[ Pobierz całość w formacie PDF ]
-69-
go magiczna pajęczyna do tej pory nie okutała go swoim czarnym kokonem, barbarzyńca nie
wiedział i nie miał czasu, \eby się nad tym zastanawiać.
Gdy tylko uświadomił sobie, \e ma szansę, znikomą, ale jednak szansę uratowania się,
Cymmerianin pospiesznie się rozejrzał. Jedyny sposób, \eby wydostać się z areny, otoczonej
wysokim, zbudowanym z nie ociosanych kamiennych bloków murem, to przejść przez
zakratowane wejścia, skąd wyrzuca się na piasek gladiatorów. Ale kraty są opuszczone, a za nimi
stoją uzbrojeni stra\nicy!
Conan zało\ył zdobyczny hełm na głowę i błyskawicznie rzucił się w stronę najbli\szego muru.
Szczeliny pomiędzy blokami były niemal niewidoczne, ale nie miał innego wyjścia. W biegu
wsadzając miecz za pas, Cymmerianin wymacał palcami szczelinę i zaczął się wspinać. Po
trybunach przetoczyła się fala przera\onych okrzyków i, depcząc się wzajemnie, widzowie rzucili
się do ucieczki.
- Panie - powiedział szybko Aj -Berek - trzeba koniecznie natychmiast zatrzymać tego człowieka.
Nie mamy czasu na długie dyskusje, musisz mi zaufać. Duszą i ciałem słu\ę ci ju\ osiem lat i
jeszcze nigdy nie dałem ci powodu do zwątpienia w moją wierność. Spełnij więc moją prośbę:
natychmiast zabij tego niewolnika. Zakop go, zastrzel, spal, zaduś... Zrób, co zechcesz, ale nie
pozwól mu wydostać się poza arenę.
Jeszcze nigdy satrapa nie słyszał od zazwyczaj tak obowiązkowego, milczącego i posłusznego
maga takich kategorycznych twierdzeń. .. Jednak\e Haszyd nigdy nie zostałby władcą miasta i nie
utrzymałby się na tym stanowisku tak długo, gdyby nie umiał słuchać innych - nawet jeśli ci inni w
swoich prośbach przejawiali krzyczącą nachalność.
Władczym gestem przywołał sługę i wydał mu kilka krótkich poleceń. Sługa pospieszył je
wypełnić.
- No? - satrapa odwrócił się do Aj-Bereka. - Mo\e teraz opowiesz mi, co się takiego stało i
dlaczego niewolnik nie jest do tej pory we władzy tak wychwalanego przez ciebie zaklęcia?
Conan wskoczył na mur otaczający arenę i się wyprostował.
Widzów opanowała panika. Trudno im się dziwić - niezwycię\ony gladiator, wściekły zwierz,
którego powołaniem było zabijanie sobie podobnych, wyrwał się na wolność i teraz jest obok nich,
porządnych obywateli Vagaranu! Publiczność oszalała ze strachu przed krwio\erczym dzikusem i
rzuciła się na łeb, na szyję do ucieczki. W przejściach powstały zatory, ludzie upadali na schody,
biegnący
-70-
z tyłu przebiegali po nich, tłum napierał; krzyki przera\enia zlewały się z jękami pogrzebanych pod
nogami, ratujących się ucieczką widzów.
Conan zwracał uwagę na ten ludzki kołowrót tylko o tyle, o ile pojawił się on na jego drodze.
Droga do wyjścia - oto, co interesowało barbarzyńcę. Ale niedawni widzowie tak popularnego
widowiska w jednej chwili zamienili się w stado bezbronnych owiec, obłąkanych ze strachu przed
bliskością wilczego stada. Wszystkie wyjścia zostały zapchane ludzkimi ciałami i Conan nie mógł
ju\ wydostać się tą drogą.
Na wszelki wypadek - a nu\ się uda? - Conan podniósł nad głową miecz, zaryczał i rzucił się w
największy tłum.
Liczył na to, \e widzowie j eszcze bardziej przestraszą się dzikusa, rzucą do ucieczki i w ten
sposób otworzą mu drogę do wyjścia z trybun.
Niestety, przeliczył się: to, co zrobił wywołało tylko nowy pa-roksyzm strachu. Ci, którzy
znajdowali się w pobli\u barbarzyńcy, próbowali jak najszybciej zniknąć w tłumie, ale potykając
się i padając, zdołali co najwy\ej oddalić się od dzikusa o dziesięć kroków - tak szczelna była
ściana widzów.
Wymachując mieczem i wykrzykując przekleństwa, Conanowi dosłownie po głowach widzów
udało się wspiąć zaledwie o osiem rzędów po trybunie. Potem kołyszące się ludzkie morze
przeobraziło się, szalejący \ywioł, w którym omal nie utonął.
Oczywiście, gdyby barbarzyńca puścił w ruch swój miecz, to prawdopodobnie w ciągu pięciu,
sześciu uderzeń serca zdołałby oczyścić sobie drogę do wyjścia... Ale Conan nie mógł, nie chciał i
nie umiał zabijać bezbronnych obywateli. I dlatego najbli\sze wyjście z trybun było dla niego
beznadziejnie zapchane ludzką masą.
Conan się obejrzał.
Kraty, dopiero co zamykające wejście na arenę, zostały podniesione i dziesięciu wojowników w
skórzanych zbrojach wybiegło na piasek, a z naprzeciwka, od strony wyjścia z trybun, miotając
przekleństwa pod adresem niezgrabnych, powolnych widzów, przez tłum przedzierało się pięciu
stra\ników. Decyzję trzeba było podjąć natychmiast.
I Conan zeskoczył z powrotem na piasek znienawidzonej areny.
Stojący najbli\ej Conana wojownik, zarzucił sieć, ale Cymme-rianin przyjął jąna ostrze
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
© 2009 Silni rządzą, słabych rzuca się na pożarcie, ci pośredni gdzieś tam przemykają niezauważeni jak pierd-cichacz. - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates