wierna rzeka 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

żeby nie wióieć. Tak niespoóiany zleciał na nią sen i dał szczęśliwe goóiny długiego
wytchnienia. Zapadła się wszystka jak gdyby w niezgłębiony dół ciemności. Przed
chwilą oparła na wezgłowiu czoło i nakryła je, żeby nie dojrzeć upiora  była czarna
noc  a oto rozwarte oczy wióą jasny poranek. Biała tafla okna w szarym pokoju&
Kanarek podśpiewuje zaranną piosenkę& Cóż to?  Huk!  Dominik kaóie ciska!
Znowu huk! Znowu! Zbawicielu!
Otwarła oczy& Przysiadła na posłaniu. Huk znowu! Ocknęła się. Zrozumiała.
WalÄ… kolbami we trzy okna Êîontowe! We drzwi! PorwaÅ‚a siÄ™ na nogi i zatoczyÅ‚a ze
snu jak p3ana. Co robić? Kogo wołać? Wszyscy śpią! Huk się rozległ ze wszystkich
stron dworu. Krzyk, który już dobrze znała, ścinający krew w żyłach, mrożący szpik
w kościach:
 ira
Drzwi od strony kuchni uchyliły się. Wbiegł na palcach Szczepan  blady, trzę-
sący się, straszny, w popłochu. Odtrącił pannę ręką i wskazał powstańca. Sam skoczył
do dużego salonu. Tam począł szarpać nocnych gości. Targał ich oburącz za włosy,
pięścią bił w piersi. Trząsł głowy z całej siły. Nareszcie ocucił obydwu. Porwali się! Na-
słuchiwać! Burzenie we drzwi postawiło ich wreszcie na nogi. Momentalnie wciągnęli
spodnie, buty. Młodszy zdążył narzucić kurtę. Starszy nie mógł swej znalezć i wóiał
tylko przez głowę torbę skórzaną, kiedy wyrwano okiennicę, rozwalone okno z rumo-
rem i brzękiem wyleciało, a żołnierze jeden przez drugiego poczęli pchać się do sali.
Wszystkie wejścia były już obsaóone. Przy wszystkich słychać było łoskot. Szczepan
co tchu poprowaóił komisarzy na tamtą, Dominikową stronę. Otworzył drzwi i wy-
pchnął obydwu. Przeskoczywszy dużą salę z beczkami, wbiegli do mniejszej. Z cicha
otwierali okno. W tej stronie domu było wysokie podmurowanie na pół zwykłego
piętra. Gdy rozsunęli okiennicę, zamykającą się od wewnątrz, ujrzeli dwu żołnierzy,
jak podsaóali się właśnie, żeby do okiennej ramy dosięgnąć. Olbromski i jego to-
warzysz cofnÄ™li siÄ™ w gÅ‚Ä…b, za ÊîamugÄ™ muru i uważnie opatrzyli pistolety. Szczepan
zostawił ich i wybiegł z powrotem. Obydwoje z panną Salomeą wynieśli przez małą
sionkę rannego księcia na materacu i spuścili do wielkiej kaói w dawnym salonie.
Gdy to zostało dokonane, schronili się obydwoje do pokoju Dominika. Ujrzeli tu-
taj mÅ‚odszego z nocnych goÅ›ci, jak siÄ™ wciąż czaiÅ‚ we Êîamuóe okiennej, czyhajÄ…c
na żołnierzy. Nagle w otwartym oknie ukazała się czapka sołdata, wóierającego się
w otwór. Towarzysz Olbromskiego wypalił mu z pistoletu mięóy oczy, przystawiw-
szy momentalnie lufę do czoła, skoro się tylko wychyliło zza futryny. %7łołnierz runął
na wznak. Drugi strzał powalił na ziemię drugiego dragona.
Tymczasem z wnętrza domu słychać było tumult, łoskot i krzyki żołnierzy, prze-
trząsających mieszkanie. Wtargnęli tam już przez okna i drzwi. Trzeba było uchoóić
na świat przed pościgiem. Olbromski i jego kolega, mając drogę wolną po zwale-
niu na ziemię dwu sołdatów, wychylili się z okna i zaczepieni o futrynę, następnie
zsuwając się po chropowatej ścianie  dosięgli ziemi.
U wejścia na óieóiniec, przy zrujnowanej bramie stało uwiązanych około pięt-
nastu koni spieszonych dragonów, którzy dom zdobywali. Koni tych pilnował jeden
tylko żołnierz, sieóący jeszcze w siodle. Towarzysz Olbromskiego co sił w nogach
e a e om k Wierna rzeka 45
poskoczył wprost do tych koni i żołnierza. Wyrwawszy zza pasa drugi pistolet, z odle-
głości zaledwie paru kroków strzelił, zranił i obezwładnił dozorującego jezdzca. Wnet
jednym susem skoczył na siodło pierwszego z brzegu rumaka, odwiązał od sztachety
woóe, zawrócił koniem na miejscu i okładając go ze wszech sił po bokach rzemie-
niem uzdy jak błyskawica wypadł za bramę. Olbromski przesaóił płot i chciał iść
za przykładem swego sekretarza  ale już nie zdążył. %7łołnierze, usłyszawszy strzały
i zobaczywszy przez okno, co się óieje, pęóili do koni i odcięli mu do nich drogę.
Przeskoczył tedy drugi, rozwalony płot i na oślep pobiegł w dół ogrodem prowaóą-
cym w kierunku rzeki.
Panna Salomea, stojąca w oknie, wióiała te obadwa wypadki, które się dokonały
z szybkością óiesięćkroć większą, niż ich opis wyrazić to może. Uczepiona ręka-
mi o futrynę okienną patrzyła, jak młodszy z komisarzów przebiegł na dragońskim
wierzchowcu w tumanie bryzgów błota i tającego śniegu drogę do mostu, most na
rzece, wypadł w łąki i gnał płaskimi błoniami coraz baróiej chyżym przecwałem.
Schylił się, położył na szyi końskiej tak, że go prawie widać nie było. Ogier jego
stawał się od najtęższego galopu coraz niższy, coraz dłuższy. Leciał po niskiej zie-
mi jakoby óiwaczne ptaszysko. Sześciu dragonów w skok za nim pognało. Błękitne
kłębki dymu raz wraz nad nimi pękały. Strzelali do uciekającego  bezskutecznie,
bo pęóił wciąż, pęóił  ku lasom.  Wreszcie znikł.
Panna Salomea wychyliła się z okna, szukając oczami drugiego, starszego& Ale
Szczepan oderwał jej palce od okna i nieprzytomną z wrażenia powlókł ze sobą. Nie
pozwolił również zatrzymać się przy ukrytym powstańcu. Wyszli co tchu przez sień,
drzwiami opuszczonymi przez żołnierzy, przemknęli się niepostrzeżeni przez ogród
i pobiegli na wzgórze. Szczepan, uciekający teraz jak mały chłopak, coś mamrotał.
Ciągnął za sobą pannę Salomeę. Za jednym z większych krzaków jałowca przycupnął
jak lis. Towarzyszce kazał uczynić to samo. Wychyliwszy się zza kępy, patrzyli, co
się óieje. Poprzez bezlistne drzewa, w świetle łagodnego poranka wióieli nad rzeką
rzecz straszliwą  słyszeli strzały  zwierzęce krzyki& Panna M3a przycichła. Ręce
jej konwulsyjnie pochwyciły kłujące gałęzie jałowca. Ciało się zachwiało. Omdlała.
Szczepan cucił ją, wycierając skronie grudkami zczerniałego śniegu, który się jeszcze
taił w głębi szorstkiego krzaka.
Tymczasem nad brzegiem rzeki Hubert Olbromski staczał swój ostatni chwaleb-
ny bój. Oficer dragonów nazwiskiem Wiesnicyn  ten sam, który już był rewidował
niezdolski dwór i zapałał óiką miłością do panny Salomei  ścigając z rozkazu swych [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • showthemusic.xlx.pl
  • © 2009 Silni rzÄ…dzÄ…, sÅ‚abych rzuca siÄ™ na pożarcie, ci poÅ›redni gdzieÅ› tam przemykajÄ… niezauważeni jak pierd-cichacz. - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates