[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Kiro czekał na nią, gdy wróciła. Uśmiechnął się, Sol więc tak\e zmusiła się do
uśmiechu. Czy on widzi, \e bije ode mnie miłość? zastanawiała się wystraszona.
- Ja zajmę się tymi z prawej, a ty spróbuj obudzić tych z lewej strony - zdecydował
Kiro.
- Dobrze - zgodziła się Sol z ulgą. Tak naprawdę bowiem nie pragnęła niczego innego,
jak znajdować się blisko, mo\liwie najbli\ej Kira.
Kiedy wyruszyli w dalszą drogę, wszystko się zmieniło. Potworny Grendel
maszerował pierwszy, dumny z tego, \e jest przewodnikiem. Kiro zaproponował, \eby on i
Sol tak jak wcześniej szli zaraz za nim, ale czarownica z Ludzi Lodu zaprotestowała. Bała się,
\e urodziwy Stra\nik bez trudu odgadnie, co się z nią dzieje. Powiedziała więc tylko, \e
właśnie ona powinna stanowić tylną stra\, i tchórzliwie poszukała schronienia na końcu
pochodu.
Zdą\yła jeszcze zauwa\yć jego zdumioną, właściwie wręcz ura\oną minę i odezwały
się w niej wyrzuty sumienia. Wiedziała jednak, \e po prostu nie zniesie jego bliskości.
Widać naprawdę mnie dopadło! pomyślała.
Kiro rzeczywiście czuł się ura\ony. Co w nią wstąpiło? zastanawiał się. Byliśmy
przecie\ takimi dobrymi przyjaciółmi, a teraz... ona nie chce nawet na mnie spojrzeć!
To bardzo bolało, bardziej ni\ się tego spodziewał.
Starał się stłumić to uczucie, bo przecie\ stało przed nim trudne zadanie. Musiał
przeprowadzić więzniów w miejsce, gdzie będą bezpieczni, nie miał więc czasu na takie
duchowe rozterki. Ale jego myśli nieustannie krą\yły tylko wokół Sol. Dlaczego pogardziła
jego towarzystwem?
Grendel zwrócił nagle ku niemu budzące grozę oblicze.
- Ktoś się zbli\a z przeciwnej strony, sądzisz, \e jesteśmy ju\ widzialni?
- O tym dopiero się przekonamy - z ponurą miną odparł Kiro.
12
Czym prędzej postarali się ukryć wszystkich dość wysoko na skalnej półce. Kiro ujął
Sol za rękę i pomógł jej wspiąć się na samym końcu.
- Dziękuję - mruknęła niewyraznie, nie patrząc na niego, co jeszcze bardziej go
zasmuciło.
Z półki mieli widok na to, co prawdopodobnie było szlakiem komunikacyjnym, choć
tak naprawdę \adnej wyraznej drogi nie widzieli.
Wszyscy wkrótce zorientowali się, kto się do nich zbli\a.
- To transport jeńców - szepnął Grendel do Kira niepotrzebnie cicho. - Chocia\ mo\e
trudno tak to nazwać. To zli niewolnicy prowadzą dobrych niewolników.
Kiro uśmiechnął się w duchu, słysząc, w jaki sposób wyra\a się Grendel. Zaraz jednak
spowa\niał i starając się nie okazać napięcia, spytał:
- Grendelu, jak wielu spośród was mo\emy ufać?
- Wszystkim.
- Wiem o tym, nie mo\emy jednak w pełni zawierzyć tym, którzy najbardziej się boją.
- Rozumiem. O czym myślisz?
- Jestem pewien, \e wcią\ jesteśmy niewidzialni. Gdyby było inaczej, tamci
dostrzegliby ostatnich z grupy wspinających się na górę. A sprawiają wra\enie, \e niczego nie
zauwa\yli. Zbierz silnych mę\czyzn i...
Miał ju\ na końcu języka potwory , lecz czym prędzej się poprawił:
- Zwierzęta i inne istoty! Nie, nie, ty nie, smoku! Ty zaczekasz tu na górze, będziesz
bronił kobiet i innych, którzy tu zostaną. Grendelu, powiadom wszystkich, \e spróbujemy
zaatakować złych niewolników i zabrać z sobą tych, których uwięziono wbrew ich woli.
- Tak! - zawołał Grendel z entuzjazmem i poruszając się niezgrabnie, ruszył wypełnić
polecenie.
Dlaczego baśniopisarze tworzą takie monstra? zastanawiała się przygnębiona Sol,
obserwując, jak Grendelowi plączą się nogi. Na szczęście potwory z opowieści przestały ju\
o\ywać, zapewne równie\ dlatego, \e współczesne dzieci myślą znacznie bardziej
racjonalnie. Co by to było, gdyby z ekranów telewizyjnych wydostały się te wszystkie
galaretowate kosmiczne potwory? Szczególnie dla najmłodszych byłby to istny koszmar.
Czuła, \e Kiro stoi tu\ obok, i z całych sił starała się zapanować nad sobą. Serce
waliło jej tak mocno, \e ju\ nie wątpiła w swoje człowieczeństwo.
Straszna gromada była coraz bli\ej. Po jaśniejących czerwonych ślepiach bez trudu
dało się odró\nić stra\ników od innych, dobrych więzniów.
Sol ośmieliła się szeptem przestrzec Kira:
- Pamiętaj, \e jesteśmy w Górach Czarnych! Nie wolno nam uczynić nic złego, bo
wtedy sami mo\emy zarazić się złem.
Teraz Kiro starał się na nią nie patrzeć.
- Szczerze powiedziawszy, nic a nic mnie to nie obchodzi. Uwolnienie tych
nieszczęśników traktuję jak dobry uczynek! Nie mogę przecie\ prosić naszych nowych
przyjaciół o to, by się mieli na baczności i uderzali nie za mocno. Pamiętaj, oni noszą w sobie
wściekłość, jaka gromadziła się w nich przez całe stulecia cierpienia. Oczywiście moglibyśmy
związać tych łotrów, lecz w czym to pomo\e? Czy bardziej humanitarne byłoby pozostawić
ich tutaj na pustkowiu i skazać na powolną śmierć w cierpieniu?
Có\, Sol musiała przyznać mu rację.
Kiro jednak na tyle powa\nie potraktował jej ostrze\enie, \e zadzwonił do swego
zwierzchnika Rama, by uzyskać jego pozwolenie. Ram, rozwa\ywszy wszystkie za i przeciw,
podtrzymał jego decyzję, podziękował te\ za to, \e zechcą zająć się kolejną grupą
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
© 2009 Silni rządzą, słabych rzuca się na pożarcie, ci pośredni gdzieś tam przemykają niezauważeni jak pierd-cichacz. - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates