[ Pobierz całość w formacie PDF ]

carda Castellari - i że to był powód, dla którego musiała go opuścić.
- W każdym razie wydaje mi się, że lepiej będzie, jeśli po tym wspaniałym śniada-
niu - a może lunchu? - przestanę ci siedzieć na karku.
- Dlaczego nie zostaniesz jeszcze trochę?
Serce zaczęło jej walić.
- Zostać?
- Dlaczego nie? Masz tu lepsze wygody niż u siebie w domu, do tego piętro niżej
jest służba, gotowa w każdej chwili na twój rozkaz. A ja wyjeżdżam do Nowego Jorku.
Pamiętasz?
- To bardzo uprzejma propozycja, ale nie mogę tego zrobić.
- Oczywiście, że możesz. Dla odmiany naciesz się trochę luksusem.
R
L
T
Szybko upiła łyk kawy, żeby nie zobaczył, że się skrzywiła. Jeśli chciał sprawić,
by poczuła się jak mała sierotka Annie, to nie mógłby się lepiej postarać. Czy litował się
nad nią, bo miała wrócić do maleńkiego mieszkanką, do którego musiałaby jechać pra-
wie godzinę?
- Nie chcę już dłużej nadużywać twojej uprzejmości - stwierdziła sztywno.
Zobaczył dumny i uparty wyraz jej ust i westchnął. Nadal była zagniewana - nie
bez powodu - ale chyba czas i wypoczynek złagodzą trochę jej uczucia?
- Nie nadużywasz jej. Chcę, żebyś tu została. Niech ci się miło mieszka, a po moim
powrocie porozmawiamy.
- Porozmawiamy?
Zbliżył twarz do jej twarzy. Na tyle blisko, by poczuła ciepły powiew jego odde-
chu.
- Jak wrócę, to pogadamy, co o tym wszystkim sądzisz, dobrze? Czy proszę o tak
wiele? - Zmrużył oczy. - Dobrze wiesz, że nie przyjmę odmowy - powiedział miękko.
- W takim razie odpowiedz musi brzmieć: tak.
Uśmiechnął się.
- Tu masz klucze. Zapisałem ci kod, żebyś mogła wejść do budynku.
- Kiedy wracasz?
- Za tydzień. Zostań tu tak długo, jak chcesz. A teraz, za twoim pozwoleniem, mu-
szę się spakować.
Absolutnie nie spodziewała się takiej kurtuazji. Nie była pewna, co ją wywołało
ani czy powinna w nią wierzyć. I Riccardo nawet nie próbował jej pocałować, prawda?
Po chwili pojawił się w marynarce pasującej do ciemnych spodni. Niósł ze sobą aktówkę
i małą torbę.
- Dobra, już idę. Masz dużo odpoczywać, rozumiesz?
Gdy skinęła głową, wyszedł. Na wpół ukryta za zasłoną, stała w oknie i patrzyła,
jak wsiadł do ciemnej limuzyny, czekającej przed budynkiem. Szybko włączyła się w
sznur samochodów jadących na zachód.
A potem nagle dotarła do niej rzeczywistość tego, co się działo.
R
L
T
Mieszkam w domu Riccarda. Powiedział, żebym zatrzymała się tu, jak długo ze-
chcę. Opiekował się mną podczas choroby i jeśli nie mam wciąż halucynacji, dziś rano
wydawał się... niemal czuły.
Czy to coś znaczy?
Prawdopodobnie zastanawianie się nad tym było stratą czasu. Więc Angie posta-
nowiła się rozgościć. Telewizor, który znalazła ukryty za rozsuwaną zasłoną, miał wiel-
kość małego ekranu kinowego. Riccardo zgromadził obszerną kolekcję filmów, w tym
fantastycznych filmów włoskich, na szczęście z napisami. Dalsze poszukiwania dopro-
wadziły ją do gabinetu zapełnionego książkami. Znajdowała się tu kanapa, na której
można było się skulić i pogrążyć w lekturze.
Kiedy poczuła się lepiej, zaczęła spacerować po Green Parku, a potem wałęsać się
po sklepach. Riccardo zadzwonił do niej w porze lunchu następnego dnia - miał zaraz
wyjść na poranne spotkanie - i spytał, czy wszystko u niej w porządku. Odpowiedziała
mu, że tak.
- A jak tam twoja siostra? Nadal się rozwodzi? - spytał ni z tego, ni z owego.
Co za ironia losu, pomyślała, że oboje mieli kłopoty z siostrami.
- Tak sądzę, nie miałam od niej ostatnio zbyt wiele wiadomości, poza sporadycz-
nymi szalonymi sms-ami, a wydaje się, że nigdy nie przegląda swojej poczty elektro-
nicznej.
- Zadzwoń do niej z mojego telefonu.
- Nie, naprawdę...
- Po prostu do niej zadzwoń - nalegał.
Rozłączyła się, czując, jak ogarnia ją dziwne ciepło - choć tym razem nie miało to
nic wspólnego z wirusem grypy. Nie wiedziała, że Riccardo potrafi być tak troskliwy. I
kiedy pózniej zadzwonił telefon, przyszło jej do głowy, że to znowu może być on.
- Halo? - odezwała się cicho.
To był głos kobiety, jedwabiście miękki, o charakterystycznym akcencie. Obudził
w niej mgliste wspomnienie.
- Czy to pokojówka? [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • showthemusic.xlx.pl
  • © 2009 Silni rządzą, słabych rzuca się na pożarcie, ci pośredni gdzieś tam przemykają niezauważeni jak pierd-cichacz. - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates