[ Pobierz całość w formacie PDF ]
nawet do Białegostoku. Florian podziękował jednak za uprzejmość, nie chcąc niepokoić ojca
kolegi, mającego czekać w Zabłudowie.
- W mieście zapraszam na kufelek - porozumiewawczo przymrużył oko. - Chyba pan
nie odmówi?
Staś zawahał się, ale po chwili wyraził zgodę. Był dumny, że starszy kolega uważa go
za dorosłego i godnego zaproszenia na poczęstunek. Na chwilę zapomniał, że wybierał się do
Ryboł, a potem wyjazd tam przełożył na następny tydzień.
Dojeżdżali już prawie do pierwszych zabudowań Zabłudowa, gdy w perspektywie
drogi zamajaczyły nagle charakterystyczne sylwetki, by po chwili przekształcić się w kilku
kozaków.
Na widok patrolu postawa Floriana zmieniła się. Przestał się uśmiechać, jego twarz
spoważniała.
- O! - mruknął. - A ci skąd się tu wzięli...
Staś też był zaskoczony widokiem żołnierzy na polnej drodze. Jechali stępa na wprost
sań, piki przy ich siodłach kołysały się miarowo.
- Jeżdżą tylko i węszą - burknął Florian nieprzyjaznie.
Jego ręce dość niespokojnie obracały woreczek. Kalinowski domyślił się, że nowy
kolega prawdopodobnie przenosi coś podejrzanego i rzucił przez zęby:
- Pod słomę. Może nie będą szukać.
Florian zastosował się do rady, ale miał wątpliwości.
- Dziękuję za pomoc, kolego. Gdyby jednak chcieli przeszukać sanie, to biorę
wszystko na siebie. Niech pan aby nie struga bohatera.
Zaimponował Stasiowi śmiałością i pewnością siebie. Nie mieli już czasu cokolwiek
mówić, ponieważ patrol podjechał blisko, zwolnił i uważnie przyglądał się pasażerom sań.
Kozacy mieli na sobie krótkie kapoty i czapki obszyte baranim futrem, piki na długich
trzonkach trzymali na sztorc. Dowodził wąsaty, starszy i siwy człowiek. Nie miał pagonów
na palcie, a tylko jakieś naszywki na rękach i domyślili się w nim podoficera.
Stanęli na środku drogi i w milczeniu lustrowali młodych ludzi na saniach. Staś czuł,
jak drżą mu ręce trzymające lejce.
Przejechali.
Kalinowski miał ochotę się obejrzeć, ale z całych sił walczył, by tego nie zrobić.
Wydawało mu się, że kozacy namyślili się i jadą za nimi, aby jednak sprawdzić, czy nie
ukrywają w słomie czegoś nielegalnego. Nastawił uszy, nasłuchując końskich kroków i
dopiero po dłuższej chwili odetchnął z ulgą.
-Uff!
Sawicki uśmiechnął się i mrugnął zawadiacko.
- Mało brakowało - oświadczył swobodnie.
Wygrzebał spod słomy swój worek i poklepał go z zadowoleniem. Staś nie patrzył na
Floriana, gdy odważył się zapytać, co jest w worku. Nowy znajomy odchylił brzeg płótna.
- Przecież nikomu nie powiesz... - zauważył raczej niż zapytał.
Staś spojrzał i serce w nim zamarło, gdy zobaczył dwa rewolwery, czarne,
oksydowane, z rękojeściami wyłożonymi masą perłową. Wyglądały na używane. Serce mu
waliło, miał ochotę zadać wiele pytań, ale się nie odezwał.
- Nie bój się - uspokajająco odezwał się Sawicki zawiązując worek. - To nie są
narzędzia bandytów. Czasy dziś takie, że nie tylko bandyci zmuszeni są używać podobnych
instrumentów.
Nie ujawnił, kto jest właścicielem broni i pozwolił Stasiowi domyślić się
przeznaczenia rewolwerów.
- Cicho sza! - mruknął tylko. - Im mniej wiesz, tym dłużej żyjesz.
Staś Kalinowski, pełen podziwu dla odwagi i nonszalancji Floriana, skinął głową na
znak obietnicy milczenia.
Do rynku w Zabłudowie dojechali bez przeszkód, rozmawiając o różnych sprawach.
Florian był oczytany, imponował koledze wiedzą o świecie.
- Wszystko niedługo się zmieni - zapowiadał tajemniczo. - Czas najwyższy na
zmiany. Stary świat dożywa swoich dni. Po nim nastanie świat nowy, lepszy...
- Lepszy? - spytał Kalinowski. - Dla kogo?
- Dla świata - Sawicki zatoczył ręką szeroki łuk.
- Dla wszystkich, zwłaszcza zaś dla tych, co żyją z pracy rąk. Gorszy będzie dla
burżujów i nierobów, co wyzyskują całe ludy i narody.
Zerknął na nowego znajomego i zapytał z nagłym niepokojem:
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
© 2009 Silni rządzą, słabych rzuca się na pożarcie, ci pośredni gdzieś tam przemykają niezauważeni jak pierd-cichacz. - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates