[ Pobierz całość w formacie PDF ]

blasku.
Przypuszczała, że Alfred uzna ją za osobę egzaltowaną, ale i Tamilowie, i kierowca
zdawali się podzielać jej odczucia. Byli poruszeni i przejęci podniosłością chwili i
atmosferą panującą w pomieszczeniu.
- Martwi mnie jednak, że muszla jest tu zupełnie nie strzeżona - rzekł Alfred z troską w
głosie.
Gospodarz tymczasem delikatnie zawinął bezcenny okaz i na powrót schował w kuferku.
- Nie ma potrzeby lepszego zabezpieczenia ponad to, co jest. %7ładen Tamil nie odważy
się jej skraść.
- Tamil z pewnością nie, ale Europejczyk nie będzie miał skrupułów. Nie mogę, niestety,
pozwolić, żeby pozostał pan tu dzisiaj bez ochrony. Czy nie byłby pan łaskaw umieścić
muszli na kilka dni w bankowym sejfie i wyjechać, nam zaś powierzyć pilnowanie
pańskiego domu?
- Nie mogę tego uczynić. Jeśli ów człowiek pojawi się tutaj i zechce nabyć muszlę,
muszę go przyjąć, poczęstować herbatą i dopiero pózniej odrzucić jego propozycję. To
mój obowiązek.
- Czy w takim razie pozwoli pan, że na wszelki wypadek będziemy czuwali w pobliżu?
116
- Owszem, na to mogę się zgodzić, jeśli to panów uspokoi.
- Ale nie powinien wejść do tego pokoju.
- Nie, nie zamierzam pokazywać mu mojej Valampuri Changu.
- Czy mógłby pan powiedzieć, że muszla znajduje się w sejfie?
- Przykro mi, ale kłamstwo nie przejdzie przez moje usta.
Cóż, pomyślał Alfred, tak to już jest, że ludzie uczciwi nie mają szans w konfrontacji z
osobnikami tak bezwzględnymi jak Helmuth.
- W takim razie spróbujemy zapewnić panu ochronę. Nas dwojga ów mężczyzna nie
powinien zobaczyć, mieszkamy bowiem w tym samym co on hotelu Sea Dragon. Byłoby
dobrze, gdyby w trakcie jego wizyty czuwali w pobliżu tutejsi policjanci.
- Niech więc schowają się za zasłonami. Stąd mogą obserwować wszystko, sami nie
będąc widziani.
- Zwietnie. W takim razie ja też się tam ukryję. Jeśli pana życie będzie w
niebezpieczeństwie, policjanci użyją broni.
- Rozumiem.
- Teraz musimy zabrać stąd taksówkę. Sara wraz z kierowcą pojadą do najbliższego
hotelu i zamówią dla nas pokoje.
- W żadnym razie! Będziecie nocować u mnie - zaprotestował gospodarz i zawołał
służącego, który poprowadził gości do pokojów w drugiej części domu. Rozciągał się
stąd widok na niewielkie jeziorko,  kulam , od którego wzięła się nazwa miasta. Gościom
wyjaśniono również, że  bali znaczy  ofiara .  Jezioro ofiar dla Sary brzmiało nieco
pompatycznie. Kierowca i dwaj funkcjonariusze policji otrzymali pokoje tuż obok.
Wszystkich natomiast zaproszono na obiad, który miał być podany krótko po tym, jak się
rozgoszczą w pokojach i nieco odpoczną po męczącej podróży.
- Ale gdzie tu są łóżka? - spytała zdumiona Sara, kiedy już zostali sami. Rozglądała się
po skąpo, jej zdaniem, wyposażonym pokoju.
- To pewnie są posłania. - Alfred wskazał dwie zwinięte maty, leżące pod ścianą. -
Tradycyjne łóżka znajdują się wyłącznie w hotelach i przeznaczone są dla turystów. Mie-
szkańcy Sri Lanki sypiają, jak widać, właśnie na matach.
- Bez poduszek?
117
- Nie wiem, nie znam ich zwyczajów. Przyznam, że panują tu spartańskie warunki.
- O, dla ciebie to z pewnością nic nowego - rzuciła Sara przywołując w pamięci jego
własny pokój.
Stał teraz zwrócony twarzą do okna i przyglądał się swoim dłoniom, opartym o parapet.
- Saro, co ty właściwie o mnie myślisz? Jakim według ciebie jestem człowiekiem? -
zapytał niespodziewanie.
Przypatrywała mu się z rosnącym zdziwieniem.
- Opisz mnie tak, jak mnie widzisz - poprosił.
- Hm, to nie takie proste - odparła nieco zbita z tropu. Wiedziała, że i on nie czuje się
zbyt pewnie. - Nie jest to proste, gdyż mój stosunek do ciebie zmienia się każdego dnia.
Nie zawsze umiem uzasadnić swoje własne reakcje. Jesteś z zawodu policjantem i już
choćby dlatego budzisz we mnie respekt. Ale chwilami nachodzi mnie nieodparta ochota,
by zrobić ci przykrość, więc mówię takie rzeczy, których zaraz potem ogromnie żałuję.
Czasami jesteś taki przyjacielski i serdeczny, że mogę rozmawiać z tobą o wszystkim, a
za chwilę niszczysz - wszystko kilkoma ostrymi słowami. Mimo że jesteś bardzo
przystojny i męski, w twoim zachowaniu dominuje zawodowa powaga i oficjalny styl do
tego stopnia, że jest to wręcz odpychające. Myślę, że tak samo odbierałyby to inne
kobiety. Ale ty pewnie wolałbyś usłyszeć coś innego? - przerwała sobie Sara.
- Ależ nie, właśnie tego oczekiwałem - odpowiedział bezbarwnie. - Może pójdziemy do
pozostałych?
Obiad okazał się wspaniały, jeszcze bardziej egzotyczny niż te, które jadali w swoim
hotelu. Gdy słońce chyliło się już ku zachodowi, dojrzeli zbliżającą się od strony miasta
taksówkę.
Sarę oraz kierowcę natychmiast odesłano do ich pokoi, zaś Alfred i dwaj policjanci ukryli
się za zasłonami.
Sara siedziała w fotelu, nerwowo zaciskając dłonie. Czas płynął, wiedziała, że Helmuth
już tu dotarł i rozmawiał właśnie w salonie z gospodarzem. Wreszcie kiedy upłynęła
przeszło godzina, Sara usłyszała odjeżdżający samochód. W chwilę potem zjawił się
Alfred.
Pan Paramanathan oczekiwał ich w salonie.
- Ogromnie nieprzyjemny człowiek - powiedział jeszcze pod wrażeniem dopiero co
zakończonej wizyty. - Udało mi się go odprawić, ale on ma zdecydowanie złe zamiary.
Jestem pewien, że tutaj wróci.
118
- Co powiedział?
- Oświadczył, że nazywa się Hakon Tangen i że przysyła go pewien angielski
multimilioner, który pragnie zakupić moją muszlę. Zaoferował tysiąc funtów.
- To niewiele - wtrącił Alfred z goryczą. - Myślał pewnie, że trafił na naiwnego Tamila.
Jeśli udałoby mu się maksymalnie obniżyć cenę okazu, dla niego samego zostałoby
dużo więcej pieniędzy.
- Był bardzo arogancki - dodał gospodarz. - Ale ja obstawałem przy swoim i nie chciałem
sprzedać muszli. Na koniec zaoferował pól miliona funtów. Wtedy również odmówiłem,
na co on zareagował wielkim wzburzeniem i wyszedł. Podejrzewam, że tylko dzięki
obecności służby zdołał się pohamować. Przyjrzał się z największą dokładnością
każdemu szczegółowi w domu. Wróci tu, jestem przekonany - powtórzył.
- Nie tak łatwo zrezygnować z pół miliona funtów, nie każdy to potrafi. Podziwiam pana! -
oświadczyła Sara.
- A cóż ja zrobiłbym z taką sumą? - zapytał pan Paramanathan. - Mam wszystko, czego
potrzebuję. Moja muszla to świętość, nigdy nie znalazłbym takiej drugiej. Jest moim [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • showthemusic.xlx.pl
  • © 2009 Silni rządzą, słabych rzuca się na pożarcie, ci pośredni gdzieś tam przemykają niezauważeni jak pierd-cichacz. - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates