[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Ciągle zastanawiam się, jak to określić, żeby mama nie poczuła się
staro. Sherry zaczęła wystukiwać numer. Widziałeś już mojego syna?
Mojego syna", jak cudownie to brzmiało!
Pójdę teraz na niego spojrzeć. Zaraz wracam obiecał Rusty.
Sherry kiwnęła tylko głową w odpowiedzi i pomachała mu ręką, bo
usłyszała, że na drugim końcu linii ktoś podniósł słuchawkę.
Cześć, mamo. Chciałabym cię o czymś zawiadomić. Zostawiła
torebkę.
Czarna skórzana torba na ramię leżała na stoliku do kawy, jakby
milcząco szydziła z Sin-Jina, przypominając mu o nie zakończonej
sprawie.
70
RS
Adair nie zauważył jej, kiedy wrócił po południu do domu. Gdyby nie
Greta, pewnie nadal leżałaby zapomniana pod stołem. Seterka szczekaniem
zwróciła na nią jego uwagę, jakby to był intruz o złych zamiarach.
Wyciągnięty na kanapie z najnowszą powieścią Toma Clancy'ego,
Adair kazał jej być cicho.
Wpatrywał się w irytujący przedmiot ze zmarszczonym czołem. Nie
zamierzał podtrzymywać znajomości z Sherry Campbell. Fakt, że miał jej
torebkę, zmuszał go do kolejnego kontaktu z tą uprzykrzoną dziennikarką,
chociażby tylko przez kuriera. Nie mógł przecież powierzyć czegoś tak waż-
nego urzędowi pocztowemu.
Przez moment kusiło go, żeby zajrzeć do środka. W końcu przecież jej
właścicielka naruszyła jego prywatność. Mógłby teraz wyrównać rachunki.
Jednak zostawił torebkę w spokoju.
Do licha z rewanżem! Złamałby własne zasady, gdyby uległ
niespodziewanej ciekawości.
Wygląda na to, że nie sposób pozbyć się tej kobiety, prawda,
Greto?
Seterka zaszczekała. Mógłby przysiąc, że w tym szczeknięciu była
nuta współczucia i że suka zgadzała się z nim w całej rozciągłości.
Z westchnieniem rezygnacji Sin-Jin odłożył książkę Toma Clancy'ego
i wstał z kanapy, zbyt niespokojny, by skupić się na lekturze. Potrzebował
ruchu, żeby uporządkować myśli.
Chodz, panienko, pójdziemy się przejść. Zdjął czerwoną smycz
z haka, na którym zawsze wisiała, gdy przyjeżdżali do górskiego domu.
Jeżeli przyprowadzisz tu jeszcze jakiegoś dziennikarza, to trafisz z
powrotem do schroniska, z którego cię wziąłem zapowiedział. Greta
merdała ogonem, przestępując z łapy na łapę i wpatrując się w niego z
71
RS
bezbrzeżnym zachwytem w brązowych oczach. Sin-Jin nie dał się tak łatwo
udobruchać. Nie miej takiej zadowolonej miny ostrzegł.
Zapiął psu obrożę, przypiął smycz i ruszył do drzwi. Czekał ich długi
spacer.
Sherry złapała się poręczy, żeby odzyskać równowagę i odciążyć
kolana, które nadal się pod nią uginały. Stała na szpitalnym korytarzu i
zaglądała przez ogromne okna. Oddział intensywnej terapii noworodków
ulokowany był w głębi korytarza, za oddziałem dziecięcym, na którym
leżały w łóżeczkach maluchy niemające problemów zdrowotnych, i gdzie
mogli je oglądać uszczęśliwieni rodzice, krewni i znajomi.
Na oddziale intensywnej terapii znajdowało się tylko dziesięć
inkubatorów. Sherry oparła głowę o szybę i powtarzała sobie uparcie, że
wszystko będzie dobrze. Z trudem powstrzymała łzy, żeby lepiej widzieć.
Inkubator jej syna był drugi z lewej.
Już trzeci raz odbyła pielgrzymkę na ten oddział. Trzy razy musiała
przekonać się na własne oczy, że wszystko w porządku, że jej syn żyje. Był
podłączony do aparatury, która monitorowała wszystkie czynności życiowe,
więc nie można było przynieść go do matki, ona natomiast mogła odwiedzać
go, ile tylko chciała.
Mogła nawet przez chwilę go przytulić. Usiadła w bujanym fotelu, a
młoda pielęgniarka ostrożnie położyła jej dziecko w ramionach. Synek
prawie nic nie ważył. Zaczęło ją dławić w gardle.
Był taki malutki i bezradny. Przez jedną rurkę oddychał, drugą
podawano mu pożywienie. To ona powinna go karmić, a nie jakaś rurka!
Sherry patrzyła na synka z bólem serca.
To jej wina!
Nie powinnaś robić sobie wyrzutów.
72
RS
Sherry drgnęła, słysząc niski męski głos, który zdawał się odpowiadać
na jej najskrytsze myśli, jakby zdołał zakraść się do jej serca.
Rozpoznała ten głos natychmiast.
Adair.
Ostatni człowiek, którego spodziewała się zobaczyć. Z wysiłkiem, nie
puszczając poręczy, odwróciła się w jego stronę. Adair znów miał na sobie
standardowy strój biznesmena: garnitur od drogiego krawca ze starannie
dobraną koszulą i krawatem. Wszystko to razem kosztowało pewnie tyle, ile
przeciętnej rodzinie wystarczyłoby na pół roku przyzwoitego życia.
Dlaczego sądzisz, że mam poczucie winy?
Nie doszedłbym do obecnej pozycji w biznesie, gdybym nie potrafił
odczytać mowy ciała.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
© 2009 Silni rządzą, słabych rzuca się na pożarcie, ci pośredni gdzieś tam przemykają niezauważeni jak pierd-cichacz. - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates