[ Pobierz całość w formacie PDF ]
lepszych. Dobrze się jednak zastanowiwszy, czy nie sądzi pani, że lepiej jest dopuścić, aby
potajemny grzech nigdy na jaw nie wyszedł, niż w niewybaczalnej lekkomyślności domyślać
się rzekomych występków i bez żadnego powodu krzywdzić w ten sposób w naszych oczach
ludzi, których oskarża jeno nasza pycha? Czyż zasada taka nie jest pożyteczniejsza? Należy
przede wszystkim przeszkadzać w dokonaniu i rozprzestrzenianiu zbrodni, a mniej troszczyć
się o jej ukaranie. Pozostając w ciemnościach, których tak poszukuje, nie jestże owa zbrodnia
niemal unicestwiona? Skandal łatwo jest wywołać; opowieści o zbrodni burzą zawsze na-
miętności tych, którzy skłaniają się do podobnych występków. Nieuchronne zaślepienie
zbrodniarza każe mu wierzyć, iż będzie miał więcej szczęścia niż sprawca właśnie wykryty;
to już nawet nie lekcja, której mu udzielamy, to wprost zachęta. Popełnia więc ekscesy, któ-
rych nigdy by się nie dopuścił, gdyby nie ów fatalny rozgłos, błędnie uznany za akt wymiaru
sprawiedliwości, a wywodzący się z niesłusznej surowości lub tajonej próżności innych.
W czasie tej pierwszej narady zapadło więc tylko postanowienie, że ustali się dokładnie
przyczyny niechęci Franvala wobec ewentualnego małżeństwa córki i powody skłaniające
Eugenię do podzielania jego poglądów. Zdecydowano niczego nie przedsięwziąć, póki te
motywy nie zostaną całkowicie wyjaśnione.
Widzisz Eugenio powiedział wieczorem Franval do córki chcą nas rozdzielić...
Dziecko moje drogie, czy uda się im tego dokonać? Czy zdołają zerwać te najdroższe dla
mnie więzy?
Nie lękaj się, ukochany, nigdy, przenigdy tego nie osiągną! Te więzy, które tak cię ra-
dują, są mi równie drogie. Nie próbowałeś mnie oszukać, mówiłeś mi, zanim się połączyli-
śmy, do jakiego stopnia stosunek nasz wstrząśnie obyczajami. Nie lękałam się pogardzić
umownymi zwyczajami. które tak różnią się w każdym klimacie, że nie powinny być niczym
uświęcone. Pragnęłam tych więzów, sama je zadzierzgnęłam i nie czuję wyrzutów sumienia.
Nie lękaj się więcej, że zechcę je zerwać.
Niestety! Któż może wiedzieć? Colunce jest ode mnie młodszy; ma wszystkie zalety,
których potrzeba, by cię oczarować. Nie upieraj się, Eugenio, przy tej resztce uczuć, która cię
jeszcze zaślepia! Z czasem rozsądek w tobie przeważy, rozwieje się omamienie, zrodzi się
żal, który złożysz wielkim ciężarem na mojej piersi. A ja nigdy sobie nie wybaczę, że stałem
się jego przyczyną!
43
Nie odpowiedziała twardo Eugenia nie! Zdecydowałam, że będę kochała tylko cie-
bie. Gdybym miała dostać męża, byłabym najnieszczęśliwszą z kobiet... Ja mówiła z gory-
czą ja miałabym się połączyć z obcym, który nie mając tak jak ty podwójnych powodów, by
mnie kochać traktowałby mnie wedle swych sentymentów, a może tylko swego pożądania? A
potem opuszczona, pogardzona przez niego, kim bym została? Dewotką czy ladacznicą? Och,
nigdy! Wolę być zawsze twoją kochanką, najdroższy! Stokroć wolę być z tobą niż stoczyć się
do jednej z tych dwóch haniebnych pozycji w wielkim świecie!
Ale dlaczego o tym mówimy? dopytywała się Eugenia z rozdrażnieniem. Czy coś
nam grozi? Co się stało? Czyżby twoja żona?... Tak, ona jedna byłaby zdolna... Jej nieprzy-
tomna zazdrość... Bez wątpienia to jedyne zródło nieszczęść, które mogą nam zagrozić! Ach,
nie potępiam jej! Wszystkim się można posłużyć, gdy trzeba walczyć, by ciebie przy sobie
zatrzymać. Na cóż bym ja się nie odważyła, gdybym była na jej miejscu, a chcieliby odebrać
mi twe serce?
Franval, do głębi poruszony, uściskał gorąco swą córkę, a ta, ośmielona zbrodniczymi
pieszczotami, rozwijając coraz śmielej swą okrutną imaginację, z niewybaczalnym bezwsty-
dem odważyła się powiedzieć ojcu, że jedynym dla nich sposobem uchronienia się przed nie-
pożądaną obserwacją byłoby wyszukanie kochanka dla matki. Pomysł ten rozweselił zrazu
Franvala; okrutniejszy jednak od córki, a pragnąc również zasiać w jej sercu większą jeszcze
nienawiść do swej żony, odpowiedział, że zemsta taka byłaby chyba zbyt słodka; jest wiele
innych sposobów ukarania kobiety, która zatruwa życie swemu mężowi.
Minęło kilka tygodni, zanim Franval i Eugenia zdecydowali się wreszcie wypróbować plan
uknuty dla wtrącenia cnotliwej małżonki nędznika w nieszczęście i desperację. Sądzili nie bez
racji, że przed użyciem jeszcze niegodziwszych metod przydać się może pomysł z kochan-
kiem, nie tylko wygodny jako punkt wyjścia dla innych podstępów, ale przede wszystkim, w
wypadku powodzenia, wtrącający od razu panią de Franval w takie położenie, że nie mogłaby
odtąd interesować się grzechami innych, sama mając cokolwiek na sumieniu. W celu realiza-
cji tego pomysłu Franval począł rozglądać się wśród swoich młodych znajomych, a po doj-
rzałym namyśle doszedł do wniosku, że w tym celu nadawałby się jedynie pan de Valmont.
Valmont miał lat trzydzieści, czarującą powierzchowność, sporo dowcipu i bujnej imagi-
nacji, a za to żadnej z zasad moralnych. Był wobec tego znakomitym kandydatem do roli,
jaką mu przeznaczano. Pewnego dnia Franval zaprosił go na obiad.
Mój drogi powiedział, gdy wstali od stołu i zostali sami zawsze sądziłem, że jesteś
godny mej przyjazni. Możesz mi teraz dowieść, że się nie myliłem. Chciałbym dowodu twych
uczuć... Dowodu co prawda dość szczególnego...
O co ci chodzi? Mów jaśniej. Nie wątpiłeś chyba nigdy, że zawsze jestem gotów we
wszystkim ci służyć?
Co powiesz o mojej żonie?
Doprawdy urocza! Gdyby ktoś inny był jej mężem, od dawna starałbym się zostać jej
kochankiem.
Dzięki ci za te względy, ale wcale mi na nich nie zależy.
Jak to?
Będziesz zdumiony... Właśnie dlatego, że jesteś moim przyjacielem... dlatego, że jestem
mężem pani de Franval, proszę cię, żebyś został jej kochankiem.
Jesteś szalony?
Nie, ale trochę dziwak i trochę fantasta... Znasz mnie z tej strony od dawna. Chcę do-
prowadzić cnotę do upadku i pragnę, abyś ty schwytał ją w pułapkę.
Co za niedorzeczność!
Bynajmniej, to arcydzieło rozsądku.
Więc chcesz, żebym ja...
44
Tak, chcę, żądam i ostrzegani, że przestanę uważać cię za przyjaciela, jeżeli odmówisz
mi tej przysługi. Wszystko ci załatwię, wszystko przygotuję... a ty skorzystasz. Kiedy zaś
będę już pewien swego losu, rzucę ci się jeśli zażądasz, do nóg, aby dziękować za dobrodziej-
stwo.
Słuchaj, Franval, nie dam ci się nabrać; za tym kryje się coś niezwykłego. Nie przystę-
puję nigdy do działania, jeśli nie znam wszystkich okoliczności.
Tak... Ale wiem, żeś trochę skrupulant, nie sądzę też, byś miał dość siły ducha, aby po-
znać całą prawdę. Zawsze jakieś przesądy... rycerskie uniesienia... chyba się nie mylę? Gdy-
bym ci wszystko wyjawił, zadrżałbyś jak wystraszone dziecko i nie chciał w ogóle zabrać się
do rzeczy.
Ja miałbym zadrżeć? Jestem twoim osądem doprawdy zdumiony. Dowiedz się, mój dro-
gi, że nie ma w całym świecie takiego szaleństwa, nie ma występku, który byłby w stanie
mnie poruszyć, który mógłby choć na chwilę zakłócić bicie mego serca!
Valmont, widziałeś Eugenię?
Twoją córkę?
Moją kochankę, jeśli wolisz...
Och, łotrze! Rozumiem teraz...
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
© 2009 Silni rządzą, słabych rzuca się na pożarcie, ci pośredni gdzieś tam przemykają niezauważeni jak pierd-cichacz. - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates