[ Pobierz całość w formacie PDF ]
grupy często żartowali, że ten, kto nadał wąskiemu przejściu taką nazwę, nie miał
najmniejszego pojęcia, co ten termin oznacza, bo od wielu wieków nikt nie widział na
Coruscant ani płatka śniegu. Den podejrzewał, że nazwy ulic, błyszczące na ulicznych
tablicach nad niektórymi skrzyżowaniami, są w rzeczywistości niecenzuralnymi zwrotami w
shistavaneńskim albo w jakimś innym dialekcie innej planety. Ilekroć rozmawiające w basicu
osoby wymieniały te nazwy w obecności obcych istot, wywoływały salwy śmiechu.
Jax szedł powoli, wyciągając wici Mocy w kierunku wznoszących się w niebo murów
rezydencyjnych bloków, w których mieszkały setki tysięcy lokatorów. Zbiorowiska
ozdobnych conapt po obu stronach uliczki kończyły się ślepym zaułkiem, znanym jako Dom
Polody. Jeszcze nie całkiem straciły resztki pierwotnej elegancji, chociaż ich błyszczące
niegdyś ściany były pokryte warstwą brudu i sadzy. Mimo to okolica miała opinię szacownej,
co Jax postanowił wykorzystać. Większość ukrywających się przed agendami Imperium osób
kierowała się ku najniższym poziomom miasta i spędzała czas w obskurnych, mrocznych
spelunkach. Kiedy więc imperialne siły zbrojne szukały przestępców, w pierwszej kolejności
zapuszczały się właśnie tam. Rzadko zaglądały w elegantsze miejsca wokół Domu Polody,
które były zazwyczaj siedliskiem artystów i dygnitarzy.
Tak było do tej pory, pomyślał młody Jedi. Rhinann powiedział mu o mrocznym typie,
który węszył niedawno zaledwie poziom czy dwa niżej. Był to młody mężczyzna, Probus
Tesla, bardzo biegły we władaniu Mocą.
Krótko mówiąc, był to Inkwizytor.
Jax odruchowo napiął mięśnie i zaczął się zastanawiać nad kaprysami losu. Gdyby Tuden
Sal spełnił obietnicę, którą złożył ojcu Jaksa, on i Tesla mogli być w tej chwili kolegami, a
może nawet przyjaciółmi. W tej sytuacji jednak Pavana czekał pojedynek z mężczyzną,
którego nawet nie znał.
Jedi zaczął przechadzać się po ulicy bez celu, rozmyślając o propozycji Sala i reakcji na
nią członków jego grupy. Den, Rhinann i Dejah stanowczo się sprzeciwili, co było całkiem
zrozumiałe. Po prostu się bali. Było równie oczywiste, że I-Pięć, który nie znał strachu,
zastanawiał się nad możliwością zabicia Palpatine a.
Jax wyczuwał jednak niemal namacalny niepokój Dejah. Męczyło go wspomnienie tamtej
rozmowy. Niepokój Dejah mógł oczywiście wynikać z faktu, że jej partner, rzezbiarz światła,
Ves Volette, został zabity przez udomowionego androida. Tamten automat, chociaż należał
do rodziny jednego z najbardziej lojalnych klientów Volette a, nie wiadomo dlaczego doszedł
do wniosku, że musi zamordować rzezbiarza, aby bronić interesów swojej właścicielki.
To mogłoby tłumaczyć, dlaczego Dejah boi się androidów, ale w przypadku osoby tej
rasy ta teoria wydawała się nieprawdziwa. Purpurowoskórzy Zeltronowie byli pogodnymi z
natury istotami człekokształtnymi, a dzięki połączeniu wyjątkowej urody, empatii i
wydzielania specyficznych feromonów mogli się wydawać powierzchowni. Dejah jednak nie
była powierzchowna. Rozpaczała po śmierci partnera i pozostała na Coruscant tylko z
poczucia lojalności, ponieważ Jax rozwiązał zagadkę morderstwa Volette a. Jax doszedł do
wniosku, że to dzięki lojalności sprzeciwiała się tak energicznie planom Tudena Sala. I nie
chodziło tu o irracjonalny strach, że I-Pięć ma krwiożercze instynkty. Przez ten czas, jaki
spędziła w przestronnej conapcie z innymi towarzyszami młodego Jedi, nigdy nie okazała, że
się boi androida.
Jax uświadomił sobie, że mu to pochlebia. To miło, że Dejah tak się do niego
przywiązała... że przez to nie wróciła, jak planowała, na swoją ojczystą planetę. Młody Jedi
zaraz jednak skarcił się w duchu. Nie musiał posługiwać się Mocą, żeby się oprzeć mieszance
feromonów i teleempatycznym subtelnościom Zeltronki, ale to prawda, że od czasu do czasu,
patrząc na nią, miewał niezdrowe, sztubackie myśli. Odkąd Dejah go błagała, aby z obawy
przed krążącym w okolicy Inkwizytorem na razie nie wychodził z conapty, te myśli tylko
przybrały na sile.
Przypomniał sobie, jak wyglądało ich niedawne rozstanie obok drzwi ich apartamentu.
Dejah patrzyła na niego, purpurowe wargi miała rozchylone, w oczach zaś wyrazny niepokój.
Jej ręce trzepotały nerwowo jak dwa spłoszone ptaki. Jax wyczuwał, że Zeltronka chce go
objąć, ale jakimś cudem oparł się tej pokusie. A przecież gdyby się nachylił i ją pocałował,
byłaby to zupełnie naturalna reakcja. Przynajmniej tak by postąpił bohater romantycznego
holowideogramu.
Młody Jedi zachichotał i pokręcił głową. Muszę uważać, pomyślał. Wiedział, że
zdyscyplinowanie typowe dla Jedi i niezwykła powściągliwość denerwują zeltrońską
empatkę. Dejah byłaby zachwycona, gdyby się dowiedziała, jak bardzo mu się podoba. Nie
mógł być obojętny na jej siłę przyciągania... przy niej czuł świerzbienie skóry, mocne bicie
serca i przyspieszony puls ale co z tego, skoro był Jedi. Wystarczyło dotknąć Mocy, żeby
zniwelować starania Zeltronki.
Rozejrzał się i zauważył, że znalazł się na rozwidleniu dróg: w prawo, w lewo, w górę, w
dół. Dokąd się udać? Wybrał na chybił trafił i wszedł do rury biegnącej w dół. Opadając nią
powoli, trochę wbrew sobie zaczął rozmyślać o Laranth Tarak.
Twi lekańska Jedi opuściła ich grupę przed kilkoma miesiącami i chociaż Jax nie
pierwszy raz o niej myślał, nigdy przedtem Laranth nie wtargnęła do jego umysłu z taką siłą.
Nie widział jej od dnia, kiedy opuściła jego grupę, żeby poświęcić się bez reszty działalności
dla ruchu oporu Whiplash i dla jego przywódcy, Thi Xona Yimmona, charyzmatycznego
Cereanina, który zdaniem jego współpracowników potrafił walczyć jak dobrze
wyszkolony żołnierz, a mądry był jak mistrz Jedi.
To dziwne, pomyślał Jax, że nigdy wcześniej nie przyszło mu do głowy zastanawiać się,
dlaczego Laranth Tarak opuściła ich grupę. Przypominał sobie wprawdzie, że w jakiejś
sprawie wyprowadził ją z równowagi już nawet nie pamiętał, o co chodziło a kiedy
odwiedził ją w ośrodku medycznym po pojedynku z łowczynią nagród, Aurrą Sing,
zastanawiał się, czy przypadkiem ich związek nie zmierza w kierunku...
Zreflektował się i przypomniał sobie tamten dzień. Obandażowana i blada Laranth leżała
na medycznym łóżku, a z różnych miejsc jej ciała wychodziły rurki. On zaś stał obok niej,
pełny kłębiących się emocji...
Czy wtedy Laranth odczytała stan jego umysłu i zaczęła się obawiać, że Jax za bardzo się
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
© 2009 Silni rządzą, słabych rzuca się na pożarcie, ci pośredni gdzieś tam przemykają niezauważeni jak pierd-cichacz. - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates