[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Mistrz Briaret powierzył ją mojej opiece - odpowiedział.
Druga z dziewcząt zrównała wierzchowca obok pierwszej.
- Z głównego gospodarstwa hodowlanego? - spytała z przerażeniem. - Ależ to daleka droga,
i był przecież Opad, prawda?
- Czas na Opad wzięto pod uwagę i przeczekaliśmy go w spokojnej zagrodzie -
odpowiedział. Odkrył, że większość ludzi wychowanych w Warowniach reagowała zdumieniem,
kiedy słyszeli, że się nie bał Opadu. Spojrzał niby przypadkiem i ulżyło mu, gdy zobaczył, że
ciemnowłosa dziewczyna jedzie za nim trzymając równy odstęp pomiędzy własnym
wierzchowcem a Fancy, która już się uspokajała.
- Polowaliśmy - powiedziała flirciara, wskazując na chłopców, przy których siodłach
wisiały przytroczone młode, wypasione intrusie. - Za siedem dni będzie Zgromadzenie. Zostaniesz
na nie?
Druga dziewczyna okazała się taką samą kokietką jak pierwsza. Jayge spojrzał na
ciemnowłosą, która przyglądała się ruchom Fancy, uśmiechając się, kiedy klacz dodała do chodu
taneczne podrygi. Dziewczyna wyraznie doceniała dobry chód biegusa. Złapał się na tym, że myśli,
czy da radę dopełnić swej misji przed Zgromadzeniem. Na placu tanecznym wszyscy byli równi...
- Nie powstrzyma mnie mgła, ogień czy Opad - powiedział Jayge z dwornym półukłonem w
stronę towarzyszek, ale kierując pytający wzrok na ciemnowłosą dziewczynę. Uśmiechnęła się
bardzo miłym uśmiechem.
- Do zobaczenia pózniej - powiedziała pierwsza dziewczyna. - Musimy dogonić tamtych -
pomachała wbijając obcasy w boki wierzchowca. Fancy szarpnęła liną i Jayge ścisnął ją mocniej w
dłoni czekając, aż wszystkie odjadą. Ciemnowłosa dziewczyna odjechała wolniej, spoglądając na
niego przez ramię.
Kiedy dostarczył Fancy Mistrzowi Hodowcy, równocześnie wręczył mu pakiet
dokumentów na temat jej pochodzenia, jakie Mistrz Briaret mu przekazał. Znaki na sierści
sprawdzono ze znakami w papierach. Potem mężczyzna sprawdził dokładnie nogi, kopyta, kłąb,
szyję i zęby klaczy, po czym kazał, by Jayge przeprowadził ją kłusem po dziedzińcu w tę i z
powrotem.
Mistrz Couwey nie mógł znalezć nic złego ani w jej kondycji, ani w wyglądzie. Jayge
czekał nic nie mówiąc, bawiąc się wodzami Kessa.
- Zarobiłeś swoje marki, Jayge Lilcamp - powiedział tamten w końcu. - To ładne zwierzę.
Chodz ze mną. Możesz na noc zostawić tutaj swego wierzchowca. Warownia Benden ma dobrą
kuchnię. Powiem zarządcy o twojej zapłacie i zobaczę, czy są listy do zabrania w drogę powrotną.
- Nie wracam do Briareta - powiedział Jayge i zaraz poprawił się: - Jadę na Północ, do
Błtry.
- To lepiej zostaw swoje marki tutaj, u uczciwych ludzi. Ci w Bitrze są specjalistami w
obieraniu ludzi z ich pieniędzy.
Jayge nie mógł się nie roześmiać na widok niesmaku i dezaprobaty na twarzy Couweya.
- Jestem kupcem, Mistrzu Couwey. Trzeba więcej niż przeciętego Bitriańczyka, żeby mnie
pozbawić marek.
- Jak tam chcesz, skoro znasz ich zagrania. - Mistrz Couwey wyraznie nie bardzo sobie
cenił wiedzę Jaygego, a jeszcze mniej bitriańskie zagrania, ale nie zaszkodziło to jego gościnności.
Wpierw wprowadził klacz do boksu, mówiąc Jaygemu, by postawił Kessa obok, by klacz prędzej
się uspokoiła. Potem zabrał młodzieńca do łazni i wyjaśnił, gdzie ma iść, by się wyspać i gdzie iść
na posiłek.
Czysty i ubrany w świeżo odprasowany zapasowy strój, Jayge odnalazł mistrza Couweya w
jego gospodarstwie i odebrał swoje marki. Ku jego zdziwieniu mistrz poprosił jeszcze raz o list
polecający i dodał swoje pochwały do listu Swacky'ego.
- Komuś, kto jest na szlaku, nigdy nie zaszkodzi dodatkowy dowód jego uczciwości i
umiejętności - wyjaśnił.
Mistrz Couwey zabrał go potem do głównego domu, do jadalni pełnej ruchu oraz
zalatujących z kuchni wspaniałych aromatów. Jayge zajął wskazane miejsce obok innych
czeladników i Mistrz Couwey odszedł.
Jayge, patrząc na gładkie, malowane ściany, głębokie obramowania okien oraz okiennice
pokryte wytrawionymi wzorami, uznał, że główny dom jest wprost grzesznie luksusowy. Górne
części ścian zdobione były pięknymi, kolorowymi malowidłami, niektóre bardzo stare, sądząc po
ubiorach. Zwyczajem w starych Warowniach było zdobienie ścian portretami lordów, pań oraz
ważniejszych rzemieślników. Niektóre były malowane tak wysoko, że były prawie niewidoczne.
Jayge zastanawiał się, czy któryś z tych portretów mógł być dziełem Perchara. Odpowiedział
grzecznie na kilka grzecznościowych pytań i niezobowiązująco na wyrazny podryw ze strony
niebrzydkiej czeladniczki tuż obok, ale więcej słuchał, niż mówił. Kiedy podano zupę - poczuł się
raczej mile połechtany, że podano jemu pierwszemu - czeladniczka zdołała otrzeć się swym pełnym
biustem o jego ramię. Jej dotyk przypominał mu, jak długo przebywał sam na szlaku.
Ale wszystkie myśli na ten temat wyleciały mu z głowy, kiedy spojrzał na główny stół na
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
© 2009 Silni rządzą, słabych rzuca się na pożarcie, ci pośredni gdzieś tam przemykają niezauważeni jak pierd-cichacz. - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates