[ Pobierz całość w formacie PDF ]
z tobą połączyć, poleciałbym do Portland, a stamtąd wynajął
bym samochód.
Na myśl o tym, że Alan mógłby wtargnąć na teren jej
magicznej krainy, ogarnęła ją panika. Kosztowało ją sporo
wysiłku, żeby nie dać tego po sobie poznać.
- Och, Alanie, nie ma najmniejszego powodu do niepo
koju. Naprawdę mam się świetnie, a burza była po prostu
fascynująca. Siedziałam w domu i za szybą rozgrywał się
niezwykły spektakl. Poza tym mam tutaj awaryjny generator.
- Trudno mi się pogodzić z myślą, że jesteś tam sama,
w jakimś prymitywnym leśnym szałasie, zagubiona na końcu
świata. A jeśli się skaleczysz albo w ogóle gdy stanie się coś
złego, na przykład zachorujesz albo złapiesz gumę?
Poczuła, jak z niej samej stopniowo ulatuje powietrze.
Jeszcze chwila, a zupełnie oklapnie. Podobnie jak jej rodzice
powtarzał zawsze to samo, tym swoim troskliwym, a zara
zem nieco zawiedzionym tonem.
- Alanie, to jest prześliczny, solidny i przestronny domek,
a nie żaden szałas. Do najbliższego miasteczka mam niecałe
dziesięć kilometrów, więc wcale nie jestem zagubiona gdzieś
końcu świata. Gdybym się skaleczyła łub zachorowała, po pro
stu udam się do lekarza, a koło też potrafię zmienić.
- Jednak nadal w pobliżu ciebie nie ma nikogo, Rowan,
a jak dowiodła ostatnia noc, łatwo możesz zostać odcięta od
świata.
- Telefon działa teraz bez zarzutu - powiedziała przez
zaciśnięte zęby - a w samochodzie mam telefon komórkowy.
OCZAROWANI 55
Poza tym wydaje mi się, że jestem nowoczesną i inteligentną
osobą, która na dodatek cieszy się doskonałym zdrowiem
i ma dwadzieścia siedem lat, a jedynym i wyłącznym celem
mojego przyjazdu do Oregonu było właśnie to, że bardzo
potrzebuję samotności.
Przez chwilę panowała cisza, na tyle długa, aby dotarło do
niej, iż zraniła uczucia swojego narzeczonego. Natychmiast
pogrążyła się w poczuciu winy.
- Alanie...
- Miałem nadzieję, że będziesz gotowa do powrotu do
domu, ale, jak widzę, pomyliłem się. Tęsknię za tobą, Rowan,
podobnie jak twoja rodzina. Chcę, żebyś o tym wiedziała.
- Przepraszam. - Ile jeszcze razy będzie musiała wypowia
dać to słowo? zastanawiała się, przyciskając palcami skronie,
gdzie pojawił się tępy ból. - Nie miałam zamiaru być opryskli
wa. Zdaje się, że przyjęłam pozycję obronną. Nie, nie jestem
gotowa do powrotu. A jeśli chodzi o rodziców, to powiedz im,
że zadzwonię dzisiaj wieczorem i że mam się dobrze.
- Będę się dzisiaj widział z twoim ojcem. - Znowu mówił
oziębłym głosem, co czynił zawsze, gdy chciał jej dać do
zrozumienia, że czuje się bardzo dotknięty. - Powiem mu.
Odezwij siÄ™.
- Oczywiście, że się odezwę. Miło, że zadzwoniłeś. Pod
koniec tygodnia napiszę do ciebie długi list.
- Bardzo bym się ucieszył. Do zobaczenia, Rowan.
Jej radosny nastrój zniknął bezpowrotnie. Odłożyła
słuchawkę, odwróciła się i popatrzyła na straszny bałagan
w kuchni. Traktując to jako karę, posprzątała i wyszorowała
każdy milimetr, po czym włożyła ciasteczka do plastikowego
pojemnika.
56 OCZAROWANI
- No, nie, dlaczego mam się tym wszystkim zadręczać?
Nie zgadzam się na to! - Otworzyła z hukiem drzwi kreden
su, wyjęła mniejszy pojemnik i przełożyła do niego połowę
ciasteczek.
Szybko, żeby się nie rozmyślić, nałożyła lekką kurtkę
i wsuwając pojemnik pod pachę, wyszła z domu.
Nie miała pojęcia, gdzie szukać domku Liama, wiedziała
tylko, że znajduje się blisko morza. Dobrze byłoby odszukać
to miejsce, pomyślała, tak na wszelki wypadek, bo w razie
nagłej potrzeby... Przespaceruje się, a jeżeli go nie znaj
dzie... No cóż, stwierdziła, potrząsając ciasteczkami, przy
najmniej po drodze nie umrze z głodu.
Ruszyła w drogę. Zpiewały ptaki, szumiały drzewa, słod
ko pachniały sosny. Tam gdzie słońcu udało się przedrzeć,
pocętkowane promienie tańczyły na leśnej ściółce i roz
iskrzały wodę strumienia.
Im dalej szła w las, tym szybciej wracał jej humor. Przy
stanęła na chwilę, by zamknąć oczy i poczuć, jak wiatr roz
wiewa jej włosy i chłoszcze policzki. Czy można to wszystko
wytłumaczyć takiemu człowiekowi, jak Alan? zastanawiała
się. Mężczyznie, dla którego każda potrzeba musi być logicz
nie uzasadniona, a każde posunięcie racjonalne i oparte na
solidnych podstawach.
Czy mogłaby sprawić, by on lub ktokolwiek ze świata, od
którego uciekła, zrozumiał, co to jest szaleńcza tęsknota za
czymś tak niepraktycznym jak śpiew drzew, zapach rześkie
go powietrza i czysty smak wody, a także spokój wynikający
z samotnego obcowania z tajemniczą i tętniącą życiem
naturÄ…?
- Nie zamierzam tam wracać. - Te słowa, które stanow-
OCZAROWANI 57
czym głosem wypowiedziała do siebie, zdumiały ją i sprawi
ły, że gwałtownie otworzyła oczy. Nie zdawała sobie sprawy,
że oto samodzielnie podjęła wreszcie jakąś decyzję, przy tym
dotyczącą czegoś niesłychanie ważnego. Usłyszała nagle, że
z jej gardła wydobywa się... chyba triumfalny... śmiech.
Nie zamierzam wracać - powtórzyła. - Nie wiem, dokąd
się udam, ale tam na pewno nie wrócę.
Znów się zaśmiała, i w szaleńczym tempie zawirowała
radosnym tańcu, po czym żwawym krokiem ruszyła ścież
ką, by na rozstaju skręcić w prawo. Kątem oka dostrzegła coś
białego. Odwróciła się i otworzyła szeroko usta na widok
białej łani.
Przyglądały się sobie, a między nimi rwał i pienił się stru
mień - łania o spokojnych złocistych oczach i o skórze tak
białej jak obłok, oraz kobieta, na której twarzy malowały się
jednocześnie olśnienie i niedowierzanie.
Urzeczona Rowan postąpiła dwa kroki naprzód. Aania stała
nieruchoma, elegancka jak rzezba z lodu. Po czym, podnoszÄ…c
do góry głowę, odwróciła się i płynnym ruchem skoczyła mię
dzy drzewa. Bez chwili wahania, przeskakujÄ…c po wypolerowa
nych skałach jak po kamiennych stopniach, Rowan przebiegła
przez strumień. Od razu dostrzegła ścieżkę, a potem łanię, teraz
wyglądającą jak rozmazana, skacząca biała plama.
Popędziła za nią, lecz lania wciąż była przed nią, migając
lśniącą bielą i dudniąc kopytami po ubitej drodze.
Wkrótce Rowan znalazła się na idealnie okrągłej polanie,
otoczonej majestatycznymi drzewami. W jej środku znajdo
wało się drugie koło, utworzone z ciemnoszarych kamieni,
z których najkrótsze miały długość jej ramienia, a najwyższe
przerastały ją.
58 OCZAROWANI
Oszołomiona, wyciągnęła rękę i zbliżyła koniuszki pal
ców do powierzchni najbliższego kamienia. Mogłaby przy
siąc, że poczuła wibrację, podobną do szarpnięcia strun har
fy... i w jakiejś tajemnej części świadomości usłyszała
współgrającą z nią nutę.
Taneczny kamienny krÄ…g w Oregonie? Nie, to wykluczo
ne, stwierdziła. A jednak był tutaj i musiał powstać niezbyt
dawno, bo gdyby miał historyczną wartość, pisano by o nim,
naukowcy by go badali, a turyści odwiedzali.
Zaciekawiona, weszła między między dwa kamienie i na
tychmiast się cofnęła. Zdawało się jej, że w środku drży po
wietrze, jest inne, bogatsze światło, a szum morza bliższy, niż
zdawał się jeszcze przed chwilą.
Przekonywała siebie, że jest jest kobietą rozumną, nie
powinna więc wierzyć w takie bzdury... nie ma przecież
żywych, wibrujących i świecących kamieni... a jednak lepiej
będzie, gdy obejdzie to miejsce.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
© 2009 Silni rzÄ…dzÄ…, sÅ‚abych rzuca siÄ™ na pożarcie, ci poÅ›redni gdzieÅ› tam przemykajÄ… niezauważeni jak pierd-cichacz. - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates