[ Pobierz całość w formacie PDF ]
mercedesa. A teraz, ponieważ nie mam tu mej ulubionej zielonej herbaty, bądz uprzejmy
Andrzeju i zaparz mi kawy.
Andrzej podreptał spełnić me życzenie, a ja pogrążyłem się w spekulacjach:
Czego chciał pozbyć się Baziak z kremowego opla? Broni, masek i tym podobnego
sprzętu. Nic innego nie przychodziło mi do głowy.
- Kawa dla pana! - oznajmił Andrzej i sam przycupnął na stercie starych opon z
parującym kubkiem w dłoni.
- A ty co tam masz? - zainteresowałem się.
- Kawę, jak i pan - odpowiedział buńczucznie.
- Ja ci dam kawę, małolacie! - krzyknąłem tłumiąc śmiech. - Będę musiał wypić dwie.
- Ale...
- %7ładne ale !
- A teraz możesz iść i zrobić sobie herbaty - zgodziłem się łaskawie i Andrzej
poczłapał do domu.
Piliśmy każdy swoje , gdy od drzwi garażu rozległo się triumfalne:
- A kuku!
Poderwaliśmy się z miejsc. Aukasz oparł rower o ścianę i merdał reklamówką.
- No, co jest? - spytałem ostro.
Ale chłopak umiał się postawić.
- Nie tak się wita zwiastunów wielkich wydarzeń!
Roześmiałem się.
- A jakie to wydarzenia nam wieścisz?
Odpowiedział triumfalnym śmiechem.
- Takie, że lada chwila Baziak i jego kompani trafią za kratki.
- Skąd ta pewność?
Chłopak nadął się.
- Z powodu trzech par kajdanek, czterech kominiarek i, nade wszystko, trzech
pistoletów P-64.
- O rany - jęknąłem - a ty wszystko brałeś do ręki?!
- Boi się pan, że się pobrudziłem?
- Zgłupiałeś! Chodzi mi o to, czyś nie zatarł odcisków palców któregoś z nich.
- Za kogo mnie pan ma - wydął wargi Aukasz - patyczkiem tylko pogrzebałem. A tu
proszę, cała torba nie ruszona. Niech pan zaciera ślady...
Tymczasem u baziakowców panowała przyjemna atmosfera. Tak przyjemna, że piwo
zastąpił szampan. Pojawiły się też dziewczyny z Zalewa, którym imponowało zaproszenie na
to popołudniowe party.
Zadzwoniłem do Kmity. Po wysłuchaniu, co on ma do powiedzenia na temat nie
sprawdzonych doniesień, nic omieszkałem powiedzieć, co ja sądzę o organizowaniu pułapek
widocznych dla całego miasta.
- Ale to byli ludzie z Olsztyna - jęknął Kmita. - Najlepsi, jakich mogłem dostać. Sam
diabeł nie wie...
- Ktoś jednak wiedział - przerwałem biadolenie. - Zcigałem tych z opla swoją jawą.
Dogonić nie dogoniłem, ale mam tu dla pana ciekawostkę. I opisałem zawartość reklamówki.
- Królu złoty! - ucieszył się komisarz. - To ja zaraz przysyłam do pana ludzi. A przy
okazji od razu z nakazem przeszukania domu tego Baziaka czy jak mu tam.
- O nie - nie zgodziłem się - obiecana tajemnica przede wszystkim. Torbę z bronią i
resztą przekaże policjantom chłopak stojący przed wjazdem do Zalewa. Potem może pan
robić co chce. Ale nas proszę trzymać od tego z daleka. Zresztą więcej niż panu
powiedzieliśmy nie wiemy i wiedzieć nie chcemy.
- I to się nazywa obywatelska postawa - mruknął Kmita, ale, jak sądzę, odłożył
słuchawkę dość zadowolony.
- No, Aukasz, ruszaj na rogatki - klepnąłem chłopca.
- Eee - skrzywił się.
- Nie eee , tylko ty znalazłeś torbę, tobie więc przypada zaszczyt przekazania jej
policji.
Chłopak z ponurą miną wsiadł na rower i pojechał.
Party u Baziaka rozkręcało się na dobre, gdy pod dom podjechał radiowóz i cywilny
samochód, z których wysiadło kilku mężczyzn. Baziak wybiegł ich witać, krzycząc:
- Gość w dom, Bóg w dom!
Nie przejÄ…Å‚ siÄ™ nawet okazywanymi mu jakimiÅ› papierami. Szerokimi gestami
zapraszał wszystkich do środka, tytułując każdego komisarzem, a nawet nadkomisarzem.
Przyznam, że przyglądaliśmy się temu zza żywopłotu dość bezczelnie.
Dziewczyny, którym wizyta policji jeszcze bardziej imponowała niż zwykłe party,
zostały po spisaniu personaliów odesłane do domu. Policjanci zajęli się natomiast
przeszukaniem.
Trzech policjantów wpakowało baziakowców do radiowozu, zostawiając tylko
Baziaka, i odwiozło ich gdzieś w dal, zapewne do Morąga.
- Dlaczego Baziak został? - zdziwił się Andrzej.
- Dlatego, że w jego domu odbywa się przeszukanie, czyli rewizja. Skończą z tym, to
wywiozÄ… stÄ…d i naszego przyjaciela.
- A dokąd tamtych powiezli? - spytał Aukasz.
- Najprawdopodobniej zdjąć odciski palców. Sfotografować jak należy do policyjnej
kartoteki, o ile jeszcze w niej nie figurują. Sprawdzić, czy nie są podejrzani o udział w jakich
przestępstwach. No i spisać życiorysy, wierząc, że są w miarę prawdziwe.
- No, a co będzie potem z nimi?
- Jeśli nie będzie o co się zaczepić, to nasze numery znajdą się na wolności
wcześniej niż wam się wydaje. Bójcie się.
- Nie boimy się - poważnie odpowiedzieli chłopcy.
Westchnąłem z ulgą.
- To dobrze. Bo ja odczuwam pewien niepokój. Pamiętajcie, że wyszedłszy na
wolność Baziak zacznie zastanawiać się, komu to zawdzięcza fiasko napadu na kantor i
szybko zainteresuje siÄ™ tÄ… osobÄ….
Ale przynajmniej jedna wątpliwość zaraz się wyjaśniła. Podczas gdy policja
przeszukała garaż, Baziak stał przy żywopłocie. Usłyszałem, jak mruczy do siebie:
- A co byłoby, gdybym nie wyczuł tego menta? Strach pomyśleć. A tak powęszą,
powęszą i pójdą stąd, burki zatracone...
Odsunąłem się od żywopłotu.
- Co on gadał? - spytał Aukasz.
Roześmiałem się.
- Tajemnica klęski przed kantorem wyjaśniona. Baziak rozpoznał w jednym ze
stojących przed kantorem wywiadowcę, z którym miał już do czynienia. I zwinął majdan.
- Ale przecież do akcji mieli być użyci policjanci z Olsztyna - nie ustawali chłopcy.
Parsknąłem śmiechem.
- A wy myślicie, że taki Baziak to nosa poza Zalewo nie wychylił? Musi mieć na
pieńku i z olsztyńską policją.
- Rozpoznał policjanta - ucieszył się Andrzej - to my już nie musimy niczego się
obawiać!
Pokręciłem głową.
- Mam dziwne przeczucie, że nasze kłopoty jeszcze się nie skończyły. Baziak
policjanta rozpoznał, ale to rozpoznanie nie wytłumaczyło, dlaczego policjant znalazł się pod
kantorem. Ręczę, że Baziak nie przestanie sobie łamać głowy próbując doszukać się, kto to
przyczynił się do jego porażki. Niewykluczone, że podejrzewa, iż wsypał któryś z kumpli.
Byłoby to nam na rękę. Banda, w której jeden podejrzewa drugiego nie może już działać tak
sprawnie, jak ta, w której wszyscy mają do siebie zaufanie.
- Sprawnie działać? - zdziwił się Aukasz. - To policja nie aresztuje Baziaka i jego
koleżków?
Uśmiechnąłem się niewesoło.
- Obawiam się, że nie. Bo jeśli któryś z ponumerowanych nie zostawił odcisków
palców w oplu albo na pistoletach, to nie ma dowodów na to, że gang szykował napad na
kantor.
- Ale przecież pan słyszał, jak się umawiali.
Wzruszyłem ramionami.
- To prawda, ale gdzie znajdę świadka tego mego słyszenia . Dwójka i Czwórka
zaprą się, że o niczym takim nie rozmawiali. Zakpią, że w ogóle z sobą nie rozmawiają, a co
dopiero o czymś takim jak skok, którego przecież nie było.
ROZDZIAA SIÓDMY
Z WIZYT U KOMENDANTA KMITY " PODEJRZENIA I PLANY
GANGU " CZY FLORENY KOWALIKA PODREPERUJ FINANSE
PRZESTPCÓW
Następnego dnia, choć była to sobota, zadzwonił z rana komendant Kmita i uprzejmie
zaprosił na, jak to się wyraził, pogawędkę. Mówił grzecznie, ale głos drgał mu od
powstrzymanego gniewu.
- Czy moi młodzi przyjaciele mogą przyjechać ze mną? - spytałem jak najuprzejmiej.
- Ależ proszę, proszę - Kmita był uosobieniem grzeczności. - Gdyby miał pan także
jakieś dowody planowanego przez złodziei nowego skoku na dowolnie wybrany kantor, to
proszę się nie krępować i przywiezć je ze sobą. Tak ze dwa worki... - odłożył słuchawkę.
Korzystając z tego, że cały gang siedzi w areszcie wyjechałem Rosynantem z garażu i
pomknęliśmy do Morąga.
W gabinecie komendanta Kimity panowała cisza jak przed burzą. Siedzieliśmy
potulnie na krzesłach, a komendant stał przy oknie i wyglądał na zewnątrz sapiąc ciężko.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
© 2009 Silni rzÄ…dzÄ…, sÅ‚abych rzuca siÄ™ na pożarcie, ci poÅ›redni gdzieÅ› tam przemykajÄ… niezauważeni jak pierd-cichacz. - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates