[ Pobierz całość w formacie PDF ]

znalezć się w pobliżu jej lub dziecka.
- Czy przypomniała sobie nazwę kliniki albo na-
78
S
R
zwiska lekarzy, którzy tam pracowali? - spytał David
Sorrenson.
- Jeszcze nie. - Drzwi otwarły się i stanął w nich
Jimmy. Podał piwo Travisowi i wyszedł. Przez cały czas
nikt się nie odezwał. - Nadal też nie ma pojęcia, dlaczego
miała przy sobie pięćset tysięcy dolarów w torbie z pie-
luszkami.
- Przypomni sobie już niedługo - powiedział Darin
znad filiżanki smolistej kawy.
- Też tak sądzę - powiedział Travis.
Pózniej dyskutowali o szczegółach, które przypo-
mniała sobie Natalie i metodach wykorzystania ich w
śledztwie. Na koniec Clint wstał i powiedział:
- Myślę, że nie pozostaje nam na razie nic innego,
jak pilnie rozglądać się za zbirami, którzy podpalili dom
Tary i czekać, aż Natalie przypomni sobie nazwę tamtej
kliniki.
- Zgadzam się - powiedział David. Podniósł się i ru-
szył za Clintem do wyjścia. - Kiedy poznamy nazwę kli-
niki, dotrzemy do jej właściciela.
- Hej, a wy dokąd? - spytał Ry ze zdumieniem.
Clint posłał mu krzywy uśmieszek.
- Jestem świeżo po ślubie, koleżko. Jak myślisz,
dokąd idę?
David roześmiał się głośno.
- Ja także jadę do domu, do żony. Ona jest o niebo
przystojniejsza niż wy.
- Chyba pójdę zobaczyć, co słychać w salonie klu-
79
S
R
bowym. - Alex dołączył do wychodzących. - Może uda
się zagrać z kimś w karty?
- Gdybyś mnie potrzebował, będę na ranczu mojego
kuzyna - powiedział Darin i także wyszedł.
Kiedy Ry podniósł się z krzesła, Travis zatrzymał
go.
- Masz kilka minut?
- Jasne - powiedział przyjaciel z dość niepewną mi-
ną. - Chcesz, żebym dalej niańczył Carrie-Misiaczka,
prawda?
- Nigdy nie prosiłem, żebyś ją niańczył. - Trav
uśmiechnął się. - Gdyby ona usłyszała coś takiego, mo-
głoby to być dla ciebie niebezpieczne.
- Psiakrew! Już i tak prawie dorobiłem się wrzo-
dów. Ilekroć zobaczy mnie w pobliżu, stara się spławić
mnie za wszelką cenę.
- Czy spotkała się już tym Beldonem?
- Nic o tym nie wiem. On stroni od ludzi. Po wyj-
ściu ze szpitala nie spotyka się z nikim. - Uśmiechnął się
kpiąco. - A to jeszcze bardziej złości Carrie-Misiaczka.
Tak naprawdę ona wie o nim tylko to, że jest wysoki, ma
ciemne włosy i że jest kawalerem. - Ry parsknął śmie-
chem. - Nawet ja mam takie kwalifikacje, jeśli o to jej
chodzi.
Zdziwiony Trav usłyszał nutki goryczy w jego gło-
sie. Czyżby Ry dostrzegł w Carrie coś więcej niż tylko
młodszą siostrę przyjaciela?
- Będę ci bardzo wdzięczny, jeśli zechcesz po-
80
S
R
pilnować jej, dopóki nie wyjaśni się sprawa Natalie i
dziecka.
- Zanim to się skończy, Carrie obu nas żywcem
obedrze ze skóry. - Ry potrząsnął głową.
- Wiesz, że nie prosiłbym, gdyby nie zagrożenie wi-
szące nad Natalie i dzieckiem - powiedział Trav poważ-
nie. Postanowił zagrać swoją atutową kartą. -Mam co do
tego typka złe przeczucia.
Nie kłamał. Niepokoiła go niechęć Beldona do kon-
taktów z ludzmi. I to bardzo. To nie było normalne za-
chowanie lekarza, który zaczynał praktykę w nowej
miejscowości. Ludzie mogliby pomyśleć, że się wy-
wyższa. Albo że ma coś do ukrycia.
- Przestań, Trav. Wiesz, że możesz na mnie liczyć.
Ale kiedy po tym wszystkim nabawię się wrzodów,
przyślę ci rachunek za leczenie.
Zmiejąc się, wyszli do holu.
- Po drodze zajdz do apteki - powiedział Trav. -I
kup sobie paczkę najsilniejszych środków przeciw-
bólowych.
- Mose, czy wiesz, gdzie jest Travis? - spytała Na-
talie. Niepewnie spoglądała na Fluffy'ego, który podniósł
się z podłogi i leniwie podszedł do niej.
- Zaraz po powrocie ze spotkania w mieście poszedł
do stajni sprawdzić, jak ma się Shady Lady. -Mose od-
pukał we framugę. - Powiedział, że powinna ozrebić się
za dzień albo dwa.
81
S
R
Natalie nie mogła skupić się na słowach Mose'a, ob-
serwując równocześnie psa. Dopiero kiedy zwierzę unio-
sło ku niej łagodne oczy i legło u jej stóp, odetchnęła z
ulgą. Chociaż nie bała się już tak, jak pierwszego dnia,
pies nadal ją denerwował.
- Wygląda na to, że Fluffy polubił cię - powiedział
Mose z szerokim uśmiechem.
- Co masz na myśli? - Niepewnie zerknęła w dół.
Miała nadzieję, że nie wydała się psu smakowitym ką-
skiem.
- On nie kładzie się przy nikim. Tylko członkowie
rodziny mają prawo stąpać nad nim.
Natalie poczuła ucisk w gardle. Już dawno nikt nie
potraktował jej jak kogoś bliskiego. Nawet pies.
Drżącą ręką ostrożnie pogłaskała go po głowie. Ser-
ce omal nie wyskoczyło jej z piersi, kiedy zwierzę unio-
sło łeb i jednym liznięciem zmoczyło całą jej rękę. Naj-
bardziej zdziwiło ją, że pies wcale nie próbował jej
ugryzć. Spokojnie leżał u jej stóp. Tylko ogon, jak gruba [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • showthemusic.xlx.pl
  • © 2009 Silni rządzą, słabych rzuca się na pożarcie, ci pośredni gdzieś tam przemykają niezauważeni jak pierd-cichacz. - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates