Broadrick Annette Pan młody_ jak sądzę 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

domyślasz, wcale nie jest mi to na rękę. Nie omieszkałem
zgłosić zastrzeżeń, ale trudno oczekiwać zrozumienia. Mają
niezły ubaw, że w czasie podróży poślubnej nie będę mieć
czasu dla żony. Za to mój ojciec będzie przekonany, że nic
nie robiÄ™, tylko siÄ™ obijam.
- Takie ma o tobie zdanie?
- Mniej więcej - uśmiechnął się Chris.
- Mam wrażenie, że lubisz robić rzeczy, których on nie
pochwala.
- Nie obchodzi mnie jego zdanie.
Kelner podał sałatki. Jedli w milczeniu.
- Czy mogłoby się zdarzyć - nieoczekiwanie zapytała
Maribeth - że dowody, jakie zdobÄ™dziesz, posÅ‚użą do oskar­
żenia twojego ojca?
- Maribeth, już ci powiedziałem, że nie mogę dyskutować
na te tematy ani z tobÄ…, ani z nikim innym. WykonujÄ™ swojÄ…
pracę i robię, co mi każą. Będzie, co ma być.
Dotknęła jego dłoni.
- Nie wmówisz mi, że jest ci wszystko jedno, jak ta cała
sprawa się zakończy. Przecież to twój ojciec i nie jest w tej
chwili ważne, jak układają się wasze stosunki. Może nie
chcesz mi tego powiedzieć, ale to musi być dla ciebie bardzo
trudna sytuacja.
Popatrzył na jej rękę, ujął ją i pocałował.
- Maribeth, nie przejmuj siÄ™ mnÄ…. Dam sobie radÄ™. Ta
sprawa toczy się już od wielu miesięcy. Pobraliśmy się, więc
cię wtajemniczyłem.
- Czy to dlatego rano powiedziałeś, że to nie był najlepszy
termin?
- Tak. Powinienem zaczekać, aż wszystko się wyjaśni.
Prawdę mówiąc, od dnia, w którym zatelefonował Bobby,
w ogóle nie myślałem o pracy, tylko martwiłem się o ciebie.
- Przepraszam. Gdybym wiedziała, to pewnie...
- Maribeth, bardzo siÄ™ cieszÄ™, że siÄ™ zgodziÅ‚aÅ› mnie poÅ›lu­
bić. Damy sobie radę, zobaczysz. Zresztą to nie potrwa długo.
Wydaje mi się, że zbliżamy się do zakończenia sprawy.
Przyniesiono zamówione potrawy. Nie powrócili do
wcześniejszej rozmowy, chociaż Maribeth nie mogła przestać
o niej myśleć. Czuła się tak, jakby zupełnie niespodziewanie
wkroczyła w inny świat. Jak to możliwe, że Chris okazał się
agentem? Nigdy by się tego nie spodziewała.
Jakie jeszcze niespodzianki sprawi jej nowo poślubiony
maż?
Kiedy w czwartek przybyli na lotnisko, Kenneth Cochran
już na nich czekał.
- Na Boga! - ZdjÄ…Å‚ okulary. - Dziewczyno, wspaniale
wyglądasz! Od razu widać, że małżeństwo ci służy.
- Dziękuję - odrzekła, w skrytości ducha ciesząc się
z wywartego na teściu wrażenia, choć już nieco przywykła do
poruszenia, jakie wywoływała swoim wyglądem.
Chris gdzieś zniknął. Obaj mężczyzni nie kwapili się do
powitania.
- Chyba mogę sobie darować pytanie, jak minął wam
pobyt w Atlancie - powiedział Kenneth. - Wystarczy tylko
na ciebie spojrzeć, by znać odpowiedz.
Maribeth ukradkiem zerknęła na Chrisa.
- Było bardzo przyjemnie - odrzekła.
Na pokładzie Kenneth wskazał jej miejsce i sam usiadł
obok. Chris zniknął w kabinie pilota. Teść wziął ją za rękę
i uścisnął lekko.
- Cieszę się, że jesteście zadowoleni - uśmiechnął się.
- Chciałbym, żebyście byli ze sobą szczęśliwi. Hotel był
dobry?
- Dostaliśmy wspaniały apartament. Dziękuję za starania
i hojność.
Poklepał ją po ręce.
- Kochanie, to dopiero początek. Widzę, że przyjemnie cię
będzie rozpieszczać. Nigdy nie myślałem, że kiedykolwiek
mógłbym pozazdrościć czegoś własnemu synowi, ale coś mi
się widzi, iż może się tak stać.
Wiedziała, że to były tylko niewinne żarty, ale na wszelki
wypadek pośpiesznie odsunęła się od niego, udając, że zapina
pasy.
- Znasz Miami?
- Nie. Jak pan sÅ‚usznie zauważyÅ‚ na poczÄ…tku, jestem zwy­
czajnÄ… dziewczynÄ… z prowincji.
- Niepotrzebnie wzięłaś to sobie do serca. Droczyłem się
tylko z Chrisem. Zawsze był taki skryty i nigdy nie puścił
pary z ust. Razem z Bambi wychodzimy ze skóry, żeby cza­
sem zwabić go do nas. WÅ‚aÅ›ciwie zmuszam go do przycho­
dzenia na przyjęcia, które wydajemy. Nie mamy pojęcia o je-
go prywatnych sprawach, nie wiemy, co robi, z kim siÄ™
przyjazni.
- Bambi?
Kenneth uśmiechnął się czarująco.
- To moja żona. Cudowna osoba. Jestem pewien, że przy­
padnie ci do gustu. Ma charakter i poczucie humoru. I uwiel-'
bia się bawić. Teraz, kiedy stałaś się członkiem naszej rodziny,
może i Chris okaże się bardziej towarzyski.
Maribeth cieszyła się, że lot miał być krótki. Od razu po
starcie poszła do łazienki. Kiedy wróciła, Kenneth siedział
przy rozłożonych na stole papierach. Był pochłonięty pracą.
Obiecał, że zaraz do niej dołączy, ale nim skończył, zniżyli
siÄ™ do lÄ…dowania.
Odetchnęła z ulgÄ… na widok wychodzÄ…cego z kabiny Chri­
sa. Z trudem się powstrzymała, by nie rzucić mu się na szyję.
' - Kiedy chcesz wracać do Dallas? - zwrócił się do ojca,
gdy szli przez hangar.
- W sobotę koło południa. Chętnie zostałbym dłużej, ale
Bambi wydaje przyjęcie. Przy okazji: jesteście zaproszeni.
Mam nadzieję, że przyjdziecie. Bambi nie może się doczekać
poznania Maribeth.
Chris pominÄ…Å‚ zaproszenie milczeniem.
- W takim razie spotkamy siÄ™ w sobotÄ™ o pierwszej, zgo­
da? - powiedział, biorąc Maribeth za rękę i kierując się do
wyjścia. - Wezmiemy taksówkę, zainstalujemy się w hotelu
i możemy iść na plażę.
Przytuliła się do niego, rada, że znów są razem. Obecność
Kennetha peszyła ją i wprawiała w onieśmielenie, choć teść
starał się być czarujący. Cieszyła ją perspektywa kilku dni,
kiedy będzie mieć Chrisa tylko dla siebie.
Podczas tych paru dni w Atlancie rzadko go widywała, bo
znikał na długie godziny, ale za to noce mieli tylko dla siebie
i to im wystarczało.
Teraz spędzą ze sobą dwa dni w Miami - a Chris obiecał,
że przez ten czas nie odstąpi jej nawet na krok. Musząjak
najlepiej wykorzystać ten czas. Maribeth nie chciała jeszcze
myśleć o powrocie do Dallas. Wolała odwlec chwilę, kiedy ^
zobaczy dom, w którym przyjdzie jej mieszkać i przekonać
siÄ™, czy stanowiÄ… dobranÄ… parÄ™.
Ale na razie ich podróż poślubna jeszcze sienie skończyła,
więc po co wybiegać myślami w przyszłość.
- A gdzie twój ojciec ma zamiar siÄ™ zatrzymać? - zapyta­
ła, kiedy Chris podał taksówkarzowi nazwę hotelu.
- Ma tutaj mieszkanie.
- Byłeś tam kiedyś?
- Zdarzyło mi się kilka razy u niego przenocować, ale
wolę być niezależny. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • showthemusic.xlx.pl
  • © 2009 Silni rzÄ…dzÄ…, sÅ‚abych rzuca siÄ™ na pożarcie, ci poÅ›redni gdzieÅ› tam przemykajÄ… niezauważeni jak pierd-cichacz. - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates