[ Pobierz całość w formacie PDF ]
S
R
Przyciągnęła do siebie jego głowę, a on muskał jej wargi w delikatnym długim
pocałunku.
- Miałem nadzieję, że dasz taką odpowiedz - wyszeptał. - Nie chcę, abyś
myślała, że za każdym razem, kiedy się kochaliśmy, potrzebowałem seksu jako
swoistej terapii.
Frankie poczuła, że się czerwieni. Tak właśnie czasami uważała.
- Oboje wiele przeszliśmy. Jesteśmy emocjonalnie poobijani i
przewrażliwieni. To naturalne, że szukamy w sobie wsparcia i zapomnienia, także w
swoich ramionach... - wyjąkała.
Podniósł dłonią jej głowę i spojrzał prosto na nią.
- To nie był najważniejszy powód, skarbie. Pragnąłem tego, bo cię kocham, i
to od dawna.
Patrzyła na niego, jakby nie dotarł do niej sens jego słów.
- Kochasz mnie? - powtórzyła niemądrze.
- Oczywiście - potwierdził miękko.
Nieśmiałe skurcze serca zamieniły się w tętniącą w żyłach ekstazę. Uczucie
szczęścia przepełniało ją i uderzało do głowy jak wino. Powiedział, że ją kocha!
Powiedział to wyraznie. Zaczęła się radośnie śmiać i zarzuciła mu ręce na szyję.
- Powiedz to jeszcze raz - szepnęła mu do ucha.
- Kocham cię nad życie, Francesco. Chcę być z tobą do końca świata i jeden
dzień dłużej. Pragnę cię zawsze i wszędzie - powiedział z uśmiechem, patrząc jej
prosto w oczy.
Zwiat zawirował wokół Frankie w eksplozji radości. Ptaki śpiewały weselej,
szelest liści na gałęziach brzmiał jak cichy śmiech. W tej chwili nie miała już
żadnych wątpliwości co do jego prawdziwych uczuć. Miała jeszcze wiele pytań, ale
w tym momencie była zbyt oszołomiona szczęściem, zbyt oczarowana, by je
zadawać.
S
R
- Powiedziałeś, że pragniesz mnie zawsze i wszędzie. Jesteśmy razem, całkiem
sami. Co z tym zrobisz? - powiedziała wyzywająco.
Popatrzyli na siebie przez sekundę, jakby do nich dotarło, że oto przekroczyli
Rubikon. Jego palce zaczęły pospiesznie rozpinać guziczki jej bluzki, a usta błądziły
po skórze w poszukiwaniu miękkiej krągłości piersi.
- Mój Boże! - jęknął. - Marzyłem o tym przez cały dzień.
Pociągnął ją na liście pod wysokimi brzozami, rozpiął jej spódniczkę, tak że
została tylko w bieliznie. Zaczęli się śmiać, gdy niecierpliwie zrzucał spodnie, i już
wkrótce znalazła się w jego objęciach, wydana na tkliwe wędrówki jego dłoni i ust.
Jęczała w ekstazie, prosząc, by w nią wszedł, ale przedłużał rozkoszne chwile, jakby
chcąc lepiej poznać zakamarki jej ciała. Słońce przeświecające przez gałęzie padało
na jego twarz, gdy patrzył na nią z bezbrzeżną czułością.
- Jesteś taka piękna, kochanie. Pachniesz tak słodko - twoja skóra, twoje
włosy. Mógłbym cię zjeść!
Zaczął ją pokrywać pocałunkami lekkimi jak muśnięcie skrzydła motyla.
Kochanie się z człowiekiem, który wielbi jej ciało, jest takie radosne. Potem stał się
coraz bardziej natarczywy, jakby pożądanie przelało się przez bariery stawiane przez
tkliwość. Odpowiedziała mu z równą pasją i po burzliwym zespoleniu opadli na
liście, nasyceni, zaspokojeni i ukojeni.
Milczeli przez chwilę, po czym odwrócili się do siebie twarzą. Jack oparł się
na ramieniu i pogłaskał ją po włosach.
- Niezle było, prawda? Myślę, że jeśli będziemy częściej ćwiczyć, osiągniemy
doskonałość!
Francesca zachichotała i usiadła.
- Mam liście w najdziwniejszych miejscach.
- Będziemy musieli się tym potem zająć. Na razie nabierajmy praktyki, dopóki
możemy.
- Teraz? - spojrzała zdziwiona.
S
R
- Trwaj chwilo, chwilo, jesteś piękna...
- Dobrze - zamruczała i przytuliła się do niego uwodzicielsko. - Pokaż mi, co
masz na myśli.
Corey siedziała w dyżurce z nogami opartymi o oparcie krzesła,
wykorzystując każdy moment, by odciążyć stopy. Wgryzła się w wielkie kremowe
ciastko.
- Pychota. Jak myślisz, ile to ma kalorii?
- Trzy tysiące - odrzekła Frankie i postawiła jej pod ręką kubek kawy. -
Myślałam, że się odchudzasz?
- Jedno ciastko. Zresztą, niezależnie od moich starań i tak nie będę tak
szczupła, jak ty. Jak tam konferencja?
- Udała się - odparła Frankie obojętnie, ale serce jej załomotało na
wspomnienie popołudnia z Jackiem. - Przywiozłam dużo reprintów na ten temat i
przez cały kolejny tydzień będziemy je omawiać na zebraniach personelu.
- A myślałam, że będziesz się nudziła - powiedziała Corey złośliwie. - Choć z
drugiej strony miałaś tego wspaniałego doktora Herricka tylko dla siebie...
- Nie wiem, o co ci chodzi - rzekła Frankie, odwracając głowę, żeby ukryć
przed przyjaciółką rumieniec. - Podwiózł mnie i to wszystko.
Frankie czuła, że szczęście ją przepełnia. Kocha i jest kochana przez
cudownego mężczyznę. Jakie to dziwne, że przez wiele lat pracowali razem,
przyjaznili się i nie było między nimi seksualnego napięcia. Oczywiście, wtedy była
zakochana w Damianie.
Odczuła coś w rodzaju wdzięczności w stosunku do byłego narzeczonego.
Gdyby z nią nie zerwał, nie znalazłaby szczęścia w miłości do Jacka. Przyszłość
rysowała się przed nią w radosnych barwach. I w tym momencie rozległ się alarm
wzywający wolny personel oddziału ratunkowego do izby przyjęć.
- Pożar domu mieszkalnego na przedmieściach. Prawdopodobnym powodem
był wybuch gazu - poinformowała ich w biegu oddziałowa Kenney. - Sześć ofiar, w
S
R
tym przynajmniej jedno dziecko. Poparzenia od lekkich do poważnych. Sala
operacyjna jest gotowa, dwa stanowiska zabiegowe także.
Frankie poczuła zimny dreszcz. Widziała na tym oddziale wiele różnych
tragicznych przypadków, ale poparzenia były dla niej najtrudniejsze. To była silna
emocjonalna reakcja na koszmarne i potencjalnie śmiertelne okaleczenie. Wiedziała,
że jej koledzy reagują podobnie na inny typ ran oraz zabiegów. Tylko czas i
doświadczenie pozwalają wyuczyć się panowania nad własnymi instynktownymi
reakcjami i pomagają zachowywać profesjonalne opanowanie w każdej sytuacji.
Następne pięć minut sprawiały wrażenie absolutnego chaosu, ale był on w
rzeczywistości dobrze zorganizowany i kontrolowany. Ratownicy pchali przed sobą
wózki z leżącymi na nich pacjentami. Pielęgniarki z rejestracji wypełniały
formularze, uspokajały zdenerwowanych członków rodzin i kierowały ich do
poczekalni. Personel medyczny w pokojach zabiegowych był już przygotowany do
opatrywania rannych.
Frankie przełknęła z wysiłkiem ślinę. Młody mężczyzna przed nią miał
rozległe oparzenie klatki piersiowej i liczne rany na ramionach. Myślała tylko o nie-
sieniu pomocy choremu. Nie zauważała gryzącego smrodu spalenizny, przestała
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
© 2009 Silni rządzą, słabych rzuca się na pożarcie, ci pośredni gdzieś tam przemykają niezauważeni jak pierd-cichacz. - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates