go ukryli? To przecież kawał żelastwa.
Barrie omal się nie zdradziła. Niewiele brakowało, żeby
zaczęła chichotać.
- Sprawdz pod oknem - poradziła w końcu.
- Pod oknem? O, jest! Bardzo dobrze.
Nastąpiła długa przerwa, następnie rozległ się osobliwy
dzwięk, a po nim przekleństwo i odgłos uderzenia pięścią.
- Chyba przez pomyłkę włączyłem ogrzewanie - wy
jaśnił Dawson. - Zrobiło się tutaj okropnie gorąco.
- Wezwij obsługę hotelową. Niech sprawdzą - powie
działa z ociąganiem.
- Co mają sprawdzić?
- Klimatyzator.
- Już to zrobiłem - mruknął. - Wszystko gra. Jest pod
oknem, jak mówiłaś.
- Obejrzałeś byka? - Banie postanowiła zmienić
temat.
- Jakiego byka? - Nastąpiło długie milczenie. - Odbi
ło ci? Tu nie ma żadnego byka. Jestem w hotelu!
Barrie dała za wygraną i cicho zachichotała.
- Zmiejesz się? - wypytywał podejrzliwie jej mąż.
- Nie. To atak kaszlu. Zakrztusiłam się. - Barrie
chrząknęła.
Zapadło milczenie.
- O czymś miałem ci powiedzieć. - Dawson próbował
się skoncentrować. - Ach, wiem. Posłuchaj uważnie, Bar
rie. Nie muszę sypiać z kobietami. Mogę się bez nich obyć.
- Oczywiście - przytaknęła uprzejmie.
SERCE Z LODU
129
- Ale mogę z tobą sypiać, jeśli ci na tym zależy -
stwierdził wielkodusznie.
- Dobrze. Bardzo ci jestem wdzięczna - odparła.
- NaprawdÄ™?-Dawson chrzÄ…knÄ…Å‚ niepewnie.
- Uwielbiam z tobą sypiać - wyznała cicho.
- Aha. - Znów odchrząknął.
Nadarzała się okazja, której Barrie nie mogła zmar
nować.
- Dawson - zaczęła ostrożnie - dlaczego wyjechałeś
dzisiaj do Kalifornii?
- %7łeby nie iść z tobą do łóżka - odparł sennie. - Nie
chciałem, żebyś wiedziała... jak bardzo cię pragnę, jak
bardzo mi na tobie zależy.
Barrie zrobiło się lekko na sercu.
- Kocham cię - szepnęła.
- Wiem. Ja też cię kocham - odparł zaspanym głosem.
- Bardzo ciÄ™ kocham. Bardzo. Wierz mi, Barrie, jestem
w tobie zakochany do szaleństwa... - dodał zdławionym
głosem i przerwał.
Oboje milczeli. Wzruszona Barrie nie była w stanie
wykrztusić słowa. Trzymała słuchawkę tak mocno, jakby
to było koło ratunkowe. Patrzyła wokół nie widzącym
wzrokiem. Czy zdoła ująć w słowa wszystko, co kryje
w sercu?
- Nie chcę, żebyś o tym wiedziała - dodał z naciskiem
Dawson. Kierował się osobliwą pijacką logiką. - Uczucia
to niebezpieczna broń. Kobiety chętnie się nią posługują.
Biada frajerowi, który ujawni, co czuje. Nie możesz wie
dzieć, że cię kocham, Barrie - tłumaczył cierpliwie. -
W przeciwnym razie zaczniesz mnie dręczyć. Twoja mat-
130 SERCE Z LODU
ka igrała z uczuciami George'a... to znaczy mojego ojca.
Miał na jej punkcie obsesję.
Barrie skuliła się, jakby ból przeszył jej ciało od stóp
do głów. Nie wiedziała do tej pory, co dręczy ukochanego.
- Chyba pora spać - oznajmił Dawson. Zmarszczył
brwi. - Nie mogę sobie przypomnieć, po co do ciebie
zadzwoniłem.
- Nie szkodzi, kochanie - odparła cicho. - To bez zna-
czenia.
- Kochanie - powtórzył wolno i westchnął. - Dziwnie
się czuję, gdy mówisz do mnie kochanie". Zupełnie jak
bym odczuwał ból. Dziwne. Ukryłem się przed samym
sobą i nie mogę znalezć drogi. Chciałbym wrócić... Tę
sknię za tobą - dodał niskim, przyciszonym głosem. - Nie
masz pojęcia, jak bardzo. Dobranoc... skarbie.
Połączenie zostało przerwane. Barrie długo trzymała
słuchawkę, jakby oczekiwała, że ponownie usłyszy zna-
jomy głos. Nagle odezwała się telefonistka hotelu w Ka-
lifornii. Barrie wróciła do rzeczywistości.
- Słucham. Czym mogę służyć? - zapytała ponownie
pracownica hotelu.
- Mam prośbę. Chciałabym zapytać, jak mogę się do
was dostać. I to możliwie szybko.
Corlie przez całą drogę coś do siebie mamrotała, gdy
odwoziła Barrie na lotnisko w Sheridan. Wsadziła pod-
opiecznÄ… do samolotu kierujÄ…cego siÄ™ w stronÄ™ Salt Lake
City w stanie Utah, gdzie Barrie miała wsiąść na pokład
powietrznego wehikułu zmierzającego do Kalifornii. Po-
dróż była męcząca, lecz pani Rutherford czuła, że poste-
SERCE Z LODU 131
puje właściwie. Powinna spotkać się z opornym małżon
kiem, nim ten odzyska przytomność umysłu i ponownie
zamknie siÄ™ w ochronnej skorupie.
Do hotelu dotarła wczesnym rankiem następnego dnia.
Pokazała recepcjoniście świadectwo ślubu. Nie musiała
długo prosić o zapasowy klucz do pokoju Dawsona.
Czuła się jak włamywaczka, gdy zaniknęła za sobą
drzwi wytwornego apartamentu. Przez moment rozglądała
się zakłopotana, ale szybko odzyskała pewność siebie.
Gdyby słuchała obaw i lęków, nigdy by tu nie dotarła.
Miała dość odwagi, żeby o nich zapomnieć. Tak trzymać!
Otworzyła drzwi wedle wszelkiego prawdopodobień
stwa wiodące do sypialni. Dawson leżał na posłaniu. Był
nagi. Kołdrę odrzucił na bok, jakby mu było za gorąco.
Nic dziwnego. W sypialni panował tropikalny skwar.
Barrie podeszła do klimatyzatora i wyłączyła ogrzewa
nie. Przestawiła regulator temperatury i poczuła chłodny
powiew. Przez chwilę stała nieruchomo. Musiała opano
wać mdłości wywołane nagłą falą gorąca. Zimne powie
trze przyjemnie owiewało twarz. Zaczęła oddychać swo
bodniej.
Usłyszała jakiś dzwięk. Odwróciła się natychmiast.
Dawson leżał oparty na łokciu i obserwował ją przekrwio
nymi oczyma.
ROZDZIAA JEDENASTY
- Dzień dobry - powiedziała cicho. Po dziwnej roz
mowie, którą odbyli wczorajszej nocy, nie miała odwagi
spojrzeć mu w oczy.
- Dzień dobry. - Zaspany Dawson przyglądał się
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
© 2009 Silni rzÄ…dzÄ…, sÅ‚abych rzuca siÄ™ na pożarcie, ci poÅ›redni gdzieÅ› tam przemykajÄ… niezauważeni jak pierd-cichacz. - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates