[ Pobierz całość w formacie PDF ]
No, no... cmoknąłem na widok takiej sztuki.
Nie rób niemądrej miny szepnął Karol. Na
pewno niejedno jeszcze cię zadziwi...
Tymczasem Siwowłosy, posługując się wyłącznie lassem i
kolanami, pokazał znakomitą szkołę jazdy: raz stępa, raz
galopem, raz kłusem. Przyglądałem się temu pełen zachwytu
i zazdrości jednocześnie. Nigdy
nie osiągnę takiej' sprawności, choćbym przez sto lat nie
schodził z siodła. A przecież nie zaliczałem się do kiepskich
jezdzców. Lecz z umiejętnością powodowania koniem rzecz
ma się podobnie jak z grą na instrumentach muzycznych:
rzadko kto zostaje mistrzem mimo długoletniej nauki. Nasz
nowy znajomy okazał się prawdziwym mistrzem. O mało
nie zaklaskałem, gdy zatoczywszy ostatnie koło zatrzymał
wierzchowca.
Bierzcie go powiedział zeskakując. Jest ścigły i
wytrzymały, a poza tym posłuszny. Jeśli cokolwiek znam się
na rzeczy. A ty zwrócił się do farmera nie żądaj zbyt
wygórowanej ceny. Odbijesz sobie na kim innym.
Gospodarz machnął lekceważąco ręką i rozkazał
kowbojowi, aby przyprowadził wybrane zwierzę pod
werandę.
Czas na posiłek powiedział do nas. Chodzmy,
panowie.
Tym razem wkroczyliśmy do wnętrza domu. Pokój
wyglądał ponuro. Chociaż zwisająca z sufitu naftowa lampa
ledwo mżyła, dostrzegłem brud' wyzierający z każdego kąta,
a z uginających się przy byle stąpnięciu desek wzbijały się
obłoczki kurzu.
Siadajcie zaprosił Harfield.
Siedliśmy. Stołek trzeszczał pode mną przy każdym
poruszeniu, a i stół chwiał się niepokojąco. Na blacie,
wątpliwej czystości, ustawiono pięć cynowych talerzy,
blizniaczo podobnych do dostarczanych przez intendenturę
żołnierzom naszej armii. Siwowłosy również musiał to
dostrzec, bo nagle zapytał:
Dawno u ciebie biwakowali żołnierze? Założę się, że
najdalej przed rokiem.
Zgadłeś! zahuczał śmiechem Harfield. Nic nie
ujdzie twej uwadze. Miejcie się na baczności, panowie. On
doszuka się dziury nawet w całym. Teksas! ryknął
odwracając głowę. Długo mamy czekać?
Teksas, tym razem opasany białą ścierką, pojawił się
natychmiast, niosąc oburącz sporą rynkę, z której buchała
chmurka pary.
Gdzie Jack? zapytał farmer.
Mówił, że go ręka boli i poszedł spać.
Co takiego? Wszystko przez te miejskie wychowanie!
Słyszałeś, Old Gray? Chłopak ma lekko startą skórę na dłoni
i już robi z siebie inwalidę. Ale ja myślę, że po prostu... boi
się! Tak przeżywa ten napad... Powiedz, Old Gray, czy
pobyt w mieście pozbawia mężczyznę odwagi? Kiedy ja
zaorywałem tu pierwszy zagon, idąc za pługiem miałem
przewieszonego przez ramię remingtona. Pojmujesz?
Zapytany skinął głową.
Czarne Stopy rzekł krótko. Chociaż... ostatnie
walki toczyły się na tych ziemiach w 1877 roku: Lamę Deer,
Big Hole i Bear Paws, jeśli mi pamięć dopisuje.
Walki! wykrzyknął farmer. Co ty uważasz za
walkę? Armaty, piechota, szarżująca kawaleria? Lecz gdy
banda czerwonych skór obiegnie dom farmera i spali go
wraz z mieszkańcami, to już się nie liczy! Teksas, nie stój
jak kołek w płocie. Dawaj, co tam masz.
To, co miał Teksas, okazało się gulaszem z baraniego
mięsa. Jadłem go wyszczerbionym widelcem i cynową
łyżką. Jak widać, Harfield nie dbał o elegancję sztućców.
Jedząc rozmyślałem o chłopcu. Na pewno nas zauważył i
poznał, a teraz trząsł się ze strachu przed konfrontacją.
Na szczęście podjął farmer Indian widziałem
tylko z daleka. Miałem tu paru zuchów niezle
umiejących władać bronią, a nawet przyplątał się jakiś
traper. Gościłem go przez dwa miesiące, chociaż z
żywnością było kiepsko. Lecz dobrą strzelbę w dobrych
rękach ceniło się wówczas wyżej od jedzenia. Wy tego nie
znacie zwrócił się do mnie i do Karola a wyobrazić
sobie trudno.
Kto wie mruknął Siwowłosy może znają?
E, tam! Teksas, dawaj piwo! Jak tu przybyłem, zaraz
wzięliśmy się do budowy. Z tamtej strony jeziorka rósł las,
niewiele z niego pozostało. Pierwsze drzewa poszły na
blokhauz. Tęga to była robota. Dzwignęliśmy we czwórkę
prawdziwy fort z palisadą. Nareszcie można było
bezpieczniej spać, lecz przed samym świtem kolejny
wartownik budził wszystkich. Wiadomo, świt to ulubiona
pora napadów czerwono-skórych. Takie to były czasy. Mało
kto o nich pamięta.
Lecz przecież żaden napad się nie zdarzył wtrącił
Old Gray.
Na szczęście. W przeciwnym wypadku może nie
popijalibyśmy teraz piwa. Wasze zdrowie!
Opróżniłem szklankę i skromnie zauważyłem, że warto by
zanotować takie wspomnienia.
Harfiełd wytrzeszczył na mnie oczy, a Siwowłosy
roześmiał się.
Zapewne, zapewne przytaknął jednak Sama nikt
nie zmusi do pisania. On tego nie lubi.
A nie lubię. Zbyt mądra to dla mnie sztuka. Cóż,
prosty jestem człowiek, za to mój syn...
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
© 2009 Silni rządzą, słabych rzuca się na pożarcie, ci pośredni gdzieś tam przemykają niezauważeni jak pierd-cichacz. - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates