Dean Foster A. Nadchodzaca burza 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Za ka¿dym razem, kiedy anga¿owaÅ‚ siê w takie dyskusje, coraz bar-
dziej czuÅ‚ swoj¹ odmiennoSæ. Ró¿niÅ‚ siê od Barrissy, tak samo, jak od
Luminary i Obi-Wana. Matka zawsze mu to mówiÅ‚a. Tak bardzo ¿aÅ‚o-
waÅ‚, ¿e nie mo¿e w tej chwili z ni¹ porozmawiaæ, zasiêgn¹æ jej m¹drej
rady w ró¿nych sprawach, zwÅ‚aszcza zaS w tej, która pochÅ‚aniaÅ‚a go caÅ‚-
kowicie. I pomySleæ, ¿e w dawnych czasach ludzie za prawdziw¹ rozÅ‚¹-
192
kê uwa¿ali znalezienie siê po przeciwnych stronach tej samej planety.
Ju¿ prawie nie potrafiÅ‚ sobie wyobraziæ, ¿e ludzie liczyli kiedyS odle-
gÅ‚oSæ miar¹ fizyczn¹, a nie czasow¹.
Na noc zatrzymali siê w dolinie jednego z niezliczonych strumie-
ni, które przecinaÅ‚y zielony step. Qulunowie nie wydawali siê skÅ‚onni
do poScigu. Albo tak mocno ucierpieli od nocnej galopady lorquali, ¿e
nie dali rady zorganizowaæ pogoni, albo uznali, ¿e lepiej nie Scigaæ wiêx-
niów, którzy potrafi¹ siê skutecznie odgryxæ.
 Jest jeszcze jedna mo¿liwoSæ  zauwa¿yÅ‚ Kyakhta, kiedy poru-
szono tê kwestiê.  Im bli¿ej jesteSmy nadklanu, tym bardziej taki ni¿-
szy klan, jak Qulunowie, boi siê wtr¹caæ.
 Najwa¿niejsze, ¿e moim zdaniem jesteSmy bezpieczni.  Obi-
-Wan zmru¿yÅ‚ oczy i spojrzaÅ‚ w zachodz¹ce sÅ‚oñce.  Ale dziS w nocy
wystawimy warty& tak dla pewnoSci.
Anakin był zadowolony, kiedy przyszła jego kolej. Barrissa go obu-
dziÅ‚a po północy czasu ansioñskiego. WystarczyÅ‚o jedno dotkniêcie.
 Nic siê nie dziaÅ‚o  szepnêÅ‚a, ¿eby nie zbudziæ pozostaÅ‚ych. Za-
nim wstaÅ‚ i wÅ‚o¿yÅ‚ coS cieplejszego, ona ju¿ z westchnieniem pakowaÅ‚a
siê do swojego Spiwora.  Nic nie widaæ, ale czujesz, jak wszystko wkoÅ‚o
siê rusza. Ten Swiat jest peÅ‚en ulotnych dxwiêków nocy.
OdniósÅ‚ wra¿enie, ¿e zasnêÅ‚a, zanim jeszcze zd¹¿yÅ‚a zamkn¹æ oczy.
Miejsce stanowiska wartowniczego zostało starannie wybrane przez
przewodników. ByÅ‚ to najwy¿szy punkt w okolicy obozowiska, choæ
niezbyt wyniosÅ‚y, ot maÅ‚y b¹bel na równinie. Jednak widok st¹d na oko-
lice strumienia był bodaj najlepszy. Anakin znalazł sobie wygodne miej-
sce i usiadÅ‚, szykuj¹c siê na trzygodzinne czuwanie.
WiêkszoSæ istot mySl¹cych uznaÅ‚aby tak¹ wartê za niezmiernie nud-
n¹. Ale nie Anakin. Wychowany tylko przez matkê, pozbawiony towa-
rzystwa rodzeñstwa, byÅ‚ przyzwyczajony do samotnoSci. Kiedy byÅ‚ dziec-
kiem, czêsto jego jedynym towarzystwem byÅ‚y maszyny. ZastanawiaÅ‚
siê chwilê, jaki los spotkaÅ‚ tego robota protokolarnego, którego zmaj-
strowaÅ‚ z czêSci zamiennych. Trudno powiedzieæ, co siê ulêgÅ‚o w gÅ‚o-
wie pewnego gadatliwego skrzydlatego kupca imieniem Watto. Cieka-
we, co ten wielkonosy robal porabia& PrzyÅ‚apaÅ‚ siê na tym, ¿e na samo
wspomnienie krêci gÅ‚ow¹. JeSli ktoS miaÅ‚by prawo od czasu do czasu
dziwnie siê zachowywaæ, to wÅ‚aSnie on, Anakin Skywalker. Kto prócz
niego uznaÅ‚by chciwego, przeroSniêtego Toydarianina za substytut ojca?
WÅ‚aSciwie, jeSli nie liczyæ braku Scian, to co za ró¿nica: siedzieæ
na zapleczu sklepu z maszynami czy staæ samotnie w obcym stepie, pod
obcym niebem. Jeden z dwóch ksiê¿yców Ansiona byÅ‚ ju¿ na niebie,
13  Nadchodz¹ca burza 193
drugi wÅ‚aSnie wschodziÅ‚. Oba w¹skie sierpy lSniÅ‚y srebrem na tle czar-
nego aksamitu. Otaczało je mrowie gwiazd, jak odległe diamenty. Tyle
Swiatów, tyle pytañ  a wiele z nich dotyczyÅ‚o Swiata, na którym siê
znajdował.
CoS zaszeleSciÅ‚o w wysokiej trawie. Zerkn¹Å‚ w tamt¹ stronê, ale
nie zobaczył nic. Tak jak mówiła Barrissa, ta planeta pełna była cichych
nocnych odgÅ‚osów. Mnóstwo pomniejszych lokalnych form ¿ycia miesz-
kaÅ‚o poni¿ej baldachimu faluj¹cej dzikiej trawy, nigdy nie wychodz¹c
na SwiatÅ‚o dzienne. Ciekawe, jakich zniszczeñ dokonaÅ‚o galopuj¹ce stado
lorquali w tych ukrytych społecznoSciach.
Prawdopodobnie niewielkich, odpowiedział sam sobie. Tu, na roz-
ległych, dzikich równinach, natura reagowała na potrzeby zarówno wiel-
kich, jak i maluczkich. Dobrym przykÅ‚adem byÅ‚o plemiê Tooquiego.
Sprytny Å‚obuz z tego malca. WScibski, denerwuj¹cy, to prawda, ale rów-
nie odwa¿ny, jak jego wÅ‚asne fantastyczne opowieSci. Anakin przez wiêk-
szoSæ ¿ycia byÅ‚ zmuszony polegaæ wyÅ‚¹cznie na wÅ‚asnej odwadze, dla- [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • showthemusic.xlx.pl
  • © 2009 Silni rzÄ…dzÄ…, sÅ‚abych rzuca siÄ™ na pożarcie, ci poÅ›redni gdzieÅ› tam przemykajÄ… niezauważeni jak pierd-cichacz. - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates