[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Fancy - odparł drżącym głosem. - Chodz tutaj.
- Ta pogoda może każdego wykończyć, prawda? Jednego
dnia jest ciepło, następnego znów zimno. Naprawdę...
Wsunęła krzesło pod stół, zdecydowana pozbyć się Bra-
ce'a, zanim zrobi coś naprawdę głupiego.
Mogła sobie darować te wysiłki.
- Fancy, chodz tutaj.
To był rozkaz. Jeśli uczyni, czego Brace żąda, wiadomo,
co będzie dalej. On pocałuje ją znowu, ona odda mu ten
pocałunek i wtedy...
Brace nie poruszył się. Frances zadrżała. Gwałtownie
nabrała tchu i poczuła zapach zimnego, słonego powietrza.
- Brace? Co ty chcesz ze mną zrobić?
- Czy musisz pytać?
- Chyba powinnam o to spytać.
Patrzył na nią długo, po czym, z nie ukrywaną niechęcią,
cofnął się o krok.
- Tak. Może masz rację. - Jego oczy miały drapieżny
wyraz, głos brzmiał jak pomruk lwa, ale jej nie dotknął.
Założył ręce na piersiach i patrzył w skupieniu na czubek
swego buta.
Frances wmawiała sobie, że zachowała się właściwie.
S
R
Drżącymi dłońmi porządkowała karty indeksowe książki.
Nawet wobec siebie nie była w stanie się przyznać, jak
rozpaczliwie pragnęła znowu wtulić się w jego ramiona,
czuć dotyk jego warg na swoich ustach.
Kobieto, opamiętaj się, tłumaczyła sobie w duchu. Bra-
ce Ridgeway to tylko epizod w twojej żałosnej egzystencji.
Epizod? Doprawdy! Ten mężczyzna stał się przecież kimś
o stokroć ważniejszym niż jakikolwiek facet w twoim do-
tychczasowym życiu!
- Naprawdę dziękuję za gazety, Brace, Przejrzeje dziś
wieczorem i oddam ci je jutro.
Brace potrząsnął głową przecząco. Czy to znaczyło, że
nie chce, aby zwróciła mu gazety, czy też znowu miał jej
dość? Nagle na jego ustach ukazał się rozbrajający u-
śmiech.
- Czy możesz mi wybaczyć?
- Co powinnam ci wybaczyć? - powtórzyła słabym
głosem.
- To, że zachowywałem się jak łobuz.
- No, myślę... że czasami nie umiesz, inaczej się zacho-
wywać.
- To prawda - powiedział, nadal się uśmiechając.
- Ale byłoby lepiej, gdybyś wyjawił mi, czy według
ciebie jestem twoim przyjacielem, czy wrogiem. To mę-
czące zgadywać za każdym razem, czy powinnam przy-
nieść ci coś, co ugotowałam tylko dla ciebie, czy też cho-
wać się, gdzie popadnie.
- Naprawdę dajesz mi wybór? A więc oświadczam, że
uważam cię za swoją przyjaciółkę.
Doprawdy? pomyślała zaskoczona.
- No cóż, zakładam, że rzeczywiście tak uważasz. Zre-
sztą... niedługo i tak wyjadę - przerwała, a ponieważ on
nie padł na kolana i nie błagał, żeby została, ciągnęła dalej
S
R
z pozornym ożywieniem: - Może uda nam się do tego
czasu stać się parą przyjaciół.
Brace patrzył, jak rumieniec napływał i znikał na jej
policzkach. Stał oparty o ścianę, z kciukami znowu zało-
żonymi za pasek od spodni. Nie licz na to za bardzo, moja
kochana, myślał. Nigdy nie przyjaznił się z kobietą; nigdy
tego nie pragnął. Jeśli chciał teraz czegoś od Fancy Smith,
to nie chodziło mu o przyjazń.
No, może rzeczywiście na początek, zanim dowie się,
dlaczego ta kobieta tak go zafascynowała, będzie odgrywał
rolę jej przyjaciela.
Tej nocy miał kolejny sen tylko dla dorosłych"." Le-
ciał w stronę słońca w starym myśliwcu z czasów dru-
giej wojny światowej. P-39 był jednomiejscowym samo-
lotem z silnikiem za kokpitem, niemniej jednak ona
siedziała za nim, z tyłu. Była naga, miała na sobie tylko
pokrowiec na spadochron. Zgodnie z logiką snu wi-
dział każdy centymetr jej długiego, smukłego ciała, gdy
przyciągał do siebie drążek i mierzył w samo słońce. Przez
głośny warkot silnika Allison V-12 słyszał jej śmiech, który
był tak uroczy, tak prawdziwy i radosny... Gdy się obudził,
wciąż słyszał ten dzwięk i czuł pulsującą erekcję, którą
opanował dopiero serią forsownych ćwiczeń i zimnym pry-
sznicem.
Teraz biegł skrajem plaży po mocno ubitym piasku.
Okrążył prawie całą wyspę, po czym skręcił w głąb lądu,
bo dalej był jej bagnisty skraj od północnego wschodu.
Spojrzał na zegarek. Dwanaście minut do cogodzinnych
wiadomości. Podążał ścieżką przez las, nie zwalniając kro-
ku, aż dotarł do piątego domku, na końcu ścieżki.
Do jej domku.
Podobno biegnąc tutaj, chciał pozbyć się pewnych my-
śli! Za nic nie zaangażuje się w związek z Fancy. Właśnie
S
R
dlatego, że tak bardzo tego pragnie i czuje wszystkimi
zmysłami, iż by to było.
Biegł dalej. Posłucha w domu dziennika radiowego, tyle
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
© 2009 Silni rządzą, słabych rzuca się na pożarcie, ci pośredni gdzieś tam przemykają niezauważeni jak pierd-cichacz. - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates