[ Pobierz całość w formacie PDF ]

przeminą. Przyszłość rysuje się dość jasno i pewnego dnia wszystkie te trudności zostaną
zapomniane, nawet przez rasę, której wspomnienia sięgają tak głęboko w przeszłość jak wasze.
Ostatnie słowa wypowiedział z tak szczególną intonacją, że Stormgren zesztywniał w fotelu.
Karellen z całą pewnością zawsze mówił dokładnie to, co chciał powiedzieć i nawet jego
przejęzyczenia były wyliczone z precyzją rzędu dziesięciu miejsc po przecinku. Jednak nie miał
czasu na zadawanie pytań, na które pewnie i tak nie otrzymałby odpowiedzi, bowiem Kontroler
ponownie zmienił temat.
 Często pytał mnie pan o moje dalekosiężne
plany  mówił dalej.  Narodziny Państwa Zwiatowego to oczywiście tylko pierwszy etap.
Dożyje pan dnia, w którym ujrzy je pan jako twór w pełni rozwinięty, choć zmiany te będą tak
niedostrzegalne, że niewielu ludzi zauważy zakończenie procesu rozwoju. Potem nastąpi długi
okres powolnej stabilizacji, podczas którego pańska rasa zostanie przygotowana do spotkania z
nami. I wtedy nadejdzie dzień, który obiecaliśmy. Przykro mi, że wówczas nie będzie pana wśród
nas.
Stormgren miał otwarte oczy, ale wzrok utkwiony daleko poza taflą ciemnego ekranu. Patrzył w
przyszłość, wyobrażając sobie dzień, którego nigdy nie doczeka, dzień, gdy wielkie statki
Zwierzchników wylądują wreszcie na Ziemi i otworzą się dla czekającego na nie świata.
 W tym dniu  kontynuował Karellen  rasa ludzka doświadczy czegoś, co można określić
mianem nieciągłości. Jednak nie dozna przez to żadnej szkody i od tej pory ludzie będą bardziej
stabilni emocjonalnie niż ich przodkowie. Staniemy się częścią ich życia i kiedy spotkają się z
nami, nie będą nas uważali za tak dziwnych, jak bylibyśmy dla was.
Nigdy dotychczas Stormgren nie natrafił na tak refleksyjny nastrój u Karellena, ale nie dziwiło go
to. Nie wierzył, aby zdołał poznać więcej niż kilka z licznych osobowości Kontrolera; prawdziwy
Karellen pozostawał nieznany i, być może, nierozpoznawalny dla ludzkich istot. Po raz pierwszy
miał wrażenie, że prawdziwe zainteresowania Zwierzchnika skupiały się gdzie indziej, a Ziemią
władał jedynie cząstką swego
umysłu, z łatwością mistrza trójwymiarowych szachów grającego w warcaby.
 A co potem?  zapytał łagodnie.
 Wtedy rozpoczniemy naszą prawdziwą misję.
 Często zastanawiałem się, na czym ona ma polegać. Jednoczenie i cywilizowanie naszego
świata jest zaledwie środkiem; musicie przecież mieć jakiś cel. Czy kiedyś będziemy mogli wybrać
się w Kosmos i zobaczyć wasz świat, może nawet pomóc wam w waszych wysiłkach?
 Można to tak ująć  odparł Karellen i w jego głosie dał się słyszeć wyrazny, choć
niewytłumaczalny smutek, który dziwnie poruszył Stormgrena.
 Jednak przypuśćmy, że mimo wszystko wasz eksperyment z Człowiekiem nie powiedzie się?
Takie przypadki miały miejsce na Ziemi, gdy bardziej rozwinięte cywilizacje nawiązywały kontakt
z prymitywniejszymi.
 To prawda  powiedział Karellen tak cicho, że Stormgren ledwie go usłyszał.  I my
mieliśmy swoje niepowodzenia.
 I co wtedy robicie?
 Czekamy i próbujemy ponownie.
Nastąpiła kilkusekundowa chwila milczenia. Kiedy Karellen znów przemówił, jego słowa były tak
nieoczekiwane, że Stormgren nie od razu zareagował.
 %7łegnaj, Rikki!
Karellen przechytrzył go, zapewne było już za pózno. Paraliż Stormgrena trwał tylko moment.
Jednym szybkim, wyćwiczonym ruchem wydobył latarkę i przycisną] ją do szkła.
Sosny schodziły niemal do samego jeziora, pozostawiając tylko wąski, kilkukłlometrowy pas trawy
wzdłuż brzegu. Każdego wieczora, jeśli tylko było dość ciepło, Stormgren, nie zważając na swoje
dziewięćdziesiąt lat, szedł tamtędy aż na molo, spoglądał na odbijające się w wodzie ostatnie
promienie zachodzącego słońca i wracał do domu, zanim znad puszczy nadleciały podmuchy
chłodniejszego wiatru. Ten prosty, codzienny rytuał dawał mu wiele satysfakcji i postanowił
podtrzymywać go dopóki siły mu na to pozwolą.
Daleko nad jeziorem ukazał się jakiś obiekt, lecąc nisko i szybko. Samoloty pojawiały się w tych
okolicach dość rzadko, jeśli nie liczyć rejsowych olbrzymów niemal co godzinę przelatujących nad
biegunem. Jednak oprócz sporadycznych smug kondensacyjnych przecinających stratosferę
cienkimi krechami bieli, żaden inny ślad nie zdradzał ich istnienia. Natomiast ta maszyna była
małym helikopterem zdecydowanie zmierzającym w kierunku mola. Stormgren rozejrzał się wokół
i stwierdził, że nie zdoła uniknąć spotkania. Wzruszył ramionami i usiadł na drewnianej ławce na
końcu pomostu.
Dziennikarz zwracał się do niego z takim szacunkiem, że ogromnie go to zdziwiło. Zdążył już
zapomnieć, że był nie tylko politykiem na emeryturze, ale postacią wręcz legendarną i znaną
daleko poza granicami swego kraju. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • showthemusic.xlx.pl
  • © 2009 Silni rządzą, słabych rzuca się na pożarcie, ci pośredni gdzieś tam przemykają niezauważeni jak pierd-cichacz. - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates