[ Pobierz całość w formacie PDF ]
jakby przed chwilą je odkurzono. Wzdłuż lewej ściany stał rząd kontrabasów,
a po prawej z drewnianych stojaków wystawały niezliczone stronice nut. W
głębi sklepu...
Właściwie niczego nie mogła tam zobaczyć przez cień okrywający koniec
sklepu. - Felicja?
Głos rozległ się za jej plecami - od strony kasy, której nie zauważyła, ukrytej
za rogiem przy samym wejściu. Od razu rozpoznała głos z wyraznie
słyszalnym obcym akcentem, mimo to podskoczyła ze strachu i odwróciła się
do signora Abe.
- Felicjo, co się dzieje? - Mówiąc to, zaczął się gramolić zza lady tak szybko,
jak pozwalały mu artretyczne biodra. - Coś się stało?
Fala wzruszenia zjawiła się znikąd i zaatakowała z całą mocą.
- Wuj Henryk nie żyje - wykrztusiła Felicja, lecz jej następne słowa utonęły w
szlochu.
Abe Nowakowski zamknął sklep w południe, czego nigdy dotąd nie robił, i
pomógł swojej pięknej młodej przyjaciółce pokonać schody z tyłu,
prowadzące do jego mieszkania na piętrze. Tam zaparzył herbatę i wysłuchał
jej opowieści.
Felicja miała do siebie żal za to, że nie potrafiła zapanować nad emocjami,
lecz w ciągu następnej godziny były chwile, gdy zaczynała wątpić, czy uda się
jej przestać płakać. Oczywiście w końcu się uspokoiła, ale czuła, że signor Abe
jest gotów siedzieć z nią tak długo, jak będzie potrzebowała.
- Te sprawy wymagają czasu - rzekł. Był niewysokim, korpulentnym
człowiekiem o szorstkiej skórze i gęstych, siwych włosach, których grzebień
nigdy nie potrafił ujarzmić. Gdy mówił cicho, jego zazwyczaj silny głos
brzmiał ochryple. - Straciłem Marię sześć lat temu i choć czasem mi się
wydaje, że rana w sercu już mi się zablizniła, przychodzą dni, kiedy czuję taki
sam ból jak w dniu jej śmierci. Zacząłem myśleć, że ten ból to dowód na to, że
naprawdę kochałem ją tak mocno, jak jej mówiłem.
Herbata była okropna, stanowczo za słodka i za mocna.
- Signor Abe, wiedział pan, że to się może przytrafić mojemu wujowi? -
zapytała.
Pytanie wyraznie zaskoczyło staruszka.
- Kiedy niedawno spotkaliśmy się na kawie, poprosił mnie pan, żebym coś
panu obiecała. Obiecałam, więc przyszłam. Zastanawiałam się tylko...
Urwała w pół słowa, a signor Abe opuścił wzrok na kolana. Język i ciała
udzielił odpowiedzi na jej pytanie; miała tylko nadzieję, że staru-szek
uszanuje pamięć jej wuja i nie skłamie, by nie zranić jej uczuć.
- Owszem, miałem pewne przeczucie - powiedział. - Krótko przed naszym
spotkaniem twój wuj zadzwonił do mnie. Wydawał się... poruszony. Mówił
szybko, jak gdyby próbował przekazać mi wiadomość, zanim ktoś mu
przerwie. Albo zanim sam zmieni zdanie. - Nowakowski głęboko nabrał
powietrza i wolno je wypuścił. Kiedy znów się odezwał, miał jeszcze bardziej
chrypliwy głos. -Powiedział, że przyśle mi paczkę na przechowanie.
Twierdził, że nie może jej trzymać, bo to dla niego zbyt niebezpieczne, i że
będzie o nią spokojny tylko wtedy, gdy wyśle ją do mnie.
- Paczka nadeszła? Zignorował pytanie.
- Oczywiście zgodziłem się, ale zadzwonił następnego dnia. Tym razem
wyraznie słyszałem, że jest przerażony. Powiedział, że przed nadaniem
paczki niezbyt dobrze to przemyślał i bał się, żeby ktoś nie doszedł do
wniosku, że wysyłają do ciebie. Tak mógłby pomyśleć każdy, kiedy wysyłał
coś do Rzymu. Prosił, żebym częściej się z tobą widywał i próbował się
dowiedzieć, czy nic ci nie groziło. Oczywiście chciał, żebym to zrobił, nie
wzbudzając w tobie żadnego niepokoju.
- Co mogło mi grozić?
Staruszek wstał od stołu i podszedł do kuchenki.
- Do dzisiaj nie umiałbym ci na to odpowiedzieć. Teraz chyba już wiemy.
Chcesz jeszcze herbaty, Felicjo?
Wzdrygnęła się na samą myśl, ale chcąc zamaskować tę reakcję, powiedziała:
- Cały dzień piłam kawę. Nie chcę, żeby jeszcze bardziej trzęsły mi się ręce.
Nowakowski uśmiechnął się ze zrozumieniem i utykając, wrócił do stołu.
- Tak, mówiono mi, że parzę trochę za mocną. Pewnie nie da się uniknąć tego
ryzyka, kiedy za rzadko przyjmuje się gości.
- Mówił pan o paczce - naciskała. - Dostał ją pan?
- Dostałem. - Powiedział to takim tonem, jak gdyby nic więcej nie trzeba było
wyjaśniać.
- Co to było?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
© 2009 Silni rządzą, słabych rzuca się na pożarcie, ci pośredni gdzieś tam przemykają niezauważeni jak pierd-cichacz. - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates