[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- A wszystko przez tę suszę - powiedział z troską pan Blumke, po czym włożył kapelusz na
głowę, uniósł go lekko i założył znów.
- Do widzenia, panieneczki - uśmiechnął się mile. - Muszę już iść, a szkoda, przyjemnie się
z wami gawędzi. Ale cóż, praca czeka. Muszę jeszcze podłożyć trochę torfu sałacie.
Odszedł, ale stanowczo zbyt pózno. Bambolczyk zdążył się zniecierpliwić na dobre i nabrać
podejrzeń. Już wstawał, już chciał frunąć przez całą szerokość bajora, by sprawdzić na miejscu, kto
się kryje za trzcinami, już-już cały plan miał wziąć w łeb - gdy bystry umysł Plugawego Pawełka
powziął błyskawiczną decyzję.
Według planu Pawełek miał czekać chwili, gdy Maśka i Emilka skryją się pod pomostem.
Teraz jednak postanowił przyspieszyć swój występ, ponieważ obawiał się, że lada chwila
dziewczynki zostaną przyłapane przez smoka. Wyszedł energicznie zza swojej kępy trzcin i
powiewając łachmanami, wkroczył na ścieżkę wiodącą wprost do domu Błotniaków. Idąc
wyśpiewywał zdartym głosem swą nie kończącą się pieśń:
Kiedy strażakiem byłem w okolicy Skawiny
złamałem podczas akcji szczebelek od drabiny.
Spadając, upuściłem niesione dwie dziewczyny,
a one się potłukły o twardy bruk Skawiny.
Kiedy chirurgiem byłem w szpitalu wojewódzkim,
to operacje zwykle robiłem siedząc w kucki.
Ale donieśli na mnie, że jestem drań nieludzki
i już mnie tam nie było, w szpitalu wojewódzkim.
Smok Bambolczyk zamarł w pół ruchu, przypatrując się z osłupieniem nadchodzącej
postaci. Obdarty, brudny i zarośnięty, Plugawy Pawełek szedł na bosaka po błocie, w dłoniach
ściskając niedużą książeczkę w burej okładce oraz długopis. Mijając dziewczynki szepnął: -
Zmiało! Ja go zagadam! - a kiedy dotarł do werandy, skłonił się z uszanowaniem, chrząknął i rzekł
tonem najwyższego podziwu:
- Czy mam niezwykłą przyjemność mówić z panem Bambolczykiem, światowej sławy
poetą?
Smok natychmiast się rozpromienił.
- Tak - rzekł z zachwytem - ma ją pan. Zwiatowej sławy Bambolczyk to ja, to właśnie ja!
Plugawy Pawełek rzucił okiem w bok i przekonał się, że Emilka i Maśka właśnie znikają
pod pomostem werandy.
- Drogi wieszczu! - zakrzyknął, zbliżając się jeszcze bardziej. - Czy jestem zbyt zuchwały,
ośmielając się przypuszczać, że nie odmówiłby mi pan własnoręcznego podpisu, zwanego, o ile mi
wiadomo, autografem? - tu wyciągnął przed siebie burą książeczkę pod tytułem:  W locie i pocie
kuł się mój znój , która zalegała wszystkie kioski  Ruchu w okolicy, województwie i kraju. -
Udało mi się zdobyć ten oto tomik, a tu mam długopis i jeśli tylko zgodzi się pan spełnić moją
prośbę, będę niezmiernie zobowiązany - tu Plugawy Pawełek zamarł z pytającym wyrazem twarzy,
zaś smok Bambolczyk, rozpływając się z zadowolenia, odezwał się łaskawie w te słowa:
- Nie mam co prawda zwyczaju składać autografów na każde zawołanie, jednakże pańska
twarz wydaje mi się tak inteligentna, że przypuszczam, iż jest pan prawdziwym znawcą
prawdziwej poezji. Pójdz pan tu, podaj pan co trzeba, a życzeniu pańskiemu stanie się zadość.
Plugawy Pawełek zgodnie z planem zaniósł się w tym momencie ohydnym, bulgotliwym
kaszlem, który był umówionym sygnałem do rozpoczęcia właściwej akcji. Następnie wskoczył
zwinnie na pomost werandy, podszedł do Bambolczyka zupełnie bliziutko i podał mu książkę wraz
z długopisem.
Jednocześnie na dachu, ponad ich głowami, pojawiła się grupka Błotniaków z rozpostartą
siecią, a Maśka i Emilka wyjrzały spod obu krawędzi pomostu.
- O! O! - rozległ się nagle ostrzegawczy okrzyk Grubaska, który wciąż stojąc w wodzie po
uszy, zauważył te przygotowania. Ale zauważył odrobinę za pózno, na szczęście. W jednej bowiem
chwili zdarzyło się naraz kilka rzeczy: Plugawy Pawełek gwizdnął przerazliwie na palcach, z dachu
zrzucono rozpostartą sieć, która opadła dokładnie na Bambolczyka, a Emilka i Maśka uchwyciły
sznury na rogach sieci i błyskawicznie zawiązały ją pod pomostem na bardzo mocny i ciasny supeł.
- Chrrr! - ryknął Bambolczyk z furią, usiłując zerwać sieć. - Chrrr! - i szeroko rozdziawił
paszczę, by zionąć ogniem i uwolnić się z potrzasku, lecz w tym momencie doskoczył Michałek, [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • showthemusic.xlx.pl
  • © 2009 Silni rządzą, słabych rzuca się na pożarcie, ci pośredni gdzieś tam przemykają niezauważeni jak pierd-cichacz. - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates