[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Orlpar odetchnął głęboko, żeby nie wybuchnąć gniewem - Khelben najwidoczniej zapędził
go w ślepą uliczkę.
- Zabierz tych dwóch do Ramion Syreny - powiedział. - Zobaczę, co się da zrobić. -
Powiedziawszy to odwrócił się i podreptał w dół pagórka, w stronę południowej bramy.
- Układasz się z nim bez trudu - zauważył Drizzt.
- Posiadam nad nim niejaką przewagę - odparł Khelben. - Brat Orlpara przewodzi
szlachetnemu rodowi w mieście. Czasami przynosi to Orlparowi wielkie zyski. Jednak stanowi to
także przeszkodę, gdyż musi uważać na to, żeby nie sprawić kłopotów swej rodzinie. Dość jednak o
tym - kontynuował Khelben. - Musicie zostawić mi konie. Jeśli o was chodzi, to idzcie teraz do
południowej bramy. Tamtejsi strażnicy zaprowadzą was na ulicę Portową, a stamtąd bez trudu już
znajdziecie Ramiona Syreny.
- Nie pójdziesz z nami? - zapytał Wulfgar ześlizgując się z siodła.
- Mam inne zajęcia - wyjaśnił Khelben. - Lepiej będzie, jeżeli pójdziecie sami. Będziecie
bezpieczni; Orlpar nie sprzeciwi mi się w niczym, a kapitana Deudermonta znam jako uczciwego
żeglarza. Obcy nie są rzadkością w Waterdeep, szczególnie w dzielnicy portowej.
- Lecz obcy wędrujący w towarzystwie Khelbena  malarza mogliby zwrócić uwagę -
stwierdził Drizzt z odrobiną sarkazmu.
Khelben uśmiechnął się, ale nie odpowiedział. Drizzt zeskoczył z siodła.
- Konie powrócą do Longsaddle?
- Oczywiście.
- Dziękujemy ci, Khelbenie - powiedział Drizzt. - Z pewnością bardzo nam pomogłeś. -
Pomyślał przez chwilę, patrząc na swego konia. - Musisz wiedzieć, że czar Malchora rzucony na
podkowy nie przetrwa. Orlpar nie będzie miał korzyści z ubitego dzisiaj interesu.
- Sprawiedliwość - roześmiał się Khelben. - Wiele razy robił nieuczciwe interesy, wierz mi.
Może to doświadczenie nauczy go pokory i przekona, że jego własne sposoby są równie błędne.
- Może - powiedział Drizzt i skłoniwszy się, wraz z Wulfgarem poczęli schodzić ze wzgórza.
- Bądz ostrożny, ale bądz też spokojny - zawołał za nimi Khelben. - W porcie nie brakuje
rzezimieszków, lecz policja jest wszędzie obecna. Wielu obcych spędza swą pierwszą noc w
miejskich lochach!
Przyglądał się im, jak schodzili ze wzgórza. Przypomniał sobie, podobnie jak Malchor,
dawno minione dni, gdy to on wędrował drogami ku odległym przygodom.
- On zastraszył tego człowieka - zauważył Wulfgar, gdy Khelben nie mógł ich już usłyszeć. -
Prosty malarz?
- Bardziej prawdopodobne, że to czarodziej, więcej nawet, bo potężny czarodziej - odparł
Drizzt. - Znowu musimy podziękować Malchorowi, którego wpływy ułatwiają nam tę wycieczkę.
Zapamiętaj moje słowa, to nie prosty malarz może poskromić takich, jak Orlpar.
Wulfgar obejrzał się na pagórek, lecz Khelbena i koni nie było nigdzie widać. Nawet ze swą
ograniczoną znajomością czarnej sztuki Wulfgar stwierdził, że tylko magia mogła usunąć stamtąd
Khelbena i trzy konie w tak szybkim tempie. Uśmiechnął się i pokręcił głową, dziwiąc się po raz
kolejny ekscentrycznym osobnikom, jakich pokazuje mu szeroki świat.
* * * * *
Idąc według wskazówek udzielonych im przez strażników przy południowej bramie, Drizzt i
Wulfgar znalezli się szybko na ulicy Portowej, długiej drodze biegnącej przez całą długość Portu
Waterdeep w południowej dzielnicy miasta. Ich nozdrza wypełnił zapach ryb i soli, nad głowami
skarżyły się mewy. Ulicę zapełniali żeglarze i kupcy przybyli ze wszystkich zakątków Krain -
niektórzy zajęci swoimi sprawami, lecz większość stanowili ci, którzy wyszli na brzeg na ostatni
odpoczynek przed długą podróżą do południowych portów.
Ulica Portowa była doskonale przystosowana do takich zabaw, na każdym rogu znajdowała
się tawerna. Lecz w przeciwieństwie do dzielnicy portowej w Auskanie, oddanej przez radnych
miejskich szumowinom już dawno temu, ulica Portowa w Waterdeep nie była złym miejscem.
Waterdeep było miastem prawa, a członkowie słynnej straży miejskiej Waterdeep, zawsze byli w
zasięgu wzroku.
Było wielu twardych poszukiwaczy przygód, zahartowanych w bitwach wojowników,
noszących swoją broń z chłodną znajomością rzeczy. Drizzt i Wulfgar czuli na sobie wiele par
oczu, a gdy przechodzili prawie każda głowa odwracała się w ich stronę. Drizzt macał swoją maskę,
najpierw bojąc się, że w jakiś sposób się ześlizgnęła i ukazała jego pochodzenie zdumionym
widzom. Szybkie zbadanie rozwiało jego obawy, gdyż jego ręce nadal pokryte były złotawą skórą
elfów powierzchni.
Drizzt omal nie roześmiał się w głos, gdy zwrócił się do Wulfgara o potwierdzenie faktu, że
maska nadal zmienia jego rysy, gdyż stwierdził, że to nie on jest obiektem zainteresowania gapiów.
Przez ostatnie kilka lat był tak blisko młodego barbarzyńcy, że przyzwyczaił się do fizycznej
postawy Wulfgara. Mający prawie siedem stóp wzrostu Wulfgar cały zbudowany z masywnych
mięśni, które grubiały z każdym rokiem, pewny siebie kroczył dumnie ulicą Portową, niosąc na
ramieniu Aegis-fang. Ten młodzieniec wytrzymałby porównanie z największymi wojownikami w
Krainach.
- Na razie wydaje się, że to nie ja jestem celem tych spojrzeń - powiedział Drizzt.
- Zdejm maskę, drowie - odparł Wulfgar, jego twarz zaczerwieniła się od napływu krwi. - I
zabierz te oczy ze mnie!
- Chciałbym, ale Regis - odparł Drizzt mrugnąwszy okiem.
Ramiona Syreny nie różniły się niczym od wielu tawern znajdujących się w tej dzielnicy
Waterdeep. Dobiegały z niej krzyki i śmiechy, dolatywał ciężki zapach taniego piwa i wina. Przed
drzwiami zgromadziła się grupa awanturników, popychając się i przeklinając tych, których
nazywali przyjaciółmi.
Drizzt spojrzał na Wulfgara zatroskany. Jedyny raz, gdy młodzieniec był w takim miejscu -
w Cutlass w Luskanie - zakończyło się rozniesieniem na strzępy tawerny i większości jej bywalców
w czasie bójki. Trzymający się ideałów honoru i odwagi Wulfgar nie pasował do pozbawionego
zasad świata miejskich tawern. Nagle z Ramion Syreny wyszedł Orlpar i z łatwością przedarł się
przez tłum łobuzów.
- Deudermont jest przy barze - szepnął kątem ust. Przeszedł obok Wulfgara i Drizzta,
wydając się nie zauważyć ich. - Wysoki, niebieska kurtka i żółta broda - dodał.
Wulfgar chciał mu coś odpowiedzieć, lecz Drizzt popchnął go do przodu, rozumiejąc, że
Orlpar woli zachować ich znajomość w tajemnicy.
Tłum rozstąpił się, gdy Drizzt i Wulfgar przebijali się przez niego, wszystkie spojrzenia
skupił na sobie Wulfgar.
- Bungo chciałby go dostać - szepnął jeden z nich, gdy dwaj towarzysze skierowali się w
stronę baru.
- Warto byłoby popatrzeć - roześmiał się inny.
Ostry słuch drowa pochwycił tę rozmowę i Drizzt spojrzał znowu na swego olbrzymiego
przyjaciela, zauważając jak same rozmiary Wulfgara wydają się zaważać na uczestnictwie
barbarzyńcy w tego typu kłopotach.
Wystrój wnętrza Ramion Syreny nie stanowił zaskoczenia. Powietrze było gęste od dymu z
egzotycznych cygar i smrodu skwaśniałego piwa. Kilku pijanych żeglarzy leżało z twarzami [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • showthemusic.xlx.pl
  • © 2009 Silni rządzą, słabych rzuca się na pożarcie, ci pośredni gdzieś tam przemykają niezauważeni jak pierd-cichacz. - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates