[ Pobierz całość w formacie PDF ]

chwila próby? Może ta noc zmieni się nagle w płomienisty dzień, w którego blasku
wszyscy poznają chwałę Odwiecznego?
Umysł miał niezwykle jasny, myśl pracowała sprawnie. Co się stanie z nimi,
myślał, gdy już będzie jawne dla całego świata, kto się narodził? Nie pragnął
wywyższenia. Była w nim cicha nadzieja, że przyjdzie chwila, iż będzie mógł wrócić
razem z Miriam do zwyczajności. Niepokoiło go, że to Dziecko ma stać się Mieczem
Najwyższego. %7łe ma zostać Pogromicielem wszystkich narodów. Od wieków czekano na
mesjasza. Od wieków modlono się o jego przyjście. I on czekał i modlił się. %7łył
marzeniem, aby cały świat uznał Zapowiedzianego. A jednak tak bardzo chciałby, aby
ten Zapowiedziany nie przyszedł w pożodze krwawych zwycięstw, choć tych zwycięstw
tylu pragnęło...
We wspomnieniach Józefa nie było wojen. W kraju od lat panował pokój.
Niezwykle długi pokój! Zapewnili go Rzymianie, a także Herod  wierny wykonawca
woli Rzymian  czuwał nad nim. Jeśli zabijał  to w swoim otoczeniu. A jednak
w pamięci ludzkiej nie zatarły się wspomnienia walk, oblężeń, rzezi, całych lasów
krzyżów, do których byli przybijani oskarżeni o bunt. Głosy ludzkie drżały, gdy
wspominali tamte dzieje. Tak  owili starzy. Młodsi myśleli inaczej. Także faryzeusze
narzekali na ten pokój. Twierdzili, że skrywa wiele zbrodni.
Czy ten pokój zostanie zburzony przez to Dziecko? Najwyższy woli Walkę
i krwawe triumfy? Czy chce dobra tylko dla nich  dla wybranego udu? A przecież ta
obca kobieta jedna pośpieszyła im z pomocą, gdy swoi pomocy odmówili. I tak się działo
nieraz, o czym świadczyły święte księgi dziejów.
Nie kłopotałbym się tym, myślał, gdyby w tej chwili rodził się mój prawdziwy
syn. Wiedziałbym, że będzie taki, jakim go uczynię. %7łe potrafię przekazać mu swoje
uczucia. Ale to nie jest mój syn... To jest Ktoś, kogo zsyła Najwyższy. Przychodzi, by
wykonać Jego wolę.. Józef sam niczego innego nie pragnął. Czekał, by usłyszeć
wezwanie Najwyższego. Gdy ono padło, poszedł za nim, choć kazano mu wyrzec się
dziewczyny, którą znalazł, i swego marzenia o synu. Nie rozumiem, myślał, ale skoro On
tego żąda...
Oparł się całym ciałem o skałę, zamknął oczy. Wokoło wciąż panowała ta sama
cisza, jakby pełna zdyszanych oddechów. Pies szczeknął. Otworzył na nowo oczy.
Gwałtownie zamrugał. To było tak, jakby poraził go blask słońca. Ale słońca nie było.
Noc nie przestała być nocą. Stała się tylko jeszcze jaśniejsza niż przedtem. Blask, który
poprzednio sypał się z gwiazd, teraz zdawał się rozchodzić ze wszystkich stron jakby
wypromieniowany przez ziemię, góry, krzewy. Wszystko naokoło zdawało się płonąć.
Poczuł, jak go otacza woń kwiatów. Nie było ich przedtem. Teraz dostrzegł całe łany
kwiecia. Wszędzie, gdzie spojrzał, otwierały się wielkie, białe kielichy...
Spoza pleców usłyszał głos Aty:
 O, Józefie, ciesz się! Ciesz się bardzo. To chłopiec. Masz syna. Urodził się
szczęśliwie. Jest taki piękny. Twoja żona wzywa cię...
Czy wydało mu się, że w słowie  żona zadzwięczał jakiś niezwykły szacunek?
Wbiegł do groty. Ognisko nadal dymiło, dym gryzł dalej oczy. Poprzez dym, jak przez
mgłę, zobaczył Miriam pochyloną nad żłobem. To tam, pod zwieszone łby zwierząt
złożyła Urodzonego. Pochylił się. Na słomie leżało Dziecko  zwyczajne dziecko
ludzkie. Miało zaciśnięte powieki, jakby wysilało się, aby nie patrzeć, i maleńką buzię
rozchyloną, niby czegoś szukającą. Nie różniło się od nowo narodzonych dzieci, które
widywał. Maleńkie, sine dłonie, zaciśnięte w piąstki, nie wyciągały się po miecz. Było
małe i słabe. Potrzebowało opieki. Wół i osioł spoglądały na Dziecko z góry, z wyrazem
jakby dobrotliwego współczucia na pyskach. Pies wspiął się i polizał uniesioną rączkę.
 Popatrz na Niego, Józefie  szeptała Miriam.  Jaki śliczny.
 Najśliczniejszy  przyznał.
 Będzie się nazywał Jezus... Pozwolisz, prawda?
 Będzie się nazywał, jak ty tego chcesz.
 Nasz Jezus  szeptała  nasz Syn...
Wsunął dłonie pod Dziecko i uniósł je. Było leciutkie, zdawało się, że n waży
więcej niż spowijające Je szmatki. Stary obyczaj żądał, aby ojciec podniósł syna i położył
go na swych kolanach. Uśmiechnięty wzrok Miriam opowiadał jej wolę. Dokonał
tradycyjnego gestu. I gdy patrzył na leżące na jego kolanach Niemowlę, doznał dziwnych
uczuć. Jeszcze przed chwilą prawie buntował się przeciwko Nowo Narodzonemu. Teraz
czuł wstyd wobec tamtych myśli. To nie narodził się olbrzym gotów do walki. Dłońmi
czuł delikatne, kruche ciało. Rączki Dziecka poruszały się niemowlęcym błądzącym
ruchem. Nagle otworzyło zaciśnięte ślepki. Zobaczył ciemną tęczówkę i błękitne białka.
Spoglądał pytająco w te oczy, ale Dziecko, jak zwykłe niemowlę, patrzyło gdzieś
w przestrzeń. Poruszało ciągle buzią.
Znowu wstał, położył Je z powrotem do żłobu. Miriam otuliła Je rąbkiem urwanej
kuttony. Nic nie mieli do ubrania Dziecka, tak bardzo ufali, że wszystko otrzymają od
żon jego braci!
Nieśmiało, pełen nowej czułości dotknął głowy Miriam pochylonej nad żłobem.
 Teraz  powiedział  musisz odpocząć, przespać się. On chce spać. Ata będzie
czuwała. A ja nie odejdę. Bądz spokojna, nie zamknę oczu. Będę czuwał.
Obróciła ku niemu twarz, potarła wierzchem dłoni jego policzek.
 Ja wiem, że będziesz czuwał  szepnęła.
 Więc śpij.
 Będę spała.  Już składała głowę na słomie, gdy jeszcze zapytała:  Czy
będziesz Go kochał?
 Czy mógłbym Go nie kochać?
 Masz słuszność: nie mógłbyś. Ani ty, ani nikt... Ale ty  dotknęła palcem piersi
Józefa  masz być ojcem. To nasz Jezus...
Jeszcze raz uśmiechnęła się, a potem zamknęła oczy. Już za chwilę spała, Józef
usiadł przy żłobie. Z głową wspartą na ręku patrzył na śpiące Dziecko. Dym ciągle gryzł
w oczy. Pies ułożył się koło jego nóg. W ciszy słychać było oddech ludzi i zwierząt.
Czasami zatrzeszczało ognisko.
26
A jednak zmęczenie sprawiło, że zadrzemał. Nie trwało to na pewno długo.
Obudziły go nagle jakieś grube głosy. Natychmiast otworzył oczy. Jacyś ludzie stali
u wejścia do groty i coś mówili. W ciszy nocnej ich głosy zdawały się brzmieć dziwnie
groznie. Mówiła także Ata. Zdawała się o coś prosić. Potem usłyszał, jak mówi do niego:
Józefie, wstań! Chodz tutaj! Nie wiem, czego chcą.
Zerwał się na nogi. Aż się zatoczył, tak bardzo głęboki był ten krótki sen.
Pierwsze jego spojrzenie pobiegło do Miriam. Jej głosy nie obudziły. Spała, a na jej
ustach pozostał radosny uśmiech, z jakim przed zaśnięciem spoglądała na Józefa.
Wybiegł przed grotę.
Roziskrzona tajemnicza noc trwała dalej. Niebo aż gorzało od gwiazd, których
wysypało się tak wiele, iż wyglądało, że tworzą niby szeroką rzekę blasku, toczącą się od
horyzontu po horyzont i spadającą srebrną kaskadą na ścianę gór. Ale i ziemia zdawała
się odbijać ten blask, jakby była wielkim jeziorem, w którym przegląda się niebo.
Gromada ludzka stała o kilka kroków przed grotą. Ata rozkrzyżowała ramiona,
jakby ich chciała zatrzymać przed wtargnięciem do środka. Coś mówiła  to prosząco, to
znowu z rozpaczą w głosie. Józef stanął obok niej. Obróciła się ku niemu, powiedziała:
 Słuchaj, Józefie, oni chcą koniecznie wejść. Mówią, że chcą zobaczyć.
Tłumaczę, proszę... Nie wiem, o co im chodzi... [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • showthemusic.xlx.pl
  • © 2009 Silni rządzą, słabych rzuca się na pożarcie, ci pośredni gdzieś tam przemykają niezauważeni jak pierd-cichacz. - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates