[ Pobierz całość w formacie PDF ]
niecierpliwiła. Straciła apetyt, co było nietypowe u kobie-
ty w odmiennym stanie. Magnus od razu spostrzegł, że
niechętnie patrzy na jedzenie.
Siedzieli w uroczej, błękitno-żółtej jadalni. W porów
naniu z pokojami w Hawking Park była znacznie wesel
sza i o wiele mniej przytłaczająca. Caroline trzymała się
prosto i patrzyła z niesmakiem na kawałek kurczaka.
- yle się czujesz? - zapytał Magnus.
Wzdrygnęła się na dzwięk jego głosu. Podniosła wzrok
i spojrzała w zielone oczy, a jej serce zabiło mocniej. Tak
bardzo za nim tęskniła. Tęskniła za jego miłym towarzy
stwem, za ich żartami i wybuchami namiętności. Od mie
siąca trzymał się od niej z daleka.
- Dzisiaj przyjeżdża moja matka. Zapewne po południu.
- Niechętnie mówiła o rodzinie, ponieważ to jej przypo
mniało, jak go oszukiwała przez wzgląd na zdrowie Jamesa.
- To przemiła wiadomość - odparł pogodnie. - Nie ro
zumiem, czemu masz takÄ… ponurÄ… minÄ™.
- Niecierpliwię się, to wszystko. - Wzięła do ust ka
wałek mięsa. Było smaczne, ale nie mogła go przełknąć.
Odłożyła widelec i westchnęła: - To bez sensu, ale bardzo
tęsknię za mamą i Jamesem.
Pokiwał głową, jakby dobrze ją rozumiał.
- Domyślam się, że troska o brata spędza ci sen z po
wiek. Czy jego zdrowie się poprawiło?
- Tak - wykrztusiła. Zaskoczył ją tym pytaniem. -
Matka pisała, że jest lepiej.
- Kiedy James zachorował? - spytał Magnus tonem
tak obojętnym, że wzbudziło to jej podejrzenia.
- Miał wtedy trzy lata.
- Podobno właściwy klimat bardzo służy chorym na
gruzlicÄ™.
Utkwił wzrok w talerz, jakby nie chciał ciągnąć tej roz
mowy. Zdziwiona, ukradkiem go obserwowała. Pogrążył
się w zadumie, więc bez przeszkód mogła się przyglądać.
Promienie słońca wpadające przez okna rzucały jasne re
fleksy na lśniące włosy. Marzyła, by wsunąć palce w cie
mną czuprynę, poczuć jej miękkość. Cierpiała męki na
myśl, że nie może pogłaskać gładko wygolonego poli
czka; zacisnęła dłonie. Azy żalu stanęły jej w oczach. Od
wróciła wzrok, bo w przeciwnym razie rozpłakałaby się
w obecności Magnusa.
Na progu stanÄ…Å‚ kamerdyner Gregory.
- Pani hrabino, przyszła pani Wembly - zaanonsował.
Caroline poderwała się tak szybko, że przewróciła krzesło.
Zerknęła na męża i ujrzała na jego twarzy zagadkowy
uśmieszek. Zachęcająco skinął głową, jakby pozwalał jej
odejść.
Gregory wprowadził już Audrae do żółtego salonu. Ca-
roline wbiegła do środka i natychmiast rzuciła się w mat
czyne ramiona.
- Dobry Boże! - Audrae uśmiechnęła się i westchnęła
jednocześnie. - Co za widok! W tej sukni wyglądasz jak
prawdziwa hrabina. - Odsunęła ukochaną córkę na dłu
gość ramion i spojrzała na nią roziskrzonym wzrokiem. -
Jesteś prześliczna. Małżeństwo ci służy.
Caroline gardło miała ściśnięte, ale przytaknęła skwa-
pliwie. Pózniej będzie czas na zwierzenia.
- Mamo, ty również znakomicie się prezentujesz. Jaka
piękna suknia.
- Inna niż kreacje pani Dungeness. Uszyła mi ją pewna
szwajcarska krawcowa. Dostałam posadę. Jestem zatru-
dniona w sanatorium jako opiekunka i dama do towarzy-
stwa. Czytam wiekowym pacjentkom i trochÄ™ siÄ™ nimi zaj
muję. To miła praca. Nie lubię bezczynności.
- Usiądzmy, musisz mi wszystko opowiedzieć. Co
z Jamesem? Muszę znać wszystkie szczegóły. Gdzie teraz
jest?
- Zostawiłam go w hotelu. - Audrae ułożyła starannie
fałdzistą spódnicę i spojrzała w zadumie na córkę.
- Jest sam? Czemu zatrzymaliście się w hotelu? To
bardzo kosztowne. Musicie przenieść się do nas. Magnus
wie już o Jamesie. - Audrae szeroko otworzyła oczy. -
Pózniej ci wszystko opowiem. Teraz jedzmy po małego.
- Dobry pomysł - powiedział Magnus, wchodząc do
pokoju. Od razu podszedł do Audrae, ujął jej dłoń i skłonił
się nisko. Caroline z uśmiechem obserwowała tę scenę. Jej
matka nawet w najtrudniejszych chwilach umiała zacho-
wać godność. Niespodziewaną kurtuazję hrabiego przyjęła
jako coÅ› oczywistego.
- Bardzo korzystnie pani dziÅ› wyglÄ…da.
Był pogodny i czarujący. Daremnie szukała oznak iry
tacji, którą aż nazbyt często musiała znosić ostatnimi cza
sy. Najwyrazniej nie zamierzał omawiać z teściową spraw
tak przykrych jak kradzieże dokonane przez Caroline.
- Mogę się panu odpłacić podobnym komplementem,
panie hrabio. WidzÄ™ znacznÄ… poprawÄ™. Caroline wspo
mniała mi w ostatnim liście, że teraz choroba dużo mniej
daje siÄ™ panu we znaki.
Caroline wstrzymała oddech. Nawet ona nie śmiała
mówić tak zwyczajnie o jego dolegliwościach.Magnus
uśmiechnął się, a dołek w jego policzku stał się jeszcze
bardziej widoczny, co zawsze było oznaką prawdziwego
zadowolenia.
- Tak, tak. Na to wygląda. - Raz jeszcze pochylił się
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
© 2009 Silni rzÄ…dzÄ…, sÅ‚abych rzuca siÄ™ na pożarcie, ci poÅ›redni gdzieÅ› tam przemykajÄ… niezauważeni jak pierd-cichacz. - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates