[ Pobierz całość w formacie PDF ]
przesyłową pięciu tysięcy kilowoltów. . . Marco, jak on jest nieprzytomny, to nic
nie powie, więc lepiej by było, żeby tak często nie mdlał!
Opuścili las i skierowali się ku centrum dysku między bagnami z jednej, a po-
lami uprawnymi z drugiej strony. Przed nimi wznosił się imponujący słup dymu,
którego wierzchołek rozwiewały dmące na dużej wysokości wiatry. Wkrótce też
dostrzegli grupę ludzi wędrującą z przeciwka. Na widok zwartego oddziału od-
biegli co prawda od drogi, ale zbrojni bez trudu złapali jednego i przyprowadzili
Lotharowi do przepytania. Złapany trząsł się ze strachu, więc chwilę to trwało.
Kin natomiast zaczęła trząść się z zimna.
Silver, jak po ichniemu będzie: Prawie zamarzłam ? spytała.
Silver przetłumaczyła, Kin stuknęła Lothara i powtórzyła najwyrazniej, jak
umiała.
Lothar obrócił się w siodle i wytrzeszczył oczy, ale po chwili odpiął ozdobną
zapinkę przytrzymującą płaszcz i podał go jej. Płaszcz, łagodnie mówiąc, śmier-
dział, ale mimo to Kin owinęła się nim szczelnie.
Kapłan w płaszczu wymamrotał coś mało życzliwie.
Powiedział, że wkrótce oboje was ogrzeją ognie piekieł przetłumaczyła
Silver.
Zlicznie, gdzie się nie ruszę, zawsze zdobywam przyjaciół!
Słuchaj uważnie: Wasz oddział składa się z dwóch grup. Jedna to kapłani
Christosa Stwórcy, którzy są przekonani, że ten słup dymu to znak jego po-
wrotu. Druga to ludzie Lothara, drobnego arystokraty zajmującego się rozbojem
i łupiestwem. Według naszego informatora jest też synem Saitana.
Ten Saitan ma w okolicy kupę krewniaków zauważyła rzeczowo Kin.
To dziwaczna religia: wszyscy są zli, dopóki nie udowodnią, że są święci.
Nasz informator mówi, że kapłani spotkali się z Lotharem i połączyli dla urojonej
ochrony w drodze, ale ten czasowy sojusz w każdej chwili może się skończyć.
Chcesz powiedzieć, że oficjalnie bóg Lothara wrócił, a jego wyznawca
myśli wyłącznie o grabieży?
Na pewno też o mordach i gwałtach. Teraz jedziecie do świątyni na nocleg.
Wtedy spróbujemy cię odbić. Teraz się wyłączę, bo mam rannego do opatrzenia. . .
Ci kapłani Christosa są albo bardzo głupi, albo bardzo odważni: ten uderzył Mar-
ca. Rezultat możesz sobie wyobrazić.
94
To jakim cudem on jeszcze żyje?
Udało mi się przekonać Marca, że chwilowo żywy bardziej nam się przyda,
więc tylko połamał mu ręce.
* * *
Póznym południem dotarli do miasta, którego domy o spadzistych dachach
otaczały jakiś obiekt religijny, zgodnie z tym, co mówiła Silver. Dopiero gdy Lo-
thar posłał przodem zbrojnych, by mieczami utorowali drogę, udało im się prze-
jechać do tego obiektu przez błotniste, pełne wozów uliczki. Budowlę otaczał
głośny tłum ubrany w różne odcienie szaroburego. Obsługa przystrojona była
w święte kolory, a kapłana w płaszczu powitała z szaleńczą zgoła radością, tak
energicznie pomagając mu zsiąść, że omal nie ściągnęli go z siodła.
Lothar przyglądał się temu obojętnie. Kin dostrzegła, że jego ludzie utworzyli
wokół półkole, trzymając w dłoniach łuki i często spoglądając w niebo. Głów-
ny kapłan, zidentyfikowany przez Silver jako Otto, po krótkiej rozmowie z nowo
przybyłym księdzem pognał gdzieś i po chwili wrócił, prowadząc kogoś chyba
znacznie świętszego, gdyż tłum rozstępował się przed nim. Przybysz był baryłko-
waty i miał zaczerwienione oczy, jakby od pewnego czasu cierpiał na bezsenność.
Na standardowy strój służbowy miał narzucony czerwony płaszcz wyszywany
w złote wzory, na którym widniały plamy zaschniętego błota. Ponuro wysłuchał
relacji Ottona, po czym podszedł do konia Lothara i przyjrzał się Kin. W końcu
uszczypnął ją w udo.
Kin zdecydowała się nie kopnąć go w zęby. Było to tyle rozsądne, ile trudne.
Lothar zsiadł, przyklęknął na jedno kolano i z ręką na sercu powiedział coś
kwieciście niczym doświadczony domokrążca.
Niewiele mogę pomóc rzekła Silver. Aacina to taki religijny wspólny,
a oni mówią, jeśli się nie mylę, po starogermańsku, którego nie znam. Ten gruby
to lokalny biskup, a chodzi o to, czy Lothar cię zatrzyma, czy też będzie musiał
oddać kapłanom.
A co z heroiczną misją ratunkową? Wiesz, człowiek się męczy, tak ciągle
czekając w napięciu, aż z nieba spadną przyjaciele, waląc na oślep z laserów i. . .
Miałam zamiar użyć twojego stunnera, ale nie ma go w kombinezonie
przerwała jej rzeczowo Silver. Musiałaś go zgubić koło żółwia, co załatwia
plan A. Plan B też się nie uda, bo zanim Marco zdążyłby cię porwać w powietrzu,
naszpikowaliby go strzałami, tak zawzięcie się rozglądają po niebie. Smoków się
boją czy czegoś innego?
A plan C?
95
Rozległo się westchnienie.
Marco chce wylądować jako desant i ciąć każdego, kto mu wejdzie pod
miecz.
To niezły plan.
On jest wariat, a to nie jest plan! Na północy mają takie określenie: berser-
ker. Zostało wymyślone specjalnie dla niego!
Tymczasem Lothar zamilkł, biskup zaś przyjrzał się najpierw jemu, potem
Kin, a w końcu skinął ręką. Kin zsunęła się z końskiego grzbietu, tracąc przy oka-
zji płaszcz, który zsunął się samodzielnie. Nim go podniosła i włożyła, w tłumie
zapadła głucha cisza. Biskup dał znak Kin, żeby poszła z nim, po czym poczłapał
w stronę budynku. Gawiedz postępowała w milczeniu za nimi.
Między świętymi budynkami dotarli do stratowanego dziedzińca, pogrążone-
go już w półmroku. Część dziedzińca znajdowała się pod dachem. I była zakrato-
wana.
Chcą mnie zamknąć, Silver! Gdzie wy, do cholery, jesteście?!
W lasku w pobliżu miasta. Krata nie wygląda na zbyt grubą, ale mogą ją
uznać za wystarczająco mocną i zrezygnować z wartowników.
Nie wygląda. . . ?! Silver, jakim cudem widzisz kratę?
Marco jest w tłumie za twoimi plecami i zdaje mi na bieżąco raport. Tylko
się za nim nie rozglądaj!
Biskup stanął przed środkową klatką i otworzył drzwi. Gdy Kin zatrzymała
się przed nimi, coś ją delikatnie dzgnęło w plecy był to czubek miecza jednego
z łuczników. Weszła do klatki bez zwłoki. Zamek był wielki i masywny, ale pry-
mitywny, za to krata zbudowana była z bali o średnicy sześciu cali. Ciekawe, co
oni tu zwykle trzymali?
Pytanie było z gatunku retorycznych, zresztą i tak nie byłoby kogo spytać
wszyscy sobie poszli, łącznie z gawiedzią. W oddali pozostała jedynie para łucz-
ników obserwujących niebo, a po chwili przed klatką pojawił się kapłan, wsunął
przez bale miskę ochłapów i uciekł. Na niebie rozbłysły gwiazdy, a od strony ulicy
słychać było skrzyp wozów i okrzyki.
Silver? spytała cicho.
Przez chwilę w uchu panowała cisza, nim rozległ się głos:
Jestem, Kin. W dodatku znacznie lepiej poinformowana. Nadal dokładnie
nie wiadomo, jaki jest twój status. Lothar zdołał cię uratować od natychmiastowej
egzekucji. Dowiedziałam się także, jaka jest aktualna sytuacja na dysku, chcesz
usłyszeć? I tak cię nie odbijemy, zanim zrobi się zupełnie ciemno: łucznicy na
pewno nie widzą w mroku tak dobrze jak Marco.
No to mów, może się pośmieję. Kin powąchała zawartość miski i odsta-
wiła ją zdecydowanym ruchem.
Wyglądało i śmierdziało tak, jakby już kogoś przyprawiło o ostrą niestraw-
ność.
96
Wszystko to jest wielce interesujące: otóż mieszkańcy są zdania, że albo
nastąpił powrót Christosa, albo koniec świata, albo też jedno i drugie. Najpierw
niebo płonęło, czyli wrak naszego statku, i były na nim dziwne znaki, a teraz ten
dym. Przebywających w mieście można podzielić na dwie kategorie: przybyszów,
którzy spieszą na miejsce wydarzenia, i uciekinierów z jego okolic.
A dlaczego uciekają?
Bo to strasznie wybredny bóg.
Skąd to wszystko wiesz?
Nastąpiła cisza i dopiero po chwili Silver zażądała:
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
© 2009 Silni rządzą, słabych rzuca się na pożarcie, ci pośredni gdzieś tam przemykają niezauważeni jak pierd-cichacz. - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates