[ Pobierz całość w formacie PDF ]

tym cyrku jest ich bardzo mało - zauważyłem. - Tylko twoje konie, małpa dyrektora i nic
więcej.
- I my, to wystarczy - Iwan wprowadzał do boksu obok drugiego konia. - W wielu
krajach jest zabroniona tresura dzikich zwierząt.
- Słyszałem, że zwierzęta są bite, traktowane prądem elektrycznym, okaleczane...
- Różne rzeczy opowiadają ekolodzy. Może rozdmuchują jednostkowy przypadek?
Nie wiem. Nigdy nie widziałem takich rzeczy, o których mówisz. Praca ze zwierzętami daje
efekty tylko przy odpowiednim systemie nagród. Zwierzę ma swój rozum, ale nawet ludzie
czasami nie dostrzegają, że za złe uczynki może ich spotkać kara, a co dopiero nasi, cytując
świętego Franciszka z Asyżu,  bracia mniejsi . Uważam, że karanie ich nie ma sensu i
dlatego pracuję z koniem, bo wykorzystując pewne jego nawyki można osiągnąć dobre
wyniki.
- Pan Ludwik jest tego samego zdania?
- Wiem tylko tyle, że przedstawił mi ostre kryteria przewozu, trzymania zwierząt.
Pewnie nie każdy potrafiłby ich dotrzymać. Dyrektor sam ma zwierzę, traktuje tego swojego
szympansa jak domowego pudełka, więc chyba nie jest złym dyrektorem. To ostatni
Mohikanin. Ten rok jeżdżę z nim tylko dlatego, że to ostatni sezon  Titanica .
Skończyliśmy pracę. Teraz musiałem zająć się porządkiem w cyrku: sprawdzić, czy
ogrodzenia są całe, czy nie ma śmieci w namiocie, czy krzesła równo stoją, a na koniec
ubezpieczać Beatę, która sprzedawała bilety. Podczas przedstawienia krążyłem wokół
namiotu wypatrując, czy nie widać gdzieś pana Tomasza. Po półgodzinnej przerwie, kiedy
znowu pomagałem Iwanowi przy koniach, rozpoczął się drugi spektakl. Teraz stałem za
kurtyną, obserwując popisy dzieci wspomaganych przez cyrkowców. Potem znowu czuwałem
na zewnątrz. %7ładen z cyrkowców nie oddalił się poza teren cyrku. Nigdzie nie widziałem też
pana Tomasza. Gdy ostatni widzowie wyszli z cyrku, pomagałem złożyć namiot, uprzątnąć
teren. Cały czas obserwowałem podejrzanych: Cezarego, Monikę, klownów, nawet
Brazylijczyków. Wszyscy krzątali się, dokładnie wypełniając swoje zadania. Wkrótce
ustawiliśmy się w karawanę. Zadzwonił mój telefon komórkowy sygnalizując, że dostałem
wiadomość tekstową.
Szerokiej drogi. Nikt oprócz dzieci nie wchodził do zamku.
P.S.
ma z nieznanych powodów zrezygnował z akcji. Może już znalazł to czego szukał?
- Można? - do szoferki wskoczyła Beata. - Kierunek Golub-Dobrzyń - oznajmiła.
***
Zjadłem obiad, potem oddałem się lenistwu, wpatrując się w białe obłoki szybujące po
niebie. Na godzinę przed pierwszym spektaklem, czyli około szesnastej, wyjechałem z obozu.
Nie podjechałem pod sam zamek, tylko korzystając z mapy zaparkowałem wehikuł na skraju
lasu dochodzącego do zamku od strony zachodniej. Musiałem przejść przez las pół kilometra.
Zabrałem ze sobą latarkę i spacerkiem przeszedłem się ledwie widoczną ścieżką. Na stoku
pagórka znalazłem dobry punkt widokowy. Widziałem z niego i zamek, miejsce, w którym
jak opisywał Paweł miało być tajne przejście, oraz na lewo ode mnie namiot cyrkowy. Na
razie wolałem nie penetrować odnalezionego przez mę pomieszczenia. Mógłby mnie
przypadkowo spotkać. Czekałem więc do końca drugiego spektaklu. Widząc kolumnę wozów
cyrkowców szykującą się do odjazdu, wysłałem do Pawła wiadomość tekstową. Cieszyłem
się, że swobodnie posługiwałem się tym wynalazkiem, bez którego młodzi ludzie chyba już
nie potrafili żyć.
Widząc jak światła pozycyjne ostatniego wozu znikają na drodze do szosy Toruń -
Gdańsk, powstałem z miejsca. Z latarką w dłoni oglądałem tunel. Wyglądał na dobrze
utrzymany przez wieki użytkowania, za to wybita ściana była niewątpliwie wynikiem
nocnych wydarzeń. Uważnie obejrzałem postumencik i stwierdziłem, że to pomieszczenie
było puste. Równa, wieloletnia warstwa kurzu nie budziła wątpliwości, że nic tu nigdy nie
stało. Obejrzałem rogi pomieszczenia, ściany. Niewątpliwie była to część piwnicy, z
nieznanych przyczyn odcięta murem od reszty podziemnych pomieszczeń. Wyszedłem na
dziedziniec podzamcza. Stamtąd przez rozbite drzwi zszedłem do piwnic. Już w czasach
powojennych musiał tu być magazyn z otynkowanymi ścianami. Miejscami biała farba
odchodziła całymi płatami. Grzyb w jednym z rogów rozszedł się brązową plamą.
Intuicja podpowiadała mi, że to nie to miejsce. Wróciłem do wehikułu i pózno w nocy
zjawiłem się przed swoim namiotem. Przed nim siedzieli, a właściwie spali siedząc Rysio i
Niunia. Podszedłem do nich i potrząsnąłem ich za ramiona.
- Chyba pora już iść spać do swoich namiotów - szepnąłem widząc, że oboje otworzyli
oczy. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • showthemusic.xlx.pl
  • © 2009 Silni rządzą, słabych rzuca się na pożarcie, ci pośredni gdzieś tam przemykają niezauważeni jak pierd-cichacz. - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates