[ Pobierz całość w formacie PDF ]
go to robisz, napominał się.
- Bałem się, że mogli ci zrobić krzywdę.
- Och, dziękuję. - Na jej przezroczyste policzki wystąpił
lekki rumieniec. Podniosła jego dłoń, pocałowała. Nerwy Kita
liznął gorący prąd elektryczny. - Miło mi, że tak pomyślałeś.
Pochylił się ku niej i pocałował. Rozchyliła usta, czuł na po-
liczkach ciepły oddech. Pamiętaj dokładnie, po co to robisz,
myślał.
Osiemdziesiąt jeden osób.
Komunikator znów się odezwał. Maria zachichotała tuż przy
jego ustach. Potem się odwróciła.
- To nie jest odpowiedni dzień - powiedziała.
Siedział na kanapie pokonany. Ubu powie Marii o wędrów-
ce Kita i tak się wszystko skończy.
Znowu dzwonił adwokat.
- Mógłbyś wrócić jutro?
- Oczywiście.
Odwoła spotkanie, pomyślał, wstając z kanapy.
Ale nie odwołała.
- Maria strzelec, zastanawiam się, czy to bezpieczne, bym
zostawał w pomocniczej sterowni, gdy goście są na statku. Go-
ście zwykle dostają się przez śluzę grzbietową i muszą przejść
obok pomocniczej sterowni, by wejść do wirówki.
Sizer grał melodię zadumy. Maria zmarszczyła brwi - ten
wyraz jej twarzy Dwunastka nauczył się traktować jako objaw
zadumy.
- Rozumiem twoje argumenty. Staramy się, byś jak najwię-
cej przebywał w nieważkości.
- Zostałem wzmocniony do grawitacji. Kilka razy byłem
w wirówce.
Dla Dwunastki było to przerażające doświadczenie: bolesne
oddychanie i przeciążenie mięśni. Ale ostrzeżenie ludzkiego
boga zostało potwierdzone i Dwunastka musiał się gdzieś
ukryć przed obcymi, by przemyśleć to, co usłyszał od boga.
- Racja. I tak nie możesz zostać w sterowni, kiedy technicy
z Lahore przyjdą instalować nowe jednostki SI. - Maria znów
zmarszczyła czoło. Lewą stopę przesunęła na miejsce prawej na
sztabie nad kanapą akceleracyjną pilota. - Umieszczę cię w jed-
nej z pustych kajut na drugim poziomie. Nikt tam od lat nie
mieszkał. Musisz tylko zachować ciszę.
- Dziękuję, Maria strzelec.
- Jutro przyjdzie inny gość. Pomogę ci się przenieść.
- Czy mógłbym wiedzieć, jak on się nazywa?
Piękną Marię zdziwiło to pytanie.
- Kit de Suarez - odpowiedziała. - To członek rodziny
jezdzców.
- A jaki jest cel jego wizyty?
- Jesteśmy przyjaciółmi.
- Czy wasze rodziny wspólnie handlują?
- Ach, nie. Jesteśmy rywalami. To tylko Kit i ja lubimy się
nawzajem. - Zciągnęła brwi. - Dlaczego pytasz?
- Chciałbym dowiedzieć się czegoś o ludziach.
Kiedyś wydawało mu się odpychające to, że ludzie z róż-
nych klanów mogą czuć silne powinowactwo, zwane przez
człowieka przyjaznią, myślał Dwunastka. Teraz już mu to nie
przeszkadza.
Maria przyjęła to oświadczenie ze zrozumieniem. Zmienili
temat rozmowy. Jak zwykle wyjaśnienia Marii na temat pieśni
dolores niezbyt się Dwunastce przydały.
- To poezja - powiedziała. - Nie należy jej czytać dosłow-
nie. Trzeba ją odczuwać.
Odczuwać, pomyślał Dwunastka. Maria rozumiała przez to
całościowe postrzeganie i intuicję.
Przerażające dla Dwunastki było to, że zaczynał mieć takie
intuicje. Z punktu widzenia Ukochanej dowód na to, że Dwu-
nastka jest skażony.
I na to, że musi zostać zlikwidowany, gdy tylko zapozna
Ukochaną ze swą chorobą.
Tym razem posiłek składał się z ryżu, mięsa i jarzyn pola-
nych sosem chili. Papryki rozgrzewały Kita; gdy potem kocha-
li się z Piękną Marią, dodawały ostrości jej pocałunkom, odde-
chowi. Kit był nieco zdziwiony, że w ogóle pozwolono mu
wejść na Uciekiniera" i że Maria nie wspomniała o jego wy-
prawie w rejon pomocniczej sterowni.
Czuł się dziwnie uszczęśliwiony. Przez chwilę mógł mieć
wrażenie, że to on wpadł na pomysł, by tu przybyć, gdyż chciał
zanurzyć się w Marii, w jej śmiechu... ale pamięć podsuwała
mu słowa Marca: Ona cię wykorzystała" i Rodzina musi
żyć". A wtedy czuł skazę na swoim szczęściu, wyrwę w stałym
pulsowaniu przyjemności.
Zapomniałem, dlaczego to robię, myślał. A może musiałem
znalezć inny powód?
Kit wyciągnął nogę - wąska metalowa koja zakołysała się
wskutek przemieszczenia ciężaru - i ostrożnie uchwycił wtła-
czacz między pierwszy i drugi palec stopy. Podniósł wtłaczacz
z podłogi i strzelił sobie ciepłego Skowronka do ust.
Uspokoić demona, pomyślał.
Piękna Maria obserwowała jego ekwilibrystykę spokojnymi
ciemnymi oczyma. Leżała częściowo pod nim i nie chciało jej
się wyplątywać.
- Stałeś się silniejszy - powiedziała. - Zauważyłam to.
- Ciągle rosnę. - Podał jej piwo. - Nie tak jak ty.
Napiła się Skowronka. Słyszał musowanie napoju w jej
ustach. Pochylił się nad Marią, położył głowę na jej wystają-
cych białych ramionach.
- Pamiętasz, wtedy na Stacji Angel zaproponowałaś, żebym
u was terminował. Chyba teraz mógłbym to zrealizować. Mar-
co chce się mnie pozbyć. Będzie zadowolony, jak sobie pójdę.
Kit sam nie miał pewności, do czego zmierza Marco zaakcep-
towałby ten plan, żeby dowiedzieć się, dokąd leci Uciekinier".
A jednak wiedział, że nie zadał tego pytania jedynie dla
Marca.
Serce Marii zabiło cztery razy; Kit to słyszał. Westchnęła,
wzięła go za rękę.
- Nie da się tego zrobić - powiedziała. - Przez dłuższy czas
nie będziemy mogli.
- Właśnie. - Nagle ogarnęła go złość. - Ty i Ubu macie pa-
ranoję.
Maria zesztywniała.
- Nie mielibyśmy paranoi - rzuciła ostro - gdyby nie tacy
ludzie jak Marco.
Kit stłumił urazę. Opróżnił płuca, wziął głęboki oddech.
- Przepraszam. To było po prostu... marzenie, które chciał-
bym zrealizować.
Zmierzwiła mu włosy.
- Może się kiedyś zrealizuje, kto wie? Prawdopodobnie roz-
szerzymy nasze przedsięwzięcie. Ale nie teraz.
Osiemdziesięciu jeden ludzi, pomyślał Kit. Pocałował Marię
w doskonale piękny policzek. W sercu Kita bezgłośnie, bez
protestu umarło marzenie.
Opuścił wtłaczacz na materac i jakby niechcący nacisnął
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
© 2009 Silni rządzą, słabych rzuca się na pożarcie, ci pośredni gdzieś tam przemykają niezauważeni jak pierd-cichacz. - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates