[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Z góry wygląda to jak ogromna korona - powiedziała Lena i wskazała Werensowi
dach potężnej budowli. - Siedem wież iglicznych, trzy ceramiczne.
- Korona miasta Gdańska - Werens z uwagą wpatrywał się w budowlę.
- A do tego monumentalna wieża dzwonna z najlepszym tarasem widokowym w tej
części kraju. To cudo architektoniczne budowano prawie sto sześćdziesiąt lat.
- Rzeczywiście, duży ten kościół.
- Duży?! Ty chyba kpisz! Ogromny! Można w nim jednorazowo pomieścić
dwadzieścia tysięcy ludzi! Kubaturą dorównuje katedrze Notre Dame i wiedeńskiemu
kościołowi Zwiętego Stefana.
- I cały jest wykonany z czerwonej cegły. Tak jak mówiłaś. Czy nie lepiej było
zbudować go z kamienia?
- Na wybrzeżu trudno było o kamień. Budowano głównie z cegły. Kamień
zastosowano przy bramach. Portale zdobiły piękne reliefy.
- Powiedziałeś bramach? To znaczy, że jest ich kilka?
- Siedem. Każda prowadzi z innej uliczki.
Weszli do bazyliki bramą Pod Wieżą. Właśnie od tej wieży rozpoczęto sześćset lat
wcześniej budowę bazyliki. We wnętrzu świątyni ogarnął ich chłód. To za sprawą blisko
dwumetrowej grubości murów, które skutecznie zatrzymywały ciepło z zewnątrz. Werens
spojrzał do góry. Informacja o tarasie widokowym, z którego rozpościerał się widok na całe
miasto, zabrzmiała kusząco. iNic z tego - nie ma mowy, abym tam weszła! Raz, że mam lęk
wysokości, a dwa, nie mamy czasu na zwiedzanie. Kilkaset lat temu może bym weszła.
- Karkołomne stwierdzenie.
Chodziło mi o to, że kiedyś wieża była prawie opołowę niższa.
- To budowano ją po kawałku?
- W mieście był zamek krzyżacki.
- A wieża nie mogła być od niego wyższa. Czy tak?
- Dokładnie.
- Lena, to tylko kilkadziesiąt schodków... Daj się namówić! - Werens nie ustępował.
- Blisko czterysta. Kiedyś było ich tyle, ile dni w roku.
- %7łartujesz? A kiedy rok był przestępny?
- Dodawano jeden stopień - odparła błyskawicznie.
- Siedem wież, jak siedem dni tygodnia... Trzysta sześćdziesiąt pięć stopni... Czy ci
ludzie nie byli zbytnio przywiązani do pewnych rzeczy?
- Jakich rzeczy?
- No wiesz, kiedy dwa lata temu zajmowałem się sprawą Montalto, okazało się, że
sekcia - rze zbierają się w pałacu, w którym wszystko jest nawiązaniem do kalendarza.
Trzysta sześćdziesiąt pięć okien, pięćdziesiąt dwa pokoje, dwanaście kominów.
- Takich pałaców jest więcej. Zwiedziłam kiedyś barokowy pałac w środkowej
Słowacji, we wsi Antol. Miał cztery wejścia jak cztery pory roku, siedem sklepień jak dni
tygodnia, dwanaście kominów czyli miesięcy, pięćdziesiąt dwa pokoje nawiązujące do liczby
tygodni w roku, trzysta sześćdziesiąt pięć okien. Pałac w Radomierzycach jest zbudowany na
podobnej zasadzie. To typowa symbolika kalendarza.
Werens jakby już gdzieś słyszał tę nazwę. Tylko gdzie? Nie było czasu na szukanie w
pamięci.
Znalezli się w trójnawowej hali, wysokiej na jakieś trzydzieści metrów. Werens
ponownie zadarł głowę, nad nimi, na ośmiobocznych filarach, których musiało być
kilkadziesiąt, było gwiazdziste, białe sklepienie. Z kolei nawy boczne miały sklepienie
kryształowe. Posuwali się w kierunku prezbiterium. Lena patrzyła z uwagą na mijane po
bokach kapliczki. Było ich aż trzydzieści jeden. Jedna piękniejsza od drugiej. Tworzyły
wieniec wokół wnętrza świątyni. Werensa zaczynał powoli boleć kark, rozcierał go dłonią,
cały czas obserwując sklepienie. Ale w pewnej chwili dał za wygraną. Spojrzał pod nogi. Był
wstrząśnięty. Szli po posadzce zbudowanej z płyt nagrobnych. Bazylika była bowiem
miejscem wiecznego spoczynku gdańskiego patrycjatu. Możni i zasłużeni leżeli tu od wieków
ułożeni warstwami. Pół tysiąca płyt z gotlandzkie - go kamienia, a cztery metry pod nimi
jeszcze więcej trumien i kości.
***
Werens przypomniał sobie rozmowę telefoniczną, którą odbył we wtorkowy wieczór.
Poprosił w informacji o numer kancelarii parafialnej stryja.
Po paru minutach zadzwonił do biura z pytaniem o zorganizowanie pogrzebu stryja i
jego żony. Wiedział, że prędzej czy pózniej ciała bliskich opuszczą prosektorium przy ulicy
%7łołnierskiej/Ktoś będzie musiał zorganizować uroczystości pożegnalne. Ojciec, ze względu
na stan zdrowia, odpadał. Jasne było, że tylko Paweł może zająć się przygotowaniem
uroczystości pogrzebowych. W tej chwili nie myślał o szczegółach. Chciał znać procedury.
Miał szczęście, bo pomimo póznej pory telefon odebrał miły ksiądz. Paweł zaczął rozmowę
od ogólnej informacji o śmierci krewnych. Duchowny, po słowach pocieszenia i deklaracji
wszelkiej pomocy, przeszedł do konkretów.
- Proszę dostarczyć akty zgonu pańskich krewnych. To konieczne dokumenty -
powiedział aksamitnym głosem młody wikary.
- To wszystko? - Werens był zaskoczony.
Może pan również dostarczyć zaświadczenie oprzyjętych przed śmiercią
sakramentach.
- Nic mi o takowych nie wiadomo. Moi krewni zostali zamordowani.
- Wiele jest na świecie zła. Oby tych, którzy to uczynili, spotkała zasłużona kara! A o
spokój twoich krewnych, mój bracie, będę się modlił.
- Dziękuję księdzu. A zatem potrzebne są akty zgonu...
- Tak. Zgodnie z przepisami prawa kanonicznego może pan wybrać inny kościół na
pogrzeb, chociaż z reguły nabożeństwo pogrzebowe powinno być odprawione w parafii
zmarłego.
- I ja tak pomyślałem. Stąd mój telefon.
- Dobrze. Pochowamy zmarłych u nas. O których parafian chodzi?
- Zmarli to Mariusz i Eliza Werensowie. iZapadło długie milczenie, Halo?! - rzucił
Werens do słuchawki. - Czy ksiądz mnie słyszy? Halo! - powtórzył znacznie głośniej. W tejże
chwili połączenie zostało przerwane. Werens ponownie wyszukał numer parafii zadzwonił.
Długo czekał na odebranie połączenia. Wreszcie ksiądz się odezwał. Dziennikarz wyczuł w
jego głosie oschłość, wręcz wrogość.
- Pański krewny nie może mieć pogrzebu kościelnego - rzucił tamten.
- Niby dlaczego? - Werens czuł, jak krew napływa mu do twarzy.
- To byłoby sprzeczne z naszymi prawami.
- Mój stryj przez dziesiątki lat służył Bogu! Był tak jak i pan księdzem!
- Był. Słusznie to pan akcentuje. To apostata! Dopuścił się herezji. Tym samym
postawił się poza Kościołem. %7łył w grzesznym związku z kobietą.
- Kościelny urzędnik mówił coraz głośniej, z narastającą zapalczywością. - Tak,
jawnie i publicznie żył w związku niesakramentalnym! - powtórzył. - Sprawa śmierci jego i
tej kobiety też budzi wiele wątpliwości.
- Słucham?! - Werens wykrzyknął do słuchawki.
- Ksiądz podaje w wątpliwość okoliczności śmierci moich krewnych?! To podłość!
- Samobójcę, który przed zamachem na własne życie siał zgorszenie, należy traktować
jak jawnogrzesznika!
- Ty bydlaku! - Werens przestał panować nad sobą. - Jakiego samobójcę? To było
potworne morderstwo!
Lecz tamten jakby go nie słuchał, bo z wyrazną ironią mówił dalej:
- Owszem, może pan pochować tych ludzi na cmentarzu. Niestety, nie możemy tego
zabronić... Każdy ma prawo do pochówku. Ale ceremonii pogrzebowej i kapłana nie będzie.
Czy to jasne? Może pan zorganizować pogrzeb świecki...
Werens dalej nie słuchał. Przerwał połączenie. Długo jeszcze stał przy oknie. Patrzył
tępo w czerń nocy. Potem skierował wzrok w kierunku szpitala. W jednej z sal prosektorium
leżeli najbliżsi mu ludzie. Dobrze, że ta podłość już ich nie dotyczy. Są od niej wolni. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • showthemusic.xlx.pl
  • © 2009 Silni rządzą, słabych rzuca się na pożarcie, ci pośredni gdzieś tam przemykają niezauważeni jak pierd-cichacz. - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates