[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zapytania z tyłu domu mieszczącego się przy ulicy Chamelot 10853. Szybko wsiedli do
ciężarówki i przyjechali pod wskazany adres.
- Zobaczmy od tyłu - zaproponował Jupe i poszedł ścieżką wokół budynku. Wyszli na
otwartą przestrzeń na tyłach domów i zobaczyli olbrzymie drzwi do magazynu z kilkoma
znakami zapytania w rogu, napisanymi niebieską kredą.
- Twoje znaki, Drugi - wskazał Jupe. - To musi być dobry adres.
- Mnie się wydaje zły - pokręcił powątpiewająco głową Pete. - Co o tym sądzisz,
Hamidzie?
- Nie sądzę, żeby to było tutaj - odparł chłopiec - ale było ciemno, może nie
widzieliśmy dobrze...
- Chyba też bardzo się spieszyliście - dodał Jupiter. - Patrzcie, tu są jakieś drzwi, obok
tych wielkich. Są uchylone. Zajrzyjmy, może uda się zobaczyć, czy sarkofag jest w środku.
Podeszli do drzwi. Otworzyli je na oścież i w tym momencie zobaczyli w nich trzy
roześmiane twarze.
- Patrzcie na Jupitera Mc Scherlocka i na jego popychadła! - Był to Chudy Norris,
śmiał się głośno.
- Polujesz na poszlaki, Scherlock? - zadrwił jeden z jego kumpli.
- Szukasz znaków zapytania? - spytał ze śmiechem trzeci, gruby, rudowłosy chłopiec.
- Tylko dobrze się rozejrzyj. Pełno ich w mieście.
- Myślę, że nie mamy co tutaj dłużej sterczeć - powiedział Chudy Norris. - Scherlock i
jego kumple przejęli sprawę w swoje ręce.
Parskając drwiąco przeszli obok czterech chłopców i skierowali się w dół alejki, do
sportowego samochodu Chudego Norrisa. Wsiedli i szybko odjechali.
Bob pierwszy zorientował się, na czym polegał złośliwy kawał Chudego.
- Patrzcie! - wskazał na rząd bram wzdłuż alei. Na wszystkich narysowane były kredą
fałszywe znaki zapytania. - Prawdopodobnie wszystkie aleje w okolicy tak załatwili.
Jupiter poczerwieniał ze złości.
- Chudy Norris! - wykrzyknął ze złością. - Pewnie któryś z naszych duchów
zadzwonił do niego i tak Norris dowiedział się, że szukamy niebieskich znaków zapytania.
Przyjechali tu z kolesiami i porysowali wkoło pełno pytajników, żeby nas zmylić. Jeden z
nich musiał do mnie zadzwonić, podał adres, a oni przyjechali tu, żeby się z nas ponabijać.
- Ale nam narobili... - Pete'a złość aż dławiła - Pękają teraz ze śmiechu. Znaki są
pewnie w całej dzielnicy. Taki numer, to tylko Chudy zdolny jest wywinąć. Niech no ja go
tylko dorwę, zmiażdżę go jak pluskwę!
Wyglądało na to, że złośliwy kawał Norrisa zaprzepaścił ich szansę znalezienia
właściwej bramy. Wokół było zbyt wiele znaków zapytania.
- No to co robimy? - zapytał bezradnie Bob. - Wracamy do składu?
- Na pewno nie! - krzyknął Jupe ze złością. - Przede wszystkim musimy sprawdzić, ile
znaków zapytania popisała dookoła banda Chudego. Potem zdecydujemy co dalej. A na
przyszłość musimy pamiętać, że nasz System połączeń , jak wiele świetnych pomysłów, też
ma swoje słabe strony.
Rozdzielili się, przeszukując pobliskie ulice i aleje na zapleczach. Wcześniej krótko
wyjaśnili Hamidowi, że Chudy Norris jest ich rywalem i jak dotąd zawsze gotów jest stanąć
na głowie, żeby tylko pokrzyżować im plany i przeszkodzić w dochodzeniu.
Poznajdowali znaki na domach kilku sąsiednich bloków. Bardzo zmartwieni spotkali
się przy ciężarówce, by przedyskutować dalsze postępowanie. Wreszcie zdeterminowany
Jupiter powiedział:
- Objedziemy całą dzielnicę. Może Pete i Hamid rozpoznają coś z ubiegłego wieczoru.
Nie możemy dać za wygraną. To nasza ostatnia szansa. Jeżeli Harry i Joe dostarczą sarkofag
nie zauważeni, przegraliśmy.
Z ciężkimi sercami wgramolili się na ciężarówkę i Konrad ruszył wolno ulicą
Chamelot.
- Ponieśliśmy klęskę - powiedział Pete ponuro. - Nazwijmy rzecz po imieniu.
- Dać satysfakcję Chudemu? - Jupiter zaciął usta. - Nie możemy się poddawać, nie ma
mowy. Zobacz ten stary kościół na rogu, może widziałeś go wczoraj, jak biegliście?
Pete popatrzył na stary kościół w stylu hiszpańskim i pokręcił głową.
- Wydaje mi się, że nie byliśmy w ogóle na tej ulicy - powiedział. - Ulice były węższe
i bardziej odrapane. I ciemniejsze.
- Pojedziemy więc na inną. Konrad, proszę, skręć w prawo.
- Robi się - odpowiedział Bawarczyk i skręcił w najbliższą ulicę.
Mijali trzecią przecznicę, kiedy Pete złapał Jupe'a za ramię.
- Ta budka z lodami! - zawołał. - Myślę, że minęliśmy ją, jak tylko zaczęliśmy biec.
Wskazał na coś, co wyglądało jak olbrzymi wafel na lody. Było to zamknięte i
jednocześnie całe jakby się rozlatywało. To nie była dzielnica, w której lodziarnia mogłaby
mieć powodzenie.
- Konrad, zatrzymaj się, proszę.
Ciężarówka stanęła. Pete, Jupe, Bob i Hamid wysiedli i zaczęli przyglądać się budzie
w kształcie wafla, naprzeciwko.
- Hamidzie, czy przypominasz sobie ten kształt? - zapytał Pete.
- O tak - chłopiec odpowiedział bez namysłu. - Nawet zdążyłem pomyśleć, że to jakaś
mała świątynia. To takie dziwne między innymi budynkami.
Bob uśmiechnął się.
- Tutaj w Kalifornii mamy budki z sokiem pomarańczowym w kształcie pomarańczy,
a z hot-dogami w kształcie hot-doga. Kiosk w kształcie wafla na lody to coś zupełnie
normalnego.
- Hot-dogi? - Hamid był przerażony. - Wy jecie psy w Ameryce? Ale nie było czasu
na wyjaśnienia, co to są amerykańskie hot-dogi. Po paru pytaniach Jupe zorientował się, że
ani Pete, ani Hamid nie są w stanie odtworzyć sytuacji z poprzedniego dnia i powiedzieć,
którędy biegli mijając budkę z lodami. Podjął szybko kolejną decyzję.
- Bob, zostań tu z Hamidem. Nastaw walkie-talkie na odbiór. Pete, przejdz się tą ulicą
i zaglądaj we wszystkie tylne alejki. Może trafisz na właściwą. Ja zrobię to samo. Szukając
znaków, pójdę w drugą stronę. W końcu Chudy ze swoją bandą nie mogli zabazgrać całego
Los Angeles.
- Możemy spróbować - zgodził się Pete.
- Konrad tu zaparkuje. Ciężarówka będzie naszą bazą w tej operacji, tu się spotkamy.
Szukając, utrzymujemy kontakt radiowy, pamiętajcie.
Zapadał już zmierzch. Pete i Jupe ruszyli czym prędzej w przeciwne strony, by zdążyć
przeszukać teren, nim zrobi się zupełnie ciemno. Bob i Hamid zostali w ciężarówce.
- Jeśli nie znajdą tego magazynu z sarkofagiem - odezwał się Hamid - to mumia Ra-
Orhona jest stracona na zawsze. Będzie nam wstyd z Achmedem wrócić do ojca bez naszego
szacownego przodka.
Bob zorientował się, że wbrew wszystkiemu, co powiedział Jupe, Hamid wciąż trwa
w wierze, że Ra-Orhon jest jego antenatem.
- Gdzie jest teraz Achmed? - zapytał.
- Nie wiem - odparł Hamid. - Mówił, że ma do załatwienia pewne sprawy dla mojego
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
© 2009 Silni rządzą, słabych rzuca się na pożarcie, ci pośredni gdzieś tam przemykają niezauważeni jak pierd-cichacz. - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates