[ Pobierz całość w formacie PDF ]

pióro? Wystarczy zwykły długopis.
Bates wyjął długopis z wewnętrznej kieszeni marynarki i podał Dirkowi, któ-
ry oderwał róg gazety z nadrukiem ceny i nabazgrał pod spodem „Do oddania”.
Wręczył skrawek kioskarzowi.
— W takim razie mam to dołączyć do poprzednich, proszę pana?
— Dołącz to, gdzie ci się żywnie podoba, drogi Bates, nie chciałbym w ni-
czym krępować twojej wolnej woli. Tymczasem żegnaj, mój drogi.
— Mam nadzieję, że zechce pan oddać mi mój długopis, panie Dirk.
— Możesz na to liczyć dopiero w bardziej sprzyjających okolicznościach —
odrzekł Dirk. — Tymczasem wzywają go wyższe cele. Raduj się, drogi Bates,
raduj się. I dajmy już temu spokój, co?
Jeszcze jedno apatyczne szarpnięcie za rękaw i mały człowieczek, wzruszyw-
szy ramionami, podreptał z powrotem do swego kiosku.
— Mam nadzieję, że się jeszcze zobaczymy, panie Dirk — rzucił przez ramię,
lecz bez zbytniego entuzjazmu.
Dirk złożył wdzięczny ukłon w stronę oddalających się pleców i popędził da-
lej, po drodze otwierając gazetę na stronie z horoskopem.
„Wszystko, co dzisiaj postanowisz, będzie źle”.
Dirk ze złością złożył gazetę. Ani przez sekundę nie żywił złudzeń, że jakieś
oddalone o całe lata świetlne wirujące zlepki skał mogą wiedzieć o jego dniu coś,
czego on sam by nie wiedział. Tak się złożyło, że Wielki Zaganza był jego sta-
rym kumplem, a ponieważ wiedział, kiedy Dirk ma urodziny, zawsze wypisywał
w swojej rubryce coś, co by go podkręciło. Nakład gazety spadł niemal o jedną
dwunastą, odkąd Wielki Zaganza wziął się za układanie horoskopu, a tylko on
i Dirk znali tego przyczynę.
Dirk pędził dalej, pospiesznie przelatując wzrokiem gazetę. Dużo o poszuki-
waniach jakiejś Janice Smith, zaginionej pracownicy lotniska Heathrow, i o tym,
jak to możliwe, żeby tak po prostu sobie zniknęła. Publikowali jej najświeższe
zdjęcie: na huśtawce i z warkoczykami, w wieku sześciu lat. Cytowano wypo-
wiedź jej ojca, niejakiego pana Jima Pearce’a, który miał oświadczyć, że ogólne
podobieństwo zostało zachowane, choć od tamtego czasu sporo urosła, a poza tym
zwykle lepiej prezentuje się w kadrze. Zniecierpliwiony Dirk wcisnął gazetę pod
pachę i pędził wielkimi krokami dalej, koncentrując myśli na znacznie ciekaw-
szym temacie.
Trzysta funtów dziennie. Plus wydatki.
Zastanawiał się, jak długo uda mu się utrzymać tego całego Ansteya w prze-
świadczeniu, że zostanie niedługo zamordowany przez ponad dwumetrowego ku-
dłatego i rogatego stwora o wielkich zielonych oczach, który zwykle czymś wy-
machiwał: a to kontraktem spisanym w jakimś niepojętym języku i podpisanym
26
smugą krwi, a to czymś w rodzaju kosy. Inną wartą odnotowania cechą owego
stwora było to, że najwyraźniej nie mógł go dojrzeć nikt prócz pana Ansteya, co
ten skomentował lekceważąco jako „sztuczki ze światłem”.
Trzy dni? Cztery? Dirk nie przypuszczał, żeby udało mu się utrzymać ka-
mienną twarz przez cały tydzień, lecz miał już na oku coś, co wynagrodzi mu ten [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • showthemusic.xlx.pl
  • © 2009 Silni rządzą, słabych rzuca się na pożarcie, ci pośredni gdzieś tam przemykają niezauważeni jak pierd-cichacz. - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates