[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Małachowski dolejcie mu, dolejcie! .
Osaczony bernardyn, chciał zrazu umknąć gdzieś w kąt, otoczono go jednak i znowu dolano
do pełna. Wówczas począł doić kolejny kielich powolnymi łykami, po czym ten także odjął od
ust nie dopity. Małachowski rozkazał, aby dolać mu znowu. Bernardyn wychylił tak następną
porcją, a potem jeszcze jedną i jeszcze. W sumie wypił ponoć sześć kielichów, co dawało trzy
garnce, czyli dwanaście litrów wina. Zobaczywszy, że kwestarz prędzej poczyni nieodwracalne
spustoszenia w jego piwnicy, niż da się spoić, pan Adam nakazał nałożyć mu pełen wóz ziarna
i wysłać, gdzie pieprz rośnie. I jak każdy się domyśli, odtąd aż do końca życia unikał
bernardynów.
Klasztor Piotra Borejki
Nie byłoby chyba Rzeczypospolitej szlacheckiej, gdyby nie istnieli w niej wielcy pijanice,
którzy potrafili wchłonąć ogromne ilości miodu, wina i piwa, nawet wtedy, gdy wszyscy ich
towarzysze leżeli już pod stołami. Skoro pisaliśmy już o sławetnym moczygębie Małachowskim,
wypada wspomnieć zatem o innych opilcach, którzy szli w zawody z panem z Bąkowej Góry. Za
wielkiego pijanice, czy też, jeśli kto woli, rzygulca, uważano w XVIII wieku Janusza Sanguszkę.
Miał on tak tęgą głowę, że gdy już się spił, kazał zaprzęgać konie do karety i przejechawszy kilka
mil, powracał trzezwy, jak gdyby nigdy nic, po czym pił na nowo z tymi, którzy jeszcze byli
w stanie dotrzymać mu towarzystwa. Jednak nawet Sanguszko był niczym przy panu Piotrze
Borejce, kasztelanie zawichoskim.
Jędrzej Kitowicz nazywa wspomnianego pana brata pijakiem pobożnym , a to dla
przyczyny, iż szlachcic ów nade wszystko lubił pijać z duchownymi. Najsławniejsze bywały zaś
organizowane przezeń we dworze pijackie klasztory . Pan Borejko zapraszał do siebie wielu
zakonników, a potem zamykał się z nimi na wiele dni i nocy. Rzecz jasna, tak doniosła
ceremonia, jak picie ku Bożej chwale, wymagało specjalnego przygotowania. I tak zatem, pokoje
sypialne dla wygody pijących wykładano słomą i kobiercami, by każdy mógł spać tam, gdzie
padÅ‚. Ów pijacki klasztor zamkniÄ™ty bywaÅ‚ zawsze dla postronnych. Nikt i nic nie zakłócaÅ‚o
zatem spokoju kompanów pana Borejki.
Było jasne, iż w pijackim klasztorze nie śmiano w żaden sposób uchybić Panu Bogu.
Dlatego też zawsze spośród gości Borejki naznaczano odpowiedniego kapłana, który miał
odprawiać mszę świętą. Nie była to najlepsza z funkcji, jako że mnich ów nie mógł pić dłużej,
jak tylko do godziny jedenastej, dlatego też każdego kolejnego dnia godność ową sprawował
inny spośród członków tego zgromadzenia.
Pan Borejko nie mógł wszakże urządzać klasztorów tak często, jak by sobie tego życzył.
Przyczyna była prosta niewielu zakonników sprostać mogło jego przepastnej gardzieli. Nawet
bernardyni znani ze swoich gardeł i ogromnych brzuchów nie bywali u niego częściej niż kilka
razy w miesiącu. A zatem, kiedy Borejko nie miał z kim pić, ruszał z czeladzią na rozstajne
drogi, gdzie zaczajał się na przypadkowych podróżnych. Każdy, kto tylko przejeżdżał w pobliżu,
proszony był przed oblicze pana kasztelana. Wszystko zaczynało się niewinnie od jednego lub
też kilku toastów. Jednak gdy nieszczęsny podróżny wymawiał się od picia, chciał bowiem
jechać dalej, okazywało się, że pan Borejko nie chciał zbyt prędko wypuścić go w dalszą drogę.
Zwykle zatem każdy gość musiał pić dopóty, dopóki nie padł z nóg. Na dobro Borejki zapisać
jednak należy fakt, iż zwykle zostawiał przy śpiącym swego sługę, który pilnował, aby nikt nie
okradł pijanego.
Okoliczna szlachta i sąsiedzi lubili bardzo pana Borejkę. Raz, iż był niezwykle gościnny,
dwa zaś, że jako wielki pijanica słynął z bardzo humanitarnego sposobu postępowania. Borejko
nie przymuszał bowiem nikogo do ścinania kwartowych szklanic duszkiem, tak jak
Małachowski; pozwalał odetchnąć w czasie picia, choć i tak nie za długo.
Konrad Badowski
Jednym ze znanych pijanie i żarłoków w drugiej połowie XVIII wieku był pisarz ziemski
lubelski, Konrad Badowski. Badowski często jezdził po dworach panów braci, a w każdej
szlacheckiej sadybie potrafił spustoszyć spiżarnię i piwniczkę gospodarza. Ma się rozumieć, nie
opuścił on nigdy żadnego sejmiku, żadnego szlacheckiego zjazdu ani uczty. Pojemność jego
ogromnego brzucha była wprost zdumiewająca. Powiadano, że gdy pewnego razu przyjechał
pijany do znajomych, poprosił o zrazy z kaszą i skwarkami. W czasie gdy służba szykowała
posiłek dla pana Konrada, Badowski wypił trzy butelki wina. Zaraz po tym zjadł półmisek
zrazów z kaszą i skwarkami, poprawił jeszcze dwoma kapłonami, a na koniec, nim wyjechał,
wypił jeszcze cztery następne butle wina. Znajomi, wiedząc o apetytach pana Konrada, nie
wiedzieli, czy zaliczyć go do pospolitych w owych czasach pijanic, czy też do niezwykłych
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
© 2009 Silni rzÄ…dzÄ…, sÅ‚abych rzuca siÄ™ na pożarcie, ci poÅ›redni gdzieÅ› tam przemykajÄ… niezauważeni jak pierd-cichacz. - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates