[ Pobierz całość w formacie PDF ]
by była ostateczna porażka.
Ogarniała ją frustracja.
- Nie chcę tu być. Nie chcę być w sytuacji bez wyjścia. Chcę...
- Czego chcesz?
Ciebie, Rurik - pomyślała. I powrotu do naiwnego przekonania, że jeśli
uda jej się dostać w swoje ręce dowód, mogłaby pokonać Varinskich i pogodzić
się ze śmiercią rodziców.
Rurika i uczucia pocieszenia, które dał jej w pociągu. Rurika i niejasnego
poczucia, że był mężczyzną, którego mogła kochać.
Ale widziała, jak on zmienia się w drapieżnika... Na własne oczy
zobaczyła dowód na istnienie diabła i jego działanie.
Każde marzenie kiedyś pryska... i teraz Rurik to sprawił. Warknęła pod
nosem i zdjęła plecak, a wraz z nim ciężar ikony i rzuciła go pod ołtarz.
Podeszła do Rurika i pchnęła. Popchnęła go z całej siły.
Prawie tego nie odczuł.
Był niewzruszony: silny, wysoki i dobry. Wspaniale było go popychać,
więc znowu to zrobiła. I jeszcze raz.
A on, który stał tam jak ostoja rozsądku i spokoju, schwycił ją,
przyciągnął do siebie i pocałował.
To nie był taki pocałunek, jak w pociągu. Nie delikatne, powolne,
uwodzicielskie muskanie ustami o usta, ale gorący, szalony i niezaspokojony
pocałunek.
Zmiażdżył ustami jej wargi, otworzył je swoim językiem, nie pytając o
pozwolenie. Pragnęła tego. Przez kilka cennych chwil chciała, żeby ogień
pomiędzy nimi spalił bolesną rzeczywistość i dał jej zapomnienie.
Odpowiedziała mu takim samym ognistym pożądaniem, chwytając jego
głowę w dłonie, ssąc jego język i wywołując jego pomruk.
Położył dłonie na jej pośladkach i uniósł ją tak, że oplotła go nogami i
mogła poczuć nabrzmiałą męskość.
Przerwała pocałunek. Wygięła plecy, bo przepłynęła przez jej ciało
szybka, nieoczekiwana fala spełnienia.
Trzymał ją w ramionach, napierając na nią, przedłużając jej rozkosz, a
kiedy fala zaczęła opadać, odwrócił się, przycisnął ją do ołtarza i przez głowę
ściągnął koszulę.
Jedną ręką rozpiął biustonosz, a drugą pasek.
- Ty sukinsynu.
Myślał, że może ot tak po prostu rozebrać ją do naga i wykorzystać?
Nie, zanim sam się nie rozbierze.
Wyciągnęła jego pasek i rozpięła dżinsy tak gwałtownie, że wymamrotał:
- Ostrożnie!
Zciągnął jej spodnie do kostek.
Zdjęła buty, zrzuciła wszystko, po czym ruchem pełnym gracji zdjęła jego
spodenki i uklękła przed nim.
- Ostrożnie! - to brzmiało jak chrząknięcie. Nie musiała uważać.
Dobrze wiedziała, co robi.
Wzięła go w usta długim, powolnym ruchem. Poczuła koniuszek
delikatny jak rozgrzany aksamit, delektowała się pierwszą kroplą tryskającego
nasienia napełniającego ją jego smakiem.
Podczas ich wspólnych nocy to on jej dogadzał i zaspokajał. Teraz, w
końcu i nareszcie, to ona nad nim panowała.
Pieściła go powoli. Jego biodra drgały, jakby nie mógł stać spokojnie.
Zadrżał w jej ustach. Zaklął, mamrocząc długą wiązankę rozpaczliwych słów w
nieznanych językach.
Boże, zemsta jest słodka.
Musiał widzieć jej uśmiech. Albo go wyczuł, bo zdjął koszulę i dżinsy,
schylił się i podniósł ją. Położył ją na ołtarzu i przykrył swym ciałem. Kamień
pod jej plecami był szorstki i ciepły.
- Nie - powiedziała rozpaczliwie.
Zastygł w bezruchu. Jego ramiona drżały, oczy były rozżarzonymi
węglami, w głębi których płonął czerwony ogień.
- Nie?
Czy przestanie, kiedy mu każe? Prawdopodobnie. Chwyciła go za ręce.
- Złaz ze mnie.
Głęboko odetchnął i zacisnął zęby. Patrzył w dół wzgórza w kierunku
Varinskich, po czym spojrzał na nią.
- Kobieto, posuwasz się za daleko. Ale zrobił, co kazała. Zszedł z niej.
- Doskonale - Usiadła na nim okrakiem. Tu, ze szczytu ołtarza, mogła
podziwiać panoramę doliny, patrzeć w górę na odległy łańcuch górski, i przez
horyzont do wieczności. Byli tutaj, na szczycie świata, a ona górowała nad nim.
Wiatr był na tyle chłodny, by sprawić, że jej sutki stwardniały... a może to
jego spojrzenie ją podnieciło.
Kontury jego szerokiej klatki piersiowej i ramion lśniły w słońcu, a
światło przenikające przez ciemne włosy podkreślało zarys każdego mięśnia.
Jego tatuaż pysznił się na skórze jasnym, archaicznym wzorem.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
© 2009 Silni rządzą, słabych rzuca się na pożarcie, ci pośredni gdzieś tam przemykają niezauważeni jak pierd-cichacz. - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates