[ Pobierz całość w formacie PDF ]

ciemnym, pełnym zatrutego powietrza pokoju, mieliśmy wrażenie, że ta wspaniała, czysta, wiatrem
muskana okolica jest jak gdyby sennym marzeniem o pięknie. Pani Challenger, powodowana
tęsknotą, trzymała ręce wyciągnięte w tę stronę. Przysunęliśmy krzesła i siedliśmy półkolem przy
oknie. Powietrze stało się już teraz bardzo ciężkie. Zdawało mi się, że skrzydła śmierci rozpościerają
się nad nami – niedobitkami ludzkości. Mieliśmy wrażenie, że niewidzialna zasłona opada na nas ze
wszystkich stron.
- Ta butla nie była dostatecznie napełniona -rzekł lord John, biorąc głęboki oddech.
- Zawartość może być różna - odparł Challenger - w zależności od siły sprężenia tlenu i
dokładności, z jaką butlę zamknięto. Jestem skłonny zgodzić się z panem, lordzie Roxton, że ta butla
ma jakiś defekt.
- A więc okradziono nas z ostatniej godziny naszego życia - spostrzegł Summerlee z goryczą. -
Doskonała końcowa ilustracja oszukańczego wieku, w którym przypadło nam żyć. Challenger, teraz
czas na pana, jeżeli ma pan ochotę przestudiować subiektywne zjawiska śmierci fizycznej.
- Siądź na taborecie u moich kolan i podaj mi rękę - powiedział Challenger do żony. - Sądzę,
przyjaciele, że dalsze przebywanie w tej nieznośnej atmosferze jest raczej niewskazane. Nie
pragniesz tego, prawda, kochanie?
Pani Challenger wydała cichy jęk i ukryła twarz na kolanach męża.
- Widziałem, jak ludzie kąpali się zimą w sadzawce Serpentine w Hyde Parku - rzekł lord John.
- Gdy wszyscy już byli w wodzie, można było dostrzec jednego lub dwóch trzęsących się na brzegu
i zazdroszczących tym, którzy odważyli się wejść do wody. Ten, kto zostaje, ten ma zawsze najgorzej.
Ja jestem za tym, żeby dać nurka i skończyć z tym.
- Czyżby pan chciał otworzyć okno i wyjść eterowi naprzeciw?
- Lepiej się zatruć niż udusić.
Summerlee zgodził się, choć niechętnie, i wyciągnął wąską rękę do Challengera.
- Dosyć nakłóciliśmy się w życiu, lecz to już minęło - rzekł. - Byliśmy dobrymi przyjaciółmi i w
rzeczywistości mamy dla siebie wzajemny szacunek. Żegnam!
- Żegnaj, młody przyjacielu! - rzekł lord John. -Okno jest zalepione. Nie można go otworzyć.
Challenger wstał, uniósł swoją żonę i przycisnął do piersi. Zarzuciła mu ręce na szyję.
- Proszę mi podać lornetkę, Malone - rzekł z powagą.
Spełniłem prośbę.
- Oddajemy się znów w ręce tej Potęgi, która nas stworzyła - wykrzyknął grzmiącym głosem i z tymi
słowami rzucił w okno lornetką.
Nim zamarł ostatni brzęk spadającego szkła, wprost w nasze rozognione twarze uderzył
orzeźwiający, silny i przyjemny wiatr.
Nie wiem, na jak długo zdumienie odebrało nam mowę. Potem, jak we śnie, usłyszałem raz jeszcze
głos Challengera.
- Jesteśmy znowu w normalnych warunkach - zawołał. - Świat oczyścił się z zatrutego pasma, lecz
jedynie my spośród całej ludzkości jesteśmy uratowani.
ROZDZIAŁ V WYMARŁY ŚWIAT
Pamiętam, że siedzieliśmy wszyscy w fotelach, chłonąc chciwie powietrze. Wilgotny, południowo-
zachodni wietrzyk wiejący od morza poruszał muślinowe firanki i chłodził nasze rozpalone twarze.
Ciekaw jestem, jak długo siedzieliśmy! Absolutnie nie mogliśmy tego później ustalić. Byliśmy
oszołomieni, ogłuszeni, półprzytomni. Uzbroiliśmy się wszyscy w odwagę wobec śmierci, lecz ten
przerażający, nagły fakt - iż jesteśmy zmuszeni żyć nadal, mimo że wyginęła cała ludzkość - [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • showthemusic.xlx.pl
  • © 2009 Silni rządzą, słabych rzuca się na pożarcie, ci pośredni gdzieś tam przemykają niezauważeni jak pierd-cichacz. - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates