Rainer Maria Rilke malte 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

¹¹v a (daw.)  spieszyć siÄ™.
¹¹w t el  Å›rdw. wÄ™drowny Å›piewak i poeta.
rainer maria rilke Malte 72
wstawało już na jego miejscu. Gdy zjawiały się pomysły, obchoóono się z nimi w wielkim
stylu, nie wierząc w nie naprawdę; pewne natomiast wspomnienia sięgały po jakąś nie-
spoóiewaną ostateczność. Wieczorem, przy kominku, mniemano się im oddawać. Ale
noc na dworze, której nie znało się już, nagle stawała się baróo silna w słuchu. Ucho,
doświadczone w tylu wolnych albo niebezpiecznych nocach, odróżniało poszczególne
cząstki ciszy. A jednak było to inne tym razem. Nie noc pomięóy wczoraj a óisiaj:
jedna noc. Noc. ea e e ¹¹x , a potem: zmartwychwstanie. Do takich goóin led-
wo sięgały przechwałki o tej czy owej kochance: kochanki wszystkie przeinaczone były
w piosnkach dnia i służebnych wierszach trubadurów; stały się niepojęte pod długimi,
powłóczystymi, paradnymi imionami. Wspomnienie ich co najwyżej w ciemności zjawić
się mogło w pełnym, kobiecym wzniesieniu oczu nieprawego syna.
A potem, przed pózną wieczerzą, to zamyślenie nad rękami w srebrnej miednicy.
Własnymi rękami. Czy można było związek jakiś wnieść w to, co było ich? Jakieś na-
stępstwo, dalszy ciąg jakiś chwytania i puszczania? Nie. Wszyscy próbowali za i przeciw,
jedno i drugie. Wszyscy wyrównywali się, akcji nie było żadnej.
Akcja była tylko u braci misjonarzy. Król, który wióiał, jak się zachowywali, sam wy-
nalazÅ‚ dla nich glejt¹¹y . NazywaÅ‚ ich swoimi miÅ‚ymi braćmi; nigdy tak nikt mu nie przy-
padł do serca. Pozwolił wyraznie, aby w całym swym znaczeniu choóili pośród śmier-
telnych; król bowiem niczego baróiej nie pragnął nad jedno: aby zarazili wielu i porwali
w moc swojej akcji, w której Å‚ad byÅ‚. A on sam pragnÄ…Å‚ uczyć siÄ™ od nich. Czyli¹²p nie no-
sił na sobie, zupełnie jak oni, znaków i sukien o tym samym znaczeniu? Przyglądając im
się, mógł myśleć, że tego można się nauczyć: przychoóenia, odchoóenia, wypowiadania
i odginania się, tak iż nie było wątpliwości. Niezmierzone naóieje zasnuwały mu serce.
W tej niespokojnie oświetlonej, osobliwie niepewnej sali szpitala Zwiętej Trójcy sieóiał
coóiennie na najprzedniejszym miejscu i wstawał wzburzony, i trzymał się w ryzach jak
uczeń.
Inni płakali; on wszakże był w sobie pełen lśniących łez i tylko ściskał zimne dłonie
z całych sił, aby to znieść. Niekiedy w chwili ostatecznej, kiedy aktor, co już rolę skończył,
usuwał się nagle z kręgu jego wielkiego wzroku, podnosił twarz, by zadrżeć; od jakże to
dawna On już tam był: M e e Zwięty Michał, tam wysoko, wysunięty na krawędz
rusztowania, w lustrzanej, srebrnej zbroi& ?
W chwilach takich prostował się. Rozglądał się wkoło, jak przed decyzją. Baróo bliski
był zrozumienia odpowiednika do tej tu akcji: tamtej, wielkiej, smętnej, świeckiej Pasji,
w której on sam grał.
Lecz nagle byÅ‚ koniec. Wszyscy jÄ™li¹²¹ poruszać siÄ™ bez sensu. Otwarte pochodnie
sunęły ku niemu, a w górę, w sklepienie, ciskały się bezkształtne cienie. Luóie, których
nie znał, ciągnęli go. Chciał grać: ale z ust nie dobywało się nic, ruchy jego nie dawały
żadnego gestu. Tak óiwnie tłoczyli się wkoło niego, myśl mu przyszła, że ma dzwigać
krzyż. I chciał czekać, aż go przyniosą. Lecz oni byli mocniejsi i wypchnęli go powoli.
Aktor
Na zewnątrz zmieniło się wiele. Nie wiem, jak. Ale wewnątrz i przed Tobą, Boże,
wewnątrz przed Tobą, Wióu: czy nie bez akcji jesteśmy? Odkrywamy wprawóie, że
nie znamy roli, szukamy zwierciadła, chcielibyśmy szminkę zetrzeć i to obce zdjąć, i być
rzeczywistymi. Ale góieś jeszcze przylega do nas jakiś kawałek przebrania, o którym
zapominamy. Jakiś cień przesady zostaje w naszych brwiach, nie spostrzegamy, że kąciki
ust mamy wykrzywione. I tak się obnosimy, my, pośmiewisko, i my, połowa: ni będący,
ni aktorzy.
¹¹x ea e e (Êî.)  dobry (dosÅ‚.: piÄ™kny) Pan Bóg.
¹¹y le t  dosÅ‚.: wydany przez wÅ‚aóe dokument, zapewniajÄ…cy bezpieczeÅ„stwo osobiste przy przejezóie przez
dany teren.
¹²p l  czy z partykuÅ‚Ä… pytajnÄ… -li.
¹²¹ (daw.)  zacząć.
rainer maria rilke Malte 73
Było to w teatrze w Orange. Nie baróo patrząc przed siebie, tylko w świadomo-
ści szorstkiego łomu, tworzącego teraz jego fasadę, wszedłem przez małe oszklone drzwi
dozorcy. ZnalazÅ‚em siÄ™ poÅ›ród leżących ciaÅ‚ kolumn, góie rosÅ‚y alteje¹²², które mi wszak-
że tylko na chwilę przesłoniły otwartą muszlę pochyłej widowni, leżącą tak, poóieloną
cieniami popołudnia, jak olbrzymi wklęsły zegar słoneczny. Pośpiesznie szedłem prosto
na nią. Czułem, idąc pod górę mięóy rzędami krzeseł, jak malałem w tym otoczeniu.
W górze, nieco wyżej, stało zle rozstawionych paru przybyszów w bezczynnej ciekawości.
Ubrania ich były nieprzyjemnie wyrazne, ale ich skala nie miała najmniejszego znaczenia.
Przez chwilę mierzyli mnie okiem, zóiwieni moją małością. To sprawiło, że obejrzałem
siÄ™ za siebie.
O, byłem najzupełniej nie przygotowany. Grano. Bezmierny, nadluóki dramat był
w toku, dramat tej potężnej ściany scenicznej, której pionowy rozkład występował trzy-
krotnie, grzmiący wielkością, niszczycielski niemal, i nagle miary pełen w nadmiarze.
Zapomniałem się w szczęsnym osłupieniu. To, co tam wyrastało wysoko z podobnym
do twarzy układem swych cieni, z nagromaóoną ciemnią ust pośrodku, odgraniczone
w górze wieńczącym gzymsem równych ozdobnych kęóiorów  to była ta mocna, prze-
mieniająca wszystko maska antyczna, za którą świat błyskawicznie skupiał się w oblicze.
Tu, w tym wielkim, wgiętym kręgu krzeseł panował czekający, pusty, ssący byt:
wszystko, co się a , było ta : bogi i przeznaczenie. I stamtąd (jeżeli się spojrzało
wysoko) szedł lekko, poprzez oścień muru: wiekuisty wjazd Niebios.
Ta oto goóina, pojmuję teraz, na zawsze odgroóiła mnie od naszych teatrów. Co
mnie do nich? Co mnie do takiej sceny, góie tÄ™ Å›cianÄ™ (ikonostas¹²³ rosyjskich cer-
kwi) zniesiono, ponieważ nie ma się już dość siły, by poprzez jej twardość przecisnąć
akcję, lotną akcję, występującą w pełnych, ciężkich kroplach oliwy. I oto ochłapy spadają [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • showthemusic.xlx.pl
  • © 2009 Silni rzÄ…dzÄ…, sÅ‚abych rzuca siÄ™ na pożarcie, ci poÅ›redni gdzieÅ› tam przemykajÄ… niezauważeni jak pierd-cichacz. - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates