[ Pobierz całość w formacie PDF ]

zagryzł usta.
- Co się z nim stało? - zapytał na głos.
- Masz na myśli młodego wenecjanina? - odezwał się Peter. - Widziałem, jak wybiegł na podwórze
na chwilę przedtem, zanim runął budynek... Wykaraska się, zobaczysz. - Wynalazca nadal majstrował
przy dzwigniach, to pchając je, to ciągnąc. - Nie martw się o niego... - dorzucił. - Martw się raczej o nas.
Jesteśmy niezle poobijani.
Rick znowu sobie przypomniał szaloną ucieczkę po dnie weneckiej laguny, kiedy ścigała ich tajna gwardia
Doży, która od dawna była na tropie Petera i jego wynalazków, odkąd zegarmistrz próbował z nich zakpić
na Wyspie Masek. Przypomniał sobie, jak błotniste dno zaczęło się wznosić, przechodząc w wał
ochronny, za którym huczał przerażający wodospad bez dna. I jak Peter pociągnął za ostatnią dzwignię
swego genialnego wynalazku, krzycząc:  Trzymaj się!".
Tylko że nie było w środku nic, czego można by było się przytrzymać.
- Sądzę, że będziemy musieli co nieco naprawić -mruknął wynalazca, chwytając korbę i kręcąc nią.
- Zobaczmy, czy tym sposobem się otworzy...
Po kilku szarpnięciach obcęgami metalowa pokrywa, która osłaniała przednią szybę batyskafu, poddała
się.
Peter uradował się, wcisnął guzik i w kabinie rozległo się brzęczenie szerszenia. Zapalił duży, silny
reflektor, który wspaniale oświetlił widok przed nimi.
-Ooo... - westchnął Rick, rozpoznając natychmiast miejsce, w którym się znalezli. Znał je dobrze: była to
długa, wąska i mroczna dolina. Z jednej strony wznosiła się pionowo czarna ściana skalna, która ginęła
ponad ich głowami. Naprzeciwko znajdował się zakrzywiony mur, tworzący rodzaj ceglanego
wybrzuszenia, podobnego do skorupy żółwia.
Wokół nich spływały ze skał kaskady słodkiej i słonej wody, rozdzielając się na tysiące strumyczków, które
w końcu tworzył kręty potok spływający w dolinę.
- Labirynt - odezwał się Peter Dedalus bardzo zadowolony.
Rudzielec popatrzył na niego z niedowierzaniem. - Ale skąd miałeś pewność, że spadając wodospadem
laguny... trafimy tutaj?
- Och, wcale nie byłem tego pewny! - odparł spokojnie Peter, po czym otworzył zamknięty szczelnie
batyskaf. -A teraz nie podałbyś mi ręki?
Mężczyzna poklepywał go delikatnie po policzkach, powtarzając: - Hej, chłopcze, słyszysz mnie?
Chłopcze?
Tommaso Ranieri Strambi pomalutku wracał do przytomności. I gdy tylko otworzył oczy, skoczył na równe
nogi jak sprężyna.
- No, wreszcie się ocknąłeś! - zawołał starzec.
Tommaso rozejrzał się dokoła: znajdował się w gołej
izdebce, w której czuć było macerowanym papierem. Usiłował sobie coś przypomnieć. Co się stało?
Mężczyzni z tajnej gwardii deptali mu po piętach, dom zawalił się na niego i potem... Potem nie pamiętał
już niczego.
Jedno było pewne: nadal był w Wenecji. Ale gdzie? I kim był stojący obok niego człowiek? Przyjrzał mu
się uważnie i rozpoznał go. Zaledwie kilka godzin wcześniej razem z Rickiem przyszli do tego starca
zasięgnąć informacji, a ten zatrzasnął im drzwi przed nosem. - To pan był w tym sklepie papierniczym? -
zawołał.
Stary Zafon uśmiechnął się do niego. Jego wysuszona twarz była jak maska pełna zmarszczek i bruzd. -
Witam!
- Co ja tu robię?
Zafon wskazał mu coś za malutkim okienkiem. - Wyniosłem cię, zanim tamci zdążyli cię dopaść...
Tommaso usiadł na ziemi, usiłując poukładać sobie wszystko w głowie. - Pan mnie... wyniósł? - powtórzył.
- I wcale nie było łatwo, możesz mi wierzyć. Jesteś młody, ale dla mnie, staruszka, było tak, jakbyś
ważył tonę. Chcesz wody?
Tommaso przytaknął i wypił łapczywie. Zafon powiedział mu, że po ich wizycie poprzedniego dnia pobiegł
uprzedzić Petera Dedalusa. A ponieważ było mu przykro, że musiał tak chłopców zbyć, szukał ich, żeby
ich przeprosić za swoje zachowanie. Doszedł akurat w pobliże Domu Cabota w chwili, kiedy budynek się
walił.
- Widziałem cię, jak wyskoczyłeś na zewnątrz dosłownie na chwilę, nim ci się to wszystko zwali na
głowę... - wyjaśnił stary. - I zemdlałeś kilka kroków ode mnie. Potem zobaczyłem tych z tajnej gwardii i nie
miałem wątpliwości, co robić...
Tommaso był ciągle jeszcze zbyt oszołomiony, żeby odpowiedzieć.
- Dziękuję - wydusił w końcu, oddając szklankę. Potem pomyślał o budynku, który się zawalił, i
zawołał: -Wrota Czasu! Pewnie zostały zniszczone!
Stary Zafon przysiadł na koślawym stołku i uśmiechnął się. - Wrota Czasu, taaak... Tak myślałem, że tego
właśnie szukali ludzie hrabiego Cenere. Dowiedzieli się o istnieniu tych drzwi od człowieka, który tu
przybył jakiś czas temu na pokładzie okrętu z czarnymi żaglami.
i od tej pory zaczęli przeczesywać dom po domu.
Tommaso skinął głową: pamiętał, jak obaj z Rickiem byli obecni przy plądrowaniu przez agentów
mieszkania Callerów i rozmontowaniu maszyny drukarskiej Petera Dedalusa.
- Trzeba bardzo uważać, poruszając się po tym mieście. Wszędzie mają oczy i uszy - szepnął
Zafon. - Szukają Petera. I szukają Wrót Czasu. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • showthemusic.xlx.pl
  • © 2009 Silni rządzą, słabych rzuca się na pożarcie, ci pośredni gdzieś tam przemykają niezauważeni jak pierd-cichacz. - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates