[ Pobierz całość w formacie PDF ]

się gęsią skórką.
 Pukałem, ale chyba mnie pani nie usłyszała.
Kasey aż zacisnęła szczęki, by nie skomentować niegrzecznego zachowania detektywa.
Ciężko znosiła obecność tego człowieka, w dużej mierze z powodu jego wyglądu i braku manier,
ale również dlatego, że traktował ją jak podejrzaną.
 Czym mogę panu służyć, detektywie?  spytała, siląc się na obojętny ton.
 Proszę mi podać opis człowieka, który zastrzelił pani partnerkę.
 To jakiś głupi żart?  spytała ze złością.
 Skądże.
A więc on również nie darzył jej sympatią. Szkoda. Powinien zostawić ją w spokoju i skupić
się na śledztwie. Jak miała go przekonać, że naprawdę nic nie pamięta?
 Nadal bardzo liczę na pani zeznania, pani Ellis.
 Jeśli coś sobie przypomnę, pan będzie pierwszą osobą, która się o tym dowie.
 Skoro tak pani twierdzi...
 Ciekawa jestem, ile jeszcze razy będziemy prowadzić tę samą rozmowę.
 Tyle razy, ile będzie trzeba.
 Naprawdę nic więcej nie pamiętam  mruknęła przez zaciśnięte zęby.
 Uważam inaczej  odparł z uporem.
 Co się stanie, jeśli pan nie rozwiąże tej sprawy?  spytała napastliwie.
 Morderca pozostanie na wolności.
 I pan mówi o tym tak spokojnie?
 Gdyby nie była tak zdenerwowana, zapewne nie zareagowałaby równie gwałtownie. Czy
można aresztować kogoś za to, że jest opryskliwy wobec policjanta?
 Pani Ellis, mam pracę do wykonania. Chyba pani to rozumie.
 Owszem, wyraził się pan dość jasno.
 Zrobię wszystko, by różne śmieci zniknęły z naszych ulic.  Odwrócił się i wyszedł
równie szybko, jak się pojawił.
Kasey oparła się o biurko. Poczuła się zupełnie wypruta z sił. Ależ paskudny typ z tego
Gallaina! Obawiała się go niemal tak samo jak mordercy.
 Czego chciał?  spytał Red, wchodząc do gabinetu. Za nim wszedł Don.
 Tego co zawsze  odparła zmęczonym głosem.
 Wydaje mu się, że wiesz więcej, niż chcesz powiedzieć?  spytał Don, zastygając w
malowniczej pozie przy framudze.
 Właśnie o to mu chodzi  przytaknęła.
 Co za cholerny tupet!  krzyknął Red.
 %7łyczę mu wszystkiego najgorszego  poparł przyjaciela Don.
 Słuchajcie  odezwała się Kasey, nie odrywając wzroku od Dona, który co chwilę
dotykał pieprzyka nad górną wargą.  Wyjeżdżam na jeden dzień z miasta. Po moim powrocie,
wypoczęci i pełni wigoru, bierzemy się ostro do roboty.
 Uważaj na siebie, dobrze?  poprosił Red.
 O co ci chodzi?  spytała ostro.
 Spokojnie, Red.  Don obrzucił kolegę karcącym spojrzeniem.  Dlaczego ją
straszysz?
 Naprawdę nie chciałem.  Red uśmiechnął się przepraszająco.
 Nic się nie stało, Red  uspokoiła go Kasey.
 Wszyscy jesteśmy trochę poirytowani.
Wciąż tak się czuła, również potem, gdy krążyła między wyładowanymi towarem półkami
sklepowymi. Powinna zrobić duże zakupy, ale jej wózek nadal był pusty. Jedyne produkty, na
widok których nie robiło się jej niedobrze, to owoce, ale przecież nie można żyć samą zieleniną.
Od wyjazdu z Dallas straciła kilka kilogramów i nie chciała jeszcze bardziej schudnąć. Miałaby
gotować dla jednej osoby? Szkoda zachodu. Gdyby zaprosiła Tannera na kolację... Natychmiast
odrzuciła ten pomysł, ale jej serce nie chciało się uspokoić. Przygotuje kolację dla Ginger.
Przy skręcaniu w kolejną alejkę potrąciła kogoś. Kasey podniosła wzrok i zamarła. Serce
zaczęło bić jeszcze szybciej. Zobaczyła wychudzonego mężczyznę z długimi tłustymi włosami.
Patrzył na nią zielonymi, pozbawionymi wyrazu oczami. Boże!  przeraziła się. To musi być
morderca. Mężczyzna wpatrywał się w nią jeszcze przez chwilę, a potem odwrócił się i odszedł.
Kasey zebrało się na mdłości, dlatego zgięła się wpół i zaczęła szybko oddychać.
 Proszę pani, czy wszystko w porządku?
Jakaś staruszka o dobrotliwym wyglądzie przykucnęła obok, patrząc na nią z niepokojem.
 To nic poważnego. Trochę boli mnie żołądek.
 Czy mogę pani jakoś pomóc?
 Jest pani bardzo miła, ale naprawdę nie trzeba. Poradzę sobie.
 Skoro tak...  odparła staruszka lekko urażonym tonem i odeszła.
Znalazła w sobie dość siły, by zapłacić za zakupy i dojechać do domu. Dopiero gdy zamknęła
za sobą drzwi mieszkania, trochę się rozluzniła. Czy naprawdę
widziała mordercę Shirley? Ten jego pusty wzrok... Nie, to tylko wyobraznia podsuwa jej
przerażające wizje. Muszę z tym skończyć, postanowiła Kasey. Wzięła gorący prysznic,
przebrała się w piżamę i pomaszerowała do kuchni. Wypiła szklankę mrożonej herbaty, bo na
samą myśl o jedzeniu robiło się jej niedobrze. Ledwie usadowiła się wygodnie na sofie, usłyszała [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • showthemusic.xlx.pl
  • © 2009 Silni rządzą, słabych rzuca się na pożarcie, ci pośredni gdzieś tam przemykają niezauważeni jak pierd-cichacz. - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates