[ Pobierz całość w formacie PDF ]
podaj kawę i ukrój trochę ciasta, dobrze?!
- Si, señor Bob - odparÅ‚a Å‚agodnie Teresa, odchodzÄ…c poÅ›piesznie w gÅ‚Ä…b domu.
- To prawdziwy skarb - powiedział z uśmiechem Bob. Potem jego twarz zachmurzyła
się, kiedy spojrzał na swoją zaniedbaną \onę. - Ona tak nie uwa\a. Nie docenia tego
wszystkiego, co robi Teresa, \eby oszczędzić jej pracy.
- Z pewnością przesadzasz, Bob - przerwała mu Kirry. - Czy moglibyśmy wejść do
środka? Jest mi zimno.
- Wcią\ jest jeszcze lato - mruknął Lang. - Jak to mo\liwe, \e zmarzłaś?
- Masz gorączkę? - Connie dotknęła czoła Kirry.
- Chyba nie. Kiedy byłam w cią\y z Mikeyem...
- Nie ma takiej mo\liwości, \eby Kirry była w cią\y - uciął krótko Lang.
- Och, oczywiście, wiem o tym - usprawiedliwiła się Connie. - Nie miałam nic złego
na myśli.
Lang zaczerwienił się, lecz jego rumieniec zauwa\yła jedynie Kirry. Byli ostro\ni i
zdarzyło się to tylko jeden raz. Nie mogła zajść w cią\ę. Jednak wszelkie środki czasami
zawodziły... Nie, nie wolno jej nawet o tym myśleć.
- To Teresa. - Bob przedstawił im młodą Meksykankę. Jego oczy błyszczały radośnie,
kiedy patrzył na nią.
- Ninita, éste es mi hermano, Lang.
- Mucho gusto enconocerlo, señor - powiedziaÅ‚a Teresa z uÅ›miechem. MiaÅ‚a
wspaniałą figurę i du\e piwne oczy w oprawie czarnych rzęs. Była naprawdę piękna. Connie
rzeczywiście miała powody do zazdrości!
- Y mi - odparÅ‚ Lang. - Se alegro de trabajar aqui, señorita? - dodaÅ‚.
- Oh, si - mówiÅ‚a bez entuzjazmu. W jej oczach dostrzegÅ‚ niepokój. - Éste familia es
muy simpático, especialamente el ninito.
Dziewczyna lubiła Mikeya. Nie wspomniała nic o Connie, która spoglądała gniewnie
na ka\dego, kto mówił po hiszpańsku, poniewa\ sama nie znała tego języka.
- Mówcie po angielsku - za\ądała.
- Teresa uczy się. To wymaga czasu - odparł ostro Bob. - Przestań być tak
nieprzyjemna!
Connie oparła ręce na biodrach, patrząc ze złością na mę\a.
- Nie przestanę. Wyobra\asz sobie, \e zakochałeś się w niej, prawda?
Bob zaczerwienił się.
- Na Boga, czy mogłabyś...!
- Przyznaj się, ty tchórzu! - krzyczała Connie. - No, przyznaj się!
- To słodkie, urocze stworzenie, które lubi dzieci, pracę w domu i mę\czyzn! -
oświadczył wreszcie. - Jak sądzisz, co mogę czuć wobec niej, kiedy moja \ona wcią\ wygląda
jak puszka ze smarem i nigdy nie ma czasu dla mÄ™\a i syna?
Connie otworzyła usta, a potem odwróciła się i bez słowa pobiegła do sypialni. Zza
zatrzaśniętych drzwi dobiegało jej głośne łkanie.
- Obawiam się, \e wybraliśmy zły dzień na zło\enie wam wizyty - zaczął Lang.
- Nie ma dobrych dni - mruknął Bob. Zauwa\ył łzy w oczach Teresy i objął
dziewczynÄ™ ramieniem.
- No sea triste, amada - powiedział łagodnie. - Todo es bien.
- Nie wszystko jest w porządku - stwierdził ponuro Lang. - I powinna być smutna,
poniewa\, według mnie, ta dziewczyna właśnie rozbija wasze mał\eństwo. Jesteś \onaty,
Bob. Czy\byś o tym zapomniał? To twoja \ona potrzebuje pocieszenia, nie gosposia.
W oczach Boba zabłysnął gniew. Cofnął ramię, którym obejmował dotąd Teresę.
- Nie musisz mnie pouczać, jak mam postępować z własną \oną!
- Nie? - Lang patrzył teraz na Connie, która wyszła właśnie z sypialni, niosąc cię\ką
walizkę. Drugą ręką ciągnęła za sobą Mikeya.
- Dokąd idziemy, mamo? - zapytał zdezorientowany chłopiec.
- Do mojej siostry! - obwieściła Connie. Spojrzała na Boba. - Kiedy się opamiętasz,
jeśli do tego w ogóle dojdzie, znajdziesz mnie u Louise.
- A co z twoim warsztatem? - zapytał.
- Wywieś kartkę z napisem zamknięte . Tyle będziesz chyba mógł dla mnie zrobić? -
spytała słodko. - Todd Steele na pewno zatrudni mnie w swoim gara\u.
- Nie będziesz pracowała dla dawnego wielbiciela, który dopiero co uzyskał rozwód! -
oburzył się Bob.
- Dlaczego nie? Ja równie\ zamierzam się rozwieść.
- Connie! - wrzasnÄ…Å‚ Bob.
- Mamo, dlaczego krzyczysz na tatusia? - zapytał zaspany Mikey, który nic nie
rozumiał z tego, co działo się wokół niego.
- Poniewa\ on jest głuchy - odparła Connie, patrząc ze złością na mę\a. - Nie rozumie,
co chcę mu powiedzieć, jak na przykład: Zwolnij ją !
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
© 2009 Silni rzÄ…dzÄ…, sÅ‚abych rzuca siÄ™ na pożarcie, ci poÅ›redni gdzieÅ› tam przemykajÄ… niezauważeni jak pierd-cichacz. - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates