[ Pobierz całość w formacie PDF ]
żeby zapomnieć o cierpieniu. To ona nosiła jego dziecko i wydała je na świat. To dzięki
niej zyskał syna, który mógł nosić nazwisko Cavelli. Ta świadomość dawała mu poczu-
cie władzy.
I coś więcej. Krew przodków wrzała w jego żyłach, nakłaniając go do przełamania
jej oporu i zmuszenia do złożenia broni. Teraz była jego żoną, więc musiała dołożyć
wszelkich starań, żeby zapewnić Danielowi siostrę albo brata. Wtedy jego chłopiec nigdy
nie będzie taki samotny jak on.
R
L
T
Przed przeprowadzką do pałacu, gdzie mógł obdarzyć miłością Gaetana, nie miał
nikogo. Matka wykorzystywała go jako kartę przetargową w negocjacjach z królową. Z
kolei królowa próbowała rozdzielić chłopców. Na szczęście Gaetano hołubił Nica równie
mocno jak on jego. Byli praktycznie nierozłączni do czasu, gdy dorośli i każdy z nich
wybrał inną drogę.
- Basta - mruknął Nico pod nosem, obracając Lily w ramionach.
Zamknął jej delikatnie rozchylone usta namiętnym pocałunkiem. Pragnął odnalezć
spokój w jej ramionach.
Całkiem ją zaskoczył, chociaż podświadomie wyczuwała jego intencje. Lily
odchyliła głowę do tyłu, rozchylając wargi, zanim zdążyła się zastanowić. Część niej
wiedziała, że musi stawić mu opór, ale wcale tego nie chciała. Pragnęła stracić dla niego
serce i jeszcze raz poczuć to wszystko co dawniej. Od tamtego czasu nie była z żadnym
mężczyzną. Nie miała na to ochoty.
Pomimo niezadowolenia z okoliczności, w jakich zostali mężem i żoną, pragnęła
jego bliskości. Po tym jak opowiedział jej o swoim dzieciństwie, targały nią sprzeczne
emocje. Czy zrobił to umyślnie, żeby wzbudzić jej współczucie?
Nie znała odpowiedzi na to pytanie, ale tak naprawdę nie miało to dla niej
znaczenia. Gdy trzymał ją mocno, a jego język dotykał jej języka, nie liczyło się nic
innego. Nico smakował jak brandy, słodko i ostro jednocześnie.
Lily zadrżała mimowolnie, gdy przyciągnął ją do siebie. Ich ciała zapłonęły
wspólnym ogniem. Dobrze pamiętała ten żar.
A mimo to wiedziała, że powinna go odepchnąć. Ale czy tego chciała?
- Lily - szepnął ochryple, nim jego usta ponownie dotknęły jej skóry, a ona
zrozumiała, że przegrała tę bitwę.
Kiedy zarzuciła mu ręce na szyję, Nico wiedział, że wygrał. Mógł ją zabrać prosto
do łóżka, gdzie było jej miejsce. Mimo to nie dawało mu spokoju poczucie, że coś jest
nie w porządku. Gdy tylko zrozumiał co, dotarło do niego, że nie może jej zniewolić w
ten sposób.
Historia jego życia w Palazzo Cavelli była wystarczająco zagmatwana i bolesna,
żeby komplikować ją jeszcze bardziej. A farsa, w której uczestniczył podczas kolacji,
R
L
T
tylko zaogniła jego rany. Nie chciał posiąść swojej młodej żony w gniewie, a tak właśnie
mogło się stać, jeśli nie położy temu kresu.
Pospiesznie odsunął ją od siebie i spojrzał prosto w jej zielone oczy, z których
wyzierało bezbrzeżne zdumienie. Jej różowe usta połyskiwały, a piersi unosiły się i
opadały szybko. Delikatnie wyswobodził się z jej objęć.
- Powinnaś iść spać, cara.
Lily objęła się, tak jak to miała w zwyczaju, kiedy coś wyprowadzało ją z
równowagi. Wyglądała krucho i bezbronnie. Nico przeczesał włosy palcami. Był taki
pobudzony, że z trudem opierał się pokusie. Wiedział, że w tej sytuacji pomoże mu tylko
długi, lodowaty prysznic.
- Ja...
Urwała w pół zdania.
- Si?
Wskazała brylantowy naszyjnik.
- Miałeś go zdjąć, a sama sobie nie poradzę.
- Oczywiście - odparł, po czym błyskawicznie rozprawił się z zapięciem i odsunął
się od niej.
Lily złapała naszyjnik, nim upadł na ziemię.
- Gdzie mam odłożyć biżuterię?
- Jest twoja. Zrób z nią, co zechcesz. Wepchnij pod materac w swoim pokoju albo
zamknij w szufladzie toaletki. Mnie jest to obojętne.
Przytrzymała lśniącą ozdobę przy piersi.
- Mam nadzieję, że nie gratulujesz sobie tego, co tu się właśnie wydarzyło - rzuciła
rozpalona.
Zaśmiał się gorzko.
- Uwierz mi, że nie, cara.
- Nie dam się więcej tak zaskoczyć. Następnym razem będę gotowa.
Nico jedno musiał jej przyznać: nawet w chwilach słabości i zwątpienia parła do
przodu, jakby dobrze wiedziała, dokąd zmierza.
- Mam nadzieję, bellissima. Dzięki temu gra stanie się znacznie zabawniejsza.
R
L
T
Lily uderzyła pięścią poduszkę, po czym przewróciła się na bok. Położyła się do
łóżka ponad dwie godziny temu, po tym jak skończyła artykuł i wysłała go do redakcji.
Jednak sen nie przychodził. Nie mogła zdecydować, co było bardziej upokarzające:
kolacja, podczas której ją ignorowano, czy to, jak omal nie zdarła z siebie ubrań i nie
wykrzyczała Nicowi, żeby się z nią kochał.
Wiedziała, dlaczego ją pocałował. Ulitował się nad nią po tym, jak potraktowała ją
królewska para - a może, gdy odwróciła się do niego plecami, wyobraził sobie, że ma
przed sobą Antonellę i to ją zamierzał pocałować, rozebrać i posiąść?
Lily stłumiła jęk. Dlaczego aż tak się poniżyła? Przypomniała sobie, jak do niego
przylgnęła. Była gotowa spełnić każde jego życzenie. Zachowała się żałośnie.
Ale żaden inny mężczyzna nie całował jej tak jak Nico. To prawda, że przez ostatni
rok nie zrobiła wiele, żeby się z kimś związać, ale nie znalazła właściwego kandydata.
Poza tym była zajęta wychowywaniem Danny'ego i pracą. Nie miała czasu na randki.
A teraz tego żałowała. Może gdyby matka Lily związała się z innym mężczyzną,
nie byłaby taka uległa za każdym razem, kiedy ojciec wracał do miasta i szukał miejsca
do spania. Samotną kobietę łatwo omotać, zwłaszcza takiemu doświadczonemu
casanowie jak Nico. Lily obiecała sobie, że nigdy więcej nie pozwoli mu wykorzystać
swojej słabości.
Następny dzień nie zaczął się najlepiej. Lily obudziła się całkiem sama, po czym
spanikowana pobiegła do salonu. Zupełnie zapomniała o niani. Wiedziała tylko jedno: jej
dziecko zniknęło. Czy to możliwe, żeby Danny wydostał się z łóżeczka o własnych
siłach? A jeśli tak, dokąd mógł się udać?
W chwili, kiedy oszalała z rozpaczy przetrząsała każdy kąt, znalazł ją Nico.
- Tu go nie znajdziesz, cara.
Lily omal nie wybuchła płaczem.
- Gdzie on jest? Co z nim zrobiłeś?
Twarz Nico stężała.
- Nie porwałem go, Liliano. Nic mu nie jest.
- Chcę go zobaczyć.
R
L
T
- Nie możesz. - Zerknął na zegarek, po czym spiorunował ją wzrokiem. - Wyjeż-
dżamy na kilka dni do mojego prywatnego palazzo. Wysłałem tam już Giselę z Danie-
lem. Spotkamy się z nimi na miejscu. A teraz się ubierz.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
© 2009 Silni rządzą, słabych rzuca się na pożarcie, ci pośredni gdzieś tam przemykają niezauważeni jak pierd-cichacz. - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates