[ Pobierz całość w formacie PDF ]

tkanina bawełniana jest także towarem deficytowym. Poszukiwania surowców zastępczych
doprowadziły do odkrycia włókna pokrzyw.
- Czego? - byłem pewien, że się przesłyszałem.
- Hodowali w kilku swoich pegeerach pokrzywy, międlili je tak jak len i odzyskiwali
włókno prawie tak dobre jak konopie - wyjaśnił.
- Jednak było to całkiem nieopłacalne i seria pokrzywowa liczyła tylko kilkaset sztuk.
Obecnie zachodni kolekcjonerzy płacą za takie cacka ogromne sumy. Kombinowali z
prasowanym pod dużym ciśnieniem papierem, ale to nie trzymało parametrów. Wreszcie
ostatnie są z czegoś w rodzaju dykty...
- Jesteśmy - powiedział Maciek.
- To będzie twoja działka - szef wskazał mi gestem okno. - Ty jesteś komandosem,
więc obejrzyj sobie ten kurnik fachowym okiem.
Maciek jechał dość wolno. Za oknami powoli przesuwały się potężne mury odlane z
betonu.
- Sądzę, że to dawny fort, przekształcony po wyparciu Anglików wwiezienie -
powiedziałem. - Są ślady zacementowanych strzelnic. Brama praktycznie nie do zdobycia.
Bronią jej cztery stanowiska ciężkich karabinów maszynowych. Na górze muru ścieżka dla
strażników i zasieki drutu kolczastego pod napięciem, sądząc po tych izolatorach... Na rogach
budynku wieżyczki strażnicze i kamery.
- To brzmi poważnie - mruknął Pan Samochodzik.
Objechaliśmy więzienie dookoła. Otaczała je szeroka ulica. Z całą pewnością żaden
oddział nie był w stanie podkraść się niepostrzeżenie pod mury.
- Do hotelu - poleciłem. - Wiem już chyba wszystko.
Maciek dodał gazu.
- I co o tym powiesz? - zagadnął Pan Samochodzik.
- Trzeba by mieć setkę ludzi świetnie uzbrojonych i oczywiście liczyć się z tym, że co
najmniej połowa zginie podczas ataku. Mamy w wojsku specjalną dziesięciostopniową skalę
do oznaczania problemów w atakowaniu obiektów wojskowych. Temu fortowi przyznałbym
ósemkę.
- Dlaczego nie dziesiątkę? - zagadnął Maciek.
- Bo większą część strzelnic zalali cementem - wyjaśniłem. - Ten budynek już nie
pełni funkcji wojskowych.
- To może należałoby jeszcze bardziej obniżyć numer - zauważył pan Tomasz. - Ilu
może być w środku strażników?
- Trzydziestu, może pięćdziesięciu. Albo i setka. Nie mam pojęcia, ale jeśli wewnątrz
przetrzymywani są chrześcijańscy powstańcy, to strażników do pilnowania może być w
środku wielu.
- Uczyli was w  czerwonych beretach czegoś na temat ucieczek?
- Trochę - przyznałem. - Z grubsza wygląda to tak, że gdy się ucieka z więzienia w
Europie Zachodniej, należy wziąć jako zakładnika możliwie jak najważniejszego pracownika
i zasłaniając się nim jak tarczą strzelać do pozostałych. W krajach niżej cywilizowanych
należy strzelać do wszystkiego, co się rusza. Odbijania jeńców z transportów, samolotów i tak
dalej uczyli nas. Uwalniania zakładników przetrzymywanych przez terrorystów też. Ale
zdobywania więzień nie...
- Co więc zrobimy? Piszemy list, że nic nie dało się...
- To zawsze zdążymy - uspokoiłem go. - Jeśli nie da się siłą, trzeba sposobem.
- Z więzień podczas rewolucji francuskiej uciekano przebierając się za strażników lub
zamieniając ubraniami z członkami rodzin - podpowiedział szef. - Ale jeśli więzniów nie
wolno odwiedzać... Gdzieś czytałem, że więzień ma zawsze większe szansę. On może myśleć
o niebieskich migdałach lub planować ucieczkę, podczas gdy strażnik cały czas musi mieć
uwagę napiętą do granic wytrzymałości.
- Widzi pan, szefie, to trochę nie tak. Być może tak było kiedyś, ale obecnie zamyka
się kratę, włącza fotokomórkę i alarm, a strażnicy reagują tylko, gdy zacznie dzwonić... Poza
tym najnowocześniejsze więzienia budowane są tak, że nie sposób z nich zwiać. Pomijam
całą elektronikę, konstrukcję murów. Na przykład więzniowie kiedyś uciekali wycinając kraty
w oknach. Pierwszym sposobem na zabezpieczenia okien było zastosowanie prętów z
wsadem.
- To znaczy?
- Zamiast litej stalowej sztaby w oknie wprawiano grubościenną stalową rurkę,
wewnątrz której luzem latały dwa lub trzy także stalowe druty. Tego nie sposób przeciąć, bo
drut zawsze będzie odskakiwał od brzeszczotu. Potem stosowano rurki wypełnione
pokruszonymi tarczami karborundowymi. Piła trafiając na taki kawałek ścierała się i tępiła.
- A jak się to robi obecnie? - zaciekawił się Maciek.
- Stosuje się powszechnie tak zwaną stal samohartującą. Jest to specjalny stop. Pręty
znowu są puste w środku, nadziewa się je węglikami spiekanymi, ale to raczej zbyteczna
ostrożność. Atomy węgla w stali samohartującej są ułożone w ten sposób, by wraz z
zagłębianiem się piły wytwarzać coraz większy opór. Po pewnym czasie twardość materiału
jest tak duża, jakbyśmy cięli diament żelazną piłą. Oczywiście żaden brzeszczot, nawet
wykonany z węglików spiekanych, długo tego nie wytrzyma. W więzieniach na Zachodzie,
aby wykluczyć nawet próby cięcia krat, w drzwiach celi umieszcza się bramki do wykrywania
metalu...
- A gdyby zaszła konieczność przecięcia kraty ze stali samohartującej? - zaciekawił
się Maciek. - Czym ją tną? Laserem?
- Z tego co wiem, tarczami do cięcia kamienia. I trwa to bardzo długo - wyjaśniłem.
- A ultradzwiękami? - zapytał pan Tomasz.
- Chyba by się dało - zamyśliłem się. - Może... tylko nikt w więzieniu nie będzie miał
piły takiej jak nasza.
- Może i lepiej, że na razie nie weszły do seryjnej produkcji... Ale odbiegliśmy od
tematu. Załóżmy, że mają tu zwykłe stalowe kraty. Skoro sam twierdzisz, że zdobycie tych
kazamat będzie trudne, to co wobec tego radzisz?
- Pozostaje nam podkop - westchnąłem.
Popatrzyli na mnie zdumieni.
- Podkop - mruknął pan Tomasz. - To brzmi jak z głupiego dowcipu...
- Niemniej jednak jest wykonalne - powiedziałem poważnie.
- Czy bezpieczne? - zaniepokoił się.
- Oczywiście. Z zewnątrz nic nie będzie widać. Co najważniejsze wiemy, gdzie
przetrzymywani są ci, których mamy uwolnić.
- Może się zawalić - zauważył Maciek.
- Oczywiście - przyznałem - jednak jeśli dobrze podstempluje się strop, powinien
wytrzymać.
- Będziesz musiał poprowadzić korytarz pod ulicą - przełożony wysunął kolejne
zastrzeżenie. - A jeśli przejedzie górą ciężarówka wyładowana kamieniami?
- Istnieje pewne ryzyko, choć sądzę, że solidna konstrukcja nawierzchni
zminimalizuje je. Cóż, musimy zaryzykować.
- Mury pewnie mają potężne fundamenty - powiedział Maciek. - Może nawet kilka
metrów w głąb ziemi.
- Przekopiemy się pod spodem.
- A właśnie. Jaka tu jest gleba - wtrącił się szef. - Bo jeśli kamień, to nici z podkopu.
- Ta część doliny Nilu to osady rzeczne - powiedziałem poważnie. - Gliny, miał, mady
rzeczne zalegają warstwą grubą zapewne na kilka, może kilkanaście metrów. Gdy budowali
więzienie, prawdopodobnie wbili w glinę pale o długości kilkunastu metrów, opierające się o
skałę. Następnie wykorzystując je jako podporę wylali ławę fundamentową, a nad nią
wznieśli mur. Pomiędzy palami powinno być minimum pół metra przerwy. Zresztą nie
dowiemy się tego, dopóki nie dokopiemy się na miejsce.
- Jak zamierzasz się za to zabrać?
Zamyśliłem się [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • showthemusic.xlx.pl
  • © 2009 Silni rządzą, słabych rzuca się na pożarcie, ci pośredni gdzieś tam przemykają niezauważeni jak pierd-cichacz. - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates